czwartek, 16 lipca 2015

Niedaleko pada jabłko od jabłoni... :)


We wrześniu pisałam o tym, jak to moje malutkie dziecko (niemowlaczek mój !!!), poszło do szkoły... :) - Witaj szkoło! :) - chyba się zestarzałam...?! Tylko kiedy?! - Dziś już mamy lipiec. Rok szkolny się skończył, więc zdążyłam się już oswoić i pogodzić z myślą, że moje starsze dziecko wdziało szkolny mundurek. Przez te kilka miesięcy nauki pogodziłam się z tym, że moja malutka córeczka wyrosła już z pampersów, nie ssie już smoczka, nie potrzebuje mnie 24 godziny na dobę i podczytuje mi zza ramienia smsy, które piszę do przyjaciółek... :) Tak, z wieloma rzeczami przez ten rok musiałam się już pogodzić... choćby z tym, że mam już samodzielne dzieci, że moje młodsze dziecko we wrześniu też stanie się uczniem (!!!) oraz, że nie mam już nastu lat. Musiałam się pogodzić też z tym, że moja starsza córka najwyraźniej idzie w moje ślady... :)

Ja w wieku 6 lat... :)
Ja jako dziecko byłam małym, wrednym, rudym, piegowatym trollem - niestety, tak z perspektywy czasu bym siebie określiła. Dlaczego? A to nakarmiłam Mateuszka robakami, wmawiając mu, że zostanie bohaterem "dżdżomenem" :D A to Beatce udekorowałam blond loki gumą balonową, ulubioną maskotkę Ani skąpałam w klopie, a Michałkowi do ciepłego mleka wsypałam obierki od kredki... Czym sobie zasłużyli? Nie chcieli się ze mną bawić, bo byłam ruda... Jestem więc usprawiedliwiona, rozumiem?! :) Kiedy pani nauczycielka skierowała mnie za karę do kąta (Dzięki Bogu, karny jeżyk nie był jeszcze popularny :) również zesłała na siebie gniew Rudej Renatki. Pani była uczulona na mlecze, zgadnijcie więc z czego utkałam jej bukiet, w ramach przeprosin?! :D Pani Ela spuchła i nie było jej tydzień. Jeśli więc rozważasz pracę przedszkolanki, przemyśl to jeszcze. Podobno tylko 1% populacji jest ruda, ale jeśli masz w życiu pecha.... :D Koleżanki, koledzy, nauczycielka i mamusia nie mieli ze mną łatwo. W domu byłam grzeczną córeczką, ale w zerówce zmieniałam się w małego rudego szatana. Ale od najmłodszych lat miałam pasję! Lubiłam tańczyć... A film "Dirty Dancing" służył mi za dobranockę :)

Już od najmłodszych lat uczęszczałam na zajęcia taneczno-gimnastyczne. Więc kiedy już wyrobiłam dzienny limit uprzykrzania życia współtowarzyszom z klasy, szłam na salę gimnastyczną szukać kolejnych ofiar :) nie... tam już nie było tak źle. Tam już łączyła mnie z innymi dziećmi wspólna pasja do gimnastyki i tańca towarzyskiego, więc nie miało znaczenia nawet to, że jestem ruda. Kamilek mimo to został moim partnerem (wielkie dzięki i brawa za odwagę dla Kamilka :). Zaczęły się występy, pokazy i przed każdym z nich, prośby skierowane do mamy "Mamo, tylko nie patrz na mnie" :) i tak upłynęły mi najmłodsze lata szkoły podstawowej.

W szkole średniej rozeszły się moje drogi z tańcem towarzyskim, ale pani W-Fistka szybko zauważyła moją gibkość, sprawność ruchową i to, że energia tryska mi wręcz uszami i zaprosiła na pierwszą próbę szkolnego zespołu cheerleaderek, którego była opiekunką. Wstąpiłam do grupy i uwierzcie mi, były to jedne z najpiękniejszych lat w moim życiu! Miałam tam wspaniałe dziewczyny, które podzielały moją pasję, poznałam tam jedną z moich najlepszych przyjaciółek, z którą przyjaźnię się do dziś.. a poza tym robiłam to, co uwielbiałam! :) Nie było łatwo. Często z sali wychodziłyśmy ostatkami sił, do znudzenia powtarzałyśmy układy... Nie raz zdarzały się kontuzje ("aaa bo się rozmyśliłam w połowie salta... :P i stwierdziłam, że jednak mi się nie chce" :) Były też śmieszne dziś przygody, które wtedy wzbudzały w nas dreszcze :) Występ na majówce w centrum miasta, kiedy koleżanka zostawiła płytę z muzyką w domu. 30 km od miasta... Musiałyśmy zatańczyć przy piosence, którą słyszałyśmy pierwszy raz w życiu (a układ co do ósemki dopasowany do tamtej piosenki! :) Nie raz też kończyłyśmy wystepy pokaleczone, bo musiałyśmy tańczyć na surowym betonie, a miałyśmy w układzie szpagaty i elementy, w których kładłyśmy się na ziemię.... :) na sali gimnastycznej tańczyło się łatwiej i przyjemniej :)

To są wspaniałe wspomnienia :) Po szkole średniej już każda z nas poszła swoją drogą i wszystko się skończyło.  A potem wyszłam za mąż i urodziłam dzieci. Zapomniałam nawet, że byłam pomponiarą... do czasu kiedy moja córka wróciła pewnego dnia do domu i oznajmiła mi "mamusiu! zostałam cheerleaderką!" :D i zaczęły się próby, występy, pokazy.. z tym, że teraz stoję po drugiej stronie. Podczas pierwszego występu mojej córki, uwierzcie mi - wzruszyłam się :) Wróciły wspomnienia i tamte lata. Poza tym widok mojej małej dziewczynki machającej na prawo i lewo różowymi pomponami to przeuroczy widok! Ale to potrafi zrozumieć chyba tylko matka... :)  Tak jak tylko matka potrafi zachwycać się kolorowymi bazgrołkami na kartce papieru i powiedzieć, że to najpiękniejszy rysunek jaki widziała :) Choć i to mnie się kiedyś nie powiodło:

- Kochanie jak ślicznie narysowałaś! To piesek na łańcuszkowej smyczy? :)
- Nie mamusiu, to ty w swetrze z guzikami...
:)

...Nie ważne :) i tak było najpiękniej :) Tak jak teraz najpiękniej tańczy moje dziecko! Co z tego, że gubi czasem rytm? Co z tego, że myli czasem kroki?! Co z tego? I tak jestem wzruszona. Teraz wiem, co czuła moja mama podczas moich pierwszych występów. Teraz wiem, jaka duma ją rozpierała, choć moja rumba nie była tak perfekcyjna jak rumba pani Pavlovic... :) Nie mogła oderwać ode mnie wzroku, tak jak teraz ja nie mogę oderwać wzroku od mojej córki, choć przed każdym występem słyszę "Mamusiu, tylko nie patrz na mnie..." :)




6 komentarzy:

  1. Nie ma się co dziwić, że idzie w Twoje ślady. Geny to geny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, ale się uśmiałam :) Niezłe ziółko byłaś, no no.
    Fajnie że córeczka na swoją pasę, którą na pewno trzeba pielęgnować, a Tobie dzięki temu wracają wspomnienia z dziecięcych lat :)
    P.S. Na zdjęciach widzę duże podobieństwo córeczki do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozczulający post, dziękuję Ci za niego :)
    Widzę, że obie byłyśmy niezłymi ziółkami. Dokładnie przedwczoraj opowiadałam koleżance co też wyczyniałam, a dokonania miałam podobne do Twoich.

    Powodzenia dla małej. Bądź dumna z niej zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i dodam, że rozwijanie pasji od najmłodszych lat uważam za rzecz wspaniałą. Zawsze może przerodzić się to w coś więcej. A nawet jeśli nie - zostaną wspomnienia fajnie spędzonego czasu w towarzystwie fajnych ludzi.

      Usuń
  4. Na razie nie planuję dzieci, nawet nie wiem czy chcę... Ale wpisy takie jak te coraz bardziej mnie do tego zachęcają... :D Może kiedyś i ja będę tak samo wzruszona.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z dorastaniem moich dzieci już dawno musiałam się pogodzić. Nie tak dawno sama cieszyłam się nastoletnim życiem, a tu już moje smyki jeszcze troszkę tego zasmakują Fajny post :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...