sobota, 9 grudnia 2017

Nie lubię dzieci!

dziecko, dzieci, nie lubię dzieci, przedszkole, niegrzeczne dziecko

Jako mała dziewczynka, woziłam lalki w wózku! Zmieniałam im ubranka i pieluchy, karmiłam je butelką, kąpałam w wannie i chodziłam na spacery z całym niezbędnym wyposażeniem. Z domu zawsze wychodziłam z wypchanym plecakiem - pieluchy na zmianę, ubranko, butelka i inne przybory, niezbędne dla mojego plastikowego noworodka.. Wiadomo - Jak to z dzieckiem! Trzeba być przygotowanym na wszystko. Sami przyznajcie, że przez chwilę zachowywałam się jak typowa dziewczynka... Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nie lubię dzieci... ;)

Nie lubię dzieci... od zawsze!

...lecz szybko się zorientowałam! Kiedy miałam 9 lat, na świecie pojawił się mój brat. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, jeszcze w szpitalu, powiedziałam słowa, które wyszły poza mury szpitalne i na zawsze zapisały się na kartach historii naszej rodziny. Do dziś, często są mi wypominane przez, 24 letniego obecnie, brata...

"Mamo, a możesz go tu zostawić? 
Nie chcę go w domu... brzydki jest" :D 

...ale i tak go wzięli. Potem na szczęście, nawet trochę wyładniał. Poza tym, głupio już było wyrzucić go na ulicę. Został więc na stałe, ale ja zdałam sobie sprawę, że po moim instynkcie opiekuńczym z wczesnego dzieciństwa, nie pozostał najmniejszy ślad. Nie naprostowałam się już i jako 13 letni podlotek, ukradkiem szczypałam roczną bratanicę w tyłek, żeby zeszła z moich kolan i nigdy więcej nie wpadła na równie idiotyczny pomysł, żeby wgramolić się z powrotem. 

Jako 20 letnia dziewczyna, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, potem już mężem, odwiedzałam znajomych posiadających już swoje pierworodne. Odkryłam, że dzieci nadal do mnie lgną! Uwielbiają mnie!... ale w dalszym ciągu bez wzajemności. Kiedy mój facet i znajomi siedzieli przy stole, rozmawiali i popijali gorącą, aromatyczną kawę, ich córka maltretowała mnie, ciągnąc do dziecięcego pokoju! Pokazywała mi lalki i kazała zmieniać im kiecki i pieluchy! Rodzice młodej nie reagowali, a kiedy obgadali już wszystkie interesujące ich tematy, ja jednym łykiem dopijałam zimną kawę i wychodziliśmy...

W końcu miałam tego tak serdecznie dość, że po prostu przestałam do nich przychodzić. Bo jak delikatnie powiedzieć "madce" i ojcu, żeby wzięli to swoje upierdliwe dziecko?! Próbowałam, lecz moje subtelne protesty brzmiące: "Nie kochanie, pani dzisiaj tutaj posiedzi z mamą i tatą", nie skutkowały! Och, dla nich to było wręcz urocze i rozczulające, że ich "bombelek" tak mnie pokochał! Nikogo nie obchodziło, że bez wzajemności! Więc wyszło, jak wyszło... Przestałam ich odwiedzać, zamiast tego, zaczęliśmy z chłopakiem umawiać wszystkie spotkania poza ich domem. A ponieważ tam, za dzieckiem biegali już rodzice, a nie ja, to takie spotkania szybko przestały im się podobać. Niebawem, dziecko zaczęło zostawać w domu z opiekunką, potem już z matką... Niedługo potem, małżeństwo owych znajomych, rozpadło się z wielkim hukiem, ale ani ze mną, ani z moją niechęcią do ich dzieciaka nie miało to nic wspólnego.     

Nie lubię dzieci... ale co z własnymi?!

Choć nie ukrywałam, że nie lubię cudzych dzieci, oczywiście chciałam mieć kiedyś własne. Po paru latach, pojawiły się... Urodziłam dwie córki. Pokocham, ale i tak bywało wesoło ;) Kiedy zobaczyłam pierwszą na porodówce, pomyślałam:

"Bożeeee, czerwona taka, pomarszczona, opuchnięta... 
no brzydka trochę... ech, mam nadzieję, że niebawem wyładnieje? 
W końcu brat wyładniał..."

Po urodzeniu młodszej, byłam już na to przygotowana. Wiedziałam już, że opuchlizna zejdzie, czerwona buzia zblednie w ciągu kilku dni i wcale nie trzeba zaraz robić afery na pół szpitala, że na pewno podmienili mi dziecko, bo to niemożliwe, żebym urodziła takiego małego paszteta... :D 

Był to już taki czas, że również i moje znajome zaczęły się kolejno rozmnażać. Hurtem! Na portalach społecznościowych, pod zdjęciami świeżo przybyłych na świat, czerwonoskórych malców, zaczęły pojawiać się komentarze  - "prześliczny", "piękniusi", "sama słodycz!". A ja patrzyłam lekko zdegustowana i zastanawiałam się - i co niby mam napisać? "Brzydkie toto... ale gratuluję i zdrówka życzę!"? "Nie martw się, wyładnieje!" ? :) oj tak, świetny pomysł! Równie dobrze, mogłabym już zacząć pisać poradnik "Jak zrazić do siebie ludzi i stracić koleżanki w minutę". Zazwyczaj klikałam lajka i pisałam tylko "Gratuluję!". W końcu, brzydkie czy niebrzydkie, to jednak w życiu koleżanki wiele się dzieje, a w jej rodzinie jest to wielkim i radosnym wydarzeniem! Jednak, nie oszukujmy się! Noworodki wcale nie są ładne! A kilkulatki wcale nie są słodkie!


Nie lubię dzieci... i "madek"również!

Nigdy nie lubiłam dzieci. Nie miałam do nich podejścia, ani nie umiałam się z nimi bawić. Nie umiałam nawet, zachwycać się nad ich czterokołowym pojazdem, by koleżankom sprawić przyjemność. Dzieci nigdy mnie nie rozczulały, ale zawsze lubiłam czarny humor, którego nie rozumiały często moje koleżanki... :) Swoje dzieci to co innego, jednak nawet posiadanie własnych, nie pomogło mi w podejściu do cudzych. Nic mnie tak nie wkurza, jak rozpieszczony dzieciak, drący japę i tarzający się po sklepowej wykładzinie, z powodu ubogiego w słodycze lub zabawki, koszyka z zakupami... Albo dzieciak puszczony samopas, w sklepie w galerii... Macający brudnymi rękami ubrania na półkach, ciągający je po podłodze, gdy jego roszczeniowa matka uważa, że skoro jest klientką to ekspedientka ma robić za darmową opiekunkę! Kobieto! Chcesz zrobić spokojnie zakupy?! To zostaw dzieciaka w domu! Ku*wa!

Drażnią mnie mamusie, których ulubionym zajęciem są licytacje: Czy Brajanek, czy Kłentinek, lepiej zna alfabet? Czy Dżesika, czy Elizabet, narysowała ładniejszego pieska? Choć to, to jeszcze nic! Dajana śpiewa, tańczy, recytuje, pisze wiersze i maluje! A rówieśników wyprzedza w rozwoju o jakieś... 15 lat! :D Przyszła Noblistka ma się rozumieć!

Na placach zabaw omijałam z daleka takie mamy i zajmowałam ławkę w najdalszym zakątku, z miną mówiącą: "Nie podchodź Kobieto!". Żeby przypadkiem do głowy nie przyszło, takiej jednej i ze mną licytacje wszczynać... Mogłoby się to skończyć kalectwem lub pisaniem listów do prezydenta z prośbą o ułaskawianie :)

...i te tysiące zdjęć dzieci na fejsikach. Wchodząc na profil koleżanki, nie dowiesz się jak teraz wygląda! Zanim przedrzesz się przez setki zdjęć Rodżerka, odechce Ci się wszystkiego i stwierdzisz, że w sumie... już nieważne jak ta Kaśka wygląda! Pierwsze kroczki Rodżerka, pierwszy ząbek, pierwsze słowo. Pierwsza wizyta u fryzjera i pierwsza kupa w nocniku... Rodżerek z lewej strony, Rodżerek z prawej, od góry, od dołu, z przodu i z tyłu...  A wypisywanie na profilu życzeń urodzinowych dla swojego dwulatka i zapewnianie go o swojej dozgonnej miłości?! Zdradzę Wam coś w sekrecie - ten dwulatek i tak tego nie przeczyta! Mało tego - nie zobaczy nawet! Ludzie!!! Dajcie żyć! Kogo to obchodzi?! To Wasze dziecko!

Gdyby nie "pieluszkowe zapalenie mózgu" pomyślałabym, że niektóre kobiety podczas porodu, razem z dzieckiem, wydalają również swoje zainteresowania i cały mózg! Długo zastanawiałam się, czy ze mną wszystko w porządku? Wszędzie wokół panuje przekonanie, że kobieta powinna rozczulać się nad wózkiem, którymi wozi się mały przedstawiciel gatunku! Instynkt macierzyński powinien kipieć jej uszami i domagać się zaspokojenia, najlepiej od razu całą gromadą zasmarkanych młodych! Mnie oczywiście też kipi... ale nie to co trzeba :) Więc proszę Cię grzecznie - Nie podchodź do mnie ze swoim Rajankiem!

Nie lubię dzieci... I dobrze mi z tym!

...Każdy, kto mnie zna, wie że jestem typem bardzo aspołecznym. I bez wahania to potwierdzi. Stronię od ludzi i wszelkich ich skupisk. Dobrze mi samej ze sobą. Wolę pracować samodzielnie. Nawet dorośli ludzie są dla mnie uciążliwi i ciężko mi ich czasem zrozumieć, a co dopiero dzieci?! Na studia pedagogiczne trafiłam zupełnie przez przypadek (przysięgam!). Był to nagły impuls i sugestia osób trzecich! Nie było to zbyt przemyślane, ale co z moją siostrą, która z własnej nieprzymuszonej woli, kształciła się kupę lat, by pracować z dziećmi?! Według mnie powinna się udać na przymusowe leczenie psychiatryczne! Bo to chyba nienormalna kobieta jest! :D A wiem co mówię, gdyż sama mam doświadczenie jako przedszkolanka... Sama nie wiem jak to się stało! Życie jest cholernie zaskakujące! Paskudne i okrutne żarty sobie stroi! Spędziłam ponad 10 lat w męskiej branży i gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę pracować w przedszkolu, zaśmiałabym się tylko głośno:"Ja w przedszkolu?! z dziećmi?! co ty bredzisz człowieku!?! no way!!!"... a jednak! stało się! I po tym doświadczeniu, będę mieć traumę do końca życia! A o tym, jak od środka wygląda praca w przedszkolu, szczegółowo opowiadam tutaj ---> "Jak naprawdę wygląda praca w przedszkolu"... ;)

A na koniec trochę humoru:



*wszelkie wydarzenia opisane w tekście są oparte na faktach :) lecz imiona zmienione,
proszę jednak wziąć artykuł z przymrużeniem oka, gdyż nie zamierzałam urazić żadnej studentki nauk pedagogicznych, żadnej mamy, ani miłośniczki dzieci...*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...