wtorek, 27 maja 2014

"Zamierające światło" - Stuart MacBride

Gatunek: THRILLER, KRYMINAŁ
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 328
Oprawa: miękka 

Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Wydawnictwo: Amber


Już od dłuższego czasu zapisywałam tytuły książek pana MacBride, na listę lektur do przeczytania, jednak dopiero niedawno udało mi się sięgnąć po pierwszą z nich. Całkiem spontanicznie. Już wychodziłam z biblioteki, kiedy na regale promującym thrillery, ujrzałam przyciągającą wzrok okładkę. Bez zastanowienia wzięłam. Morderstwa są? Krew się leje? Ok, biorę! To będzie coś dla mnie! :)

Dochodzi do prawdziwej tragedii. W pożarze ginie 6 osób. Spłonęli żywcem, w starym domu. Odcięto im wszelkie drogi ucieczki. Drzwi i okna zaryglowano i zabito deskami. Wszystko wskazuje, że była to pułapka, umyślnie zastawiona przez podpalacza... W tym samym czasie zostają też znalezione zwłoki brutalnie pobitej i zamordowanej prostytutki. Obie te sprawy próbuje rozwiązać Logan McRae. Jest to dla niego szansa na odzyskanie dobrej reputacji, która niestety została ostatnio nadszarpnięta przez nieudolnie poprowadzoną akcję, w której postrzelono jednego z policjantów. Stawka jest wysoka i sierżant McRae zrobi wszystko, żeby rozwiązać te sprawy, odzyskać dobre imię i opuścić szeregi policyjnych nieudaczników... 

Zapowiadało się ciekawie, a jak było? Szczerze mówiąc, średnio. Mam nieco mieszane uczucia w stosunku do tej książki. Fabuła zapowiadała się bardzo interesująco, jednak ostatecznie nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak się spodziewałam. Styl autora choć prosty i dość płynny, na początku nieco mnie męczył. Akcja rozkręcała się powoli, czego wynikiem było moje umiarkowane zainteresowanie. Na początku ruszyło z kopyta! Mamy podpalenie i 6 ofiar. Zaraz potem zwłoki prostytutki, a potem długo, długo nic... Nudziłam się, czytałam bez zapału, sięgałam po książkę tylko dlatego, że nie lubię zostawiać niedokończonych historii i miałam nadzieję, że akcja się należycie rozkręci. Później rzeczywiście nieco się ruszyła, ale nieznacznie. Ostatecznie scena finałowa była dość dynamiczna, jednak nie na tyle, by z wrażenia wbić mnie w fotel i strącić kapcie z nóg... :)

Tym, co najbardziej przeszkadzało mi w tej historii, była mnogość bohaterów. Bardzo tego nie lubię i bardzo przeszkadza mi się to skupić. Kilkanaście nazwisk do zapamiętania, kilkanaście charakterów, ról i osobowości... Zapamiętując to wszystko, nie mam już sił i chęci, by analizować i skupić się na fabule. W tej książce przytłoczył mnie nadmiar postaci - sierżant Logan, jego dziewczyna, była narzeczona i szefowa. Koleżanka, kilku kolegów, szef. Martwa prostytutka, jej kochanek, jego siostra, "towarzyskie" koleżanki i "opiekunowie". A ponadto trzech narkotykowych zbójów i gdzieś w tle podpalacz... Ostatecznie zanim odkopałam w mej pamięci, kto do kogo co powiedział, kto u kogo był, gdzie pojechał i z kim rozmawiał... Budziła się we mnie irytacja i łaknący zaspokojenia instynkt mordercy! :)

Sam finał historii również mnie zawiódł. Uważam, że trudziłam się zapamiętując tuzin nazwisk i analizując dokładnie fabułę, na marne. Nie mogę powiedzieć dlaczego, by nie zdradzić Wam zbyt wiele i być może nie zepsuć niektórym przyjemności czytania... Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że niepotrzebnie się wysilałam, gdyż cała zabawa skończyła się rozczarowaniem! Nie Panie MacBride! Tak bawić się nie będziemy! Jednak nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że książka była zła i niewarta niczyjej uwagi. Niektórym spodoba się różnorodność, której tu nie brakuje - prostytutki, piroman- zboczeniec, narkotyki... Różnorodność i bogata, rozwidlona fabuła to zdecydowanie mocne strony autora. Dla mnie jednak było tego za dużo.

Było to moje pierwsze spotkanie z tym autorem i nie wiem czy nie ostatnie. Do zbyt udanych ono nie należy. Nudziłam się trochę, niepotrzebnie wysilałam, zawiodłam i rozczarowałam. "Zamierające światło" nie trafiło w mój gust, dla mnie był tu przesyt postaci, wątków... Wątki te w pewnym momencie co prawda łączą się ze sobą, lecz nietrudno wcześniej się w tym wszystkim pogubić. Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś dam autorowi drugą szansę. Być może zarys kolejnej fabuły tak bardzo mnie zaintryguje, że sięgnę po jego książkę ponownie. Po cichu bardzo liczę na to, że po prostu za pierwszym razem źle trafiłam i po ponownym spotkaniu poczuję magię i docenię talent autora :)

11 komentarzy:

  1. SZkoda. Nie znam pisarza, ale u nas w bibliotece mają jego pokaźną kolekcję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy bardzo podobne odczucia, faktycznie ta książka nie jest najlepsza.
    Przygodę z tym cyklem zaczęłam od tomu czwartego "Domu krwi" i cóż mogę powiedzieć, ta część była do rzeczy. Później zabrałam się za pierwszy tom "Chłód granitu" - powieść bardzo mi się podobała, no a "Zamierające światło" sprawiło, że robię sobie przerwę z książkami MacBride'a, bo autor przegiął. Tak jak piszesz, mnogość wątków, bohaterów, i jak dla mnie przesadzonych opisów lekko mnie zniechęciła, ale przeczekam to... Faktycznie kiepsko trafiłaś z tą powieścią, ja gdybym od niej zaczęła, to pewnie nie kontynuowałabym już serii z Loganem MacRae.

    OdpowiedzUsuń
  3. O! Ostatnio widziałem książki tego pisarza u mnie w bibliotece i zastanawiałem się czy coś pożyczyć ;D Teraz wiem, że akurat tę należy omijać :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Też lubię thrillery. Niedawno skończyłam czytać Charlotte Link "Wielbiciel". Początek również ciekawy, kolejne 50-60 stron nuuuuudaaaa. Odłożyłam książkę na półkę by po 2 miesiącach do niej wrócić. Akcja ruszyła się dopiero po 60 stronach. Ruszyła i wciągnęła mnie tak, że nie chciałam przestać czytać, a po zakończeniu lektury czułam lekki żal? rozczarowanie? że to już koniec. Wystarczy się przełamać i jakoś przełknąć te kilkadziesiąt słabych stron, ale potem już się dzieje:) może krew się nie leje, ale warto przeczytać :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo, że nie lubuję się w thrillerach, chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż, nie brzmi to dobrze. Wprawdzie sama fabuła wydaje się interesująca, ale już na przykład duża liczba nazwisk do zapamiętania (z czym zawsze mam problem) mnie zniechęca. Nie wspominając o innych wadach tej książki;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak mi się właśnie przypomniało, że dawno nie czytałam tego typu książki. Chyba będę się musiała za jakąś rozejrzeć. Z "Zamierającego światła" raczej zrezygnuję, też nie przepadam za tak sporą ilością bohaterów. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. a ja dziś poza tematem - chciałam zaprosić do mojego urodzinowego konkursu na blogu - do wygrania 17 książek - zapraszam http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2014/05/mao-kto-pamieta-ten-pierwszy-ale.html

    OdpowiedzUsuń
  9. A ta się zapowiadało ciekawie! Zdecydowanie odrzuciło mnie to, że ta książka ma wielu bohaterów o których musiałabym pamiętać, jestem strasznie słaba jeśli chodzi o zapamiętywanie imion i nazwisk w życiu codziennym, więc przy lekturach już chciałabym sobie to odpuścić ;) Zachowam, gdzieś w głowie Twoją opinię, żeby ze spokojem podejść do twórczości tego Pana, gdyby kiedyś jakiś tytuł wpadł mi w ręce.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak mnie zachęciłaś tym począrkowym zarysem fabuły, a później takie rozczarowanie :) Jeśli będę chciała sięgnąć po tego autora to raczej zapoluję na inny tytuł :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...