Dziś zamiast recenzji kolejnej, przeczytanej przeze mnie książki, chciałam przedstawić Wam "Titanica". Choć za pewne wszyscy go znają! Zarówno całą katastrofę, która wydarzyła się w 1912 roku, jak i film reżyserii Jamesa Camerona, który zdobył aż 11 oskarowych statuetek!
14 kwietnia tego roku minęła 100 rocznica katastrofy, która wstrząsnęła całym swiatem. By uczcić pamięć setek ofiar tragedii, trafiła do kin odnowiona cyfrowo wersja filmu, w którym główne role zagrali Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Mamy okazję znów obejrzeć obraz na dużym ekranie, tym razem w wersji 3D. Ja nie mogłam przegapić tej okazji! I zabierając pod pachę męża i przyjaciółki, zarezerwowałam bilety do kina! Pochowałam dzięki temu "potwory z dzieciństwa"... W filmie zakochałam się 15 lat temu, podczas jego premiery. Bardzo chciałam iść do kina i byłabym w stanie zrobić wiele, by znaleźć się w kinowej sali. Jednak nie mogłam i mogło to pozostać tylko w sferze moich marzeń... aż do teraz! Jak wiadomo, przez twórców, film został dozwolony od lat 15-nastu. A że nie mam już tych 12-nastu lat, jak podczas premiery, mogłam spełnić swoje małe marzenie z tamtych lat... :) O efektach specjalnych nie będę pisać. Chciałabym raczej sięgnąć głębiej i poruszyć dwie najważniejsze istoty fabuły - tragedię i miłość...
FAKTY... TRAGEDIA...
10 kwietnia 1912 roku Titanic wypłynął w swój dziewiczy rejs przez Atlantyk. Wyruszył z Wielkiej Brytanii, a jego celem był Nowy Jork. Jednak do celu nigdy nie dopłynął... Kapitanem był Edward John Smith i miał być to jego ostatni rejs przed odejściem na emeryturę. Titanic miał 268,99m długości. Był to statek o wysokim standardzie, bardzo luksusowy i miał być w równym stopniu bezpieczny. Nazywano go "niezatapialnym", mówiono, że nawet sam Bóg nie dałby mu rady... a jadnak... wystarczyła góra lodowa, która spowodowała jedynie serię pęknięć i niewielkich dziurek, których łączny prześwit wynosił około jednego metra! A w nocy 14/15 kwietnia, 2godziny i 20 minut po zderzeniu, spoczął on na dnie oceanu, stając się mogiłą 1504 dusz... Półtora tysiąca osób zginęło przez ludzką głupotę, chciwość chwały i brak wyobraźni! Tej niedzieli o 13:45 statek SS America przesłał Titanicowi depeszę, z której wynikało, że największy parowiec świata mknie prosto ku polu lodowemu. Z nieznanych przyczyn ta wiadomość nigdy nie trafiła na mostek kapitański. Statek nadal, mimo ostrzeżeniu o polu lodowym, złym warunkom pogodowym, słabej widoczności, płynął z największą prędkością, aby dopłynąć do celu przed czasem, zyskać uznanie i pławić się w świetle chwały. Ta chciwość doprowadziła do ich zguby...
Na największym statku świata było za mało szalup ratunkowych. O połowę...! Rozmyślano nad umieszczeniem jeszcze jednego rzędu łodzi, jednak stwierdzono, że przesłonią one widoki i zagracą pokład! Na temat szalup ratunkowych rozmawiano 15 minut, natomiast o wyborze dywanów dla pokładu pierwszej klasy dyskutowano ponad dwie godziny! Muszę przyznać, że ja jestem tym wszystkim bardzo poruszona i wzburzona! Wynikiem tej lekkomyślności i zuchwałości była katastrofa, w której śmierć poniosło ponad półtora tysiąca osób! I za pewne byłoby więcej, gdyby część pasażerów, mająca wykupiony rejs do Nowego Jorku, z niewiadomych przyczyn, nie wysiadła w ostatnim porcie przed wypłynięciem na szeroki ocean. Oglądając drugą połowę filmu, kiedy przedstawiona zostaje katastrofa, oraz dramatyczna walka o przetrwanie, zawsze myślę o tych ludziach... 1504 ludzkich istnień! Zakończyło się w tak tragiczny sposób. Każdy miał rodzinę, plany na przyszłość, każdy miał swoje życie, swoje problemy, smutki i radości. Każdy kochał i był kochany... Każdy chciał żyć! A twórcy Titanica zlekceważyli to, nie zapewniając podstawowych wymogów bezpieczeństwa!
Uratowano niewiele ponad 700 osób... stanowiące niecałe 32% ogółu pasażerów. Łodzie ratunkowe, prócz tego, że było ich o połowę za mało, z powodu złego przeszkolenia załogi, co do ich ładowności, wypływały tylko w połowie zapełnione! Prócz tego studiując statystyki, okazuje się, że szanse na przeżycie zależały od statusu społecznego, majętności i narodowości. W pierwszej kolejności ratowano pasażerów klasy I... reszta zdana była na siebie! A ich szanse na przeżycie malały z minuty na minutę. Statkiem, który odpowiedział na wzywanie pomocy, przez Titanica, była Carpathia. Płynęła na ratunek, jednak była zbyt daleko by dotrzeć na czas. Na miejsce dopłyneła dopiero okolo 4 nad ranem, półtorej godziny po zatonięciu Titanica. Zabrała na pokład wszystkich rozbitków z szalup ratunkowych. Istnieją również informacje, że w chwili katastrofy, widoczny był na horyzoncie inny statek osobowy, który nie reagował na sygnały świetlne nadawane przez tonącego Titanica. Być może dlatego, że rakiety były białe, natomiast wzywajace pomocy mają kolor czerwony. Prawdopodobnie pomyślano, że jest to jedna z atrakcji pasażerów liniowca.
W tym roku minęła 100 rocznica katastrofy... Obchodzono ją podniośle, ja jednak mam nadzieję, że nie zależy to od okrągłej rocznicy i co roku z należytą godnością, będziemy czcić pamięć 1504 ofiar Titanica...
WĄTEK MIŁOSNY...
Przybliżyłam nieco dramatyczne fakty tonącego statku. Jednak mówiąc o filmie nie sposób pominąć wątku miłosnego. Losy miłości Rose i Jacka opłakiwało tysiące, jak nie miliony, widzów. I choć jest to historia fikcyjna, poruszyła wiele serc, wycisnęła wiele łez. Również moich. Dwoje młodych ludzi poznaje się podczas rejsu, zakochują się w sobie i chcą być razem mimo stojących na ich drodze przeszkód... Uczucie, które ich połączyło, oraz charakterytych dwojga zapeniają, że pokonaliby wszelkie przeszkody, które chcą ich rozdzielić. Jednak jedna jest nie do przeskoczenia... Katastrofa, która niesie ze sobą śmierć jednego z kochanków... Jest to chyba jedyna z historii miłosnych, od której mnie nie mdli. :) Ponieważ tkwi w nich to, co mnie przekonuje i może znaleźć odzwierciedlenie w realnym świecie, w którym żyjemy.
Pochodzą z róznych światów... Ona z dobrego domu, dobrze wychowana młoda dama, słuchająca muzyki klasycznej, elegancka, z nienaganymi manierami, zaręczona z wysoko usytuowanym kawalerem... Zamknięta w złotej klatce, samotna w tłumie ludzi, mająca ochotę zrzucić suknię balową i ucieć jak najdalej od tego luksusowego więzienia! On młody, wolny artysta, szukający sensu istnienia, żyjący chwilą, chodzący w trampkach, w przetartych spodniach, jedzący rękami, pijący tanie wino... szukający swojego miejsca na ziemi. Poznają się, zakochują. On uwalnia ją z jej złotej klatki i pokazuje co to prawdziwe życie, swoboda, luz, zabawa, mający jej do zaoferowania dokładnie to, czego ona potrzebuje i za czym tęskni... Mogący zapewnić jej ciekawe szalone życie, dokładnie takie jakie ona chciałaby mieć. I kiedy już znikną resztki rozsądku, zwycięża serce... ucieka z nim, opuszcza swoją bajkę i zaczyna nowe życie. Pełne prawdziwego, szczerego uśmiechu... Tak, to do mnie przemawia, bo wiem, że przeciwieństwa sie przyciągają! Uzupełniają się, uczą wzajemnie nowych rzeczy, nowego życia... Czy mają szansę zostać razem na zawsze, stworzyć szczęśliwy związek, założyć rodzinę i żyć w zgodzie, nawet w świetle trudności dnia codziennego?! Nie wiem, ale mam nadzieję... Tym bardziej, że ona naprawdę nie chciała żyć w swoim więzieniu, czego dowodzi fakt, że po katastrofie zaczęła nowe życie... Była dojrzała, wiedziała czego chce i to był ich klucz do sukcesu! To był cement do ich miłości...
Pochodzą z róznych światów... Ona z dobrego domu, dobrze wychowana młoda dama, słuchająca muzyki klasycznej, elegancka, z nienaganymi manierami, zaręczona z wysoko usytuowanym kawalerem... Zamknięta w złotej klatce, samotna w tłumie ludzi, mająca ochotę zrzucić suknię balową i ucieć jak najdalej od tego luksusowego więzienia! On młody, wolny artysta, szukający sensu istnienia, żyjący chwilą, chodzący w trampkach, w przetartych spodniach, jedzący rękami, pijący tanie wino... szukający swojego miejsca na ziemi. Poznają się, zakochują. On uwalnia ją z jej złotej klatki i pokazuje co to prawdziwe życie, swoboda, luz, zabawa, mający jej do zaoferowania dokładnie to, czego ona potrzebuje i za czym tęskni... Mogący zapewnić jej ciekawe szalone życie, dokładnie takie jakie ona chciałaby mieć. I kiedy już znikną resztki rozsądku, zwycięża serce... ucieka z nim, opuszcza swoją bajkę i zaczyna nowe życie. Pełne prawdziwego, szczerego uśmiechu... Tak, to do mnie przemawia, bo wiem, że przeciwieństwa sie przyciągają! Uzupełniają się, uczą wzajemnie nowych rzeczy, nowego życia... Czy mają szansę zostać razem na zawsze, stworzyć szczęśliwy związek, założyć rodzinę i żyć w zgodzie, nawet w świetle trudności dnia codziennego?! Nie wiem, ale mam nadzieję... Tym bardziej, że ona naprawdę nie chciała żyć w swoim więzieniu, czego dowodzi fakt, że po katastrofie zaczęła nowe życie... Była dojrzała, wiedziała czego chce i to był ich klucz do sukcesu! To był cement do ich miłości...
Rozpisałam sie troche o "Titanicu", ale nie mogłam go pominąć. Uważam, że warto przypominać o nim ludziom, aby pamiętali o tych wydarzeniach i rozumieli jego ogrom i tragedię. Pochłonął on półtora tysiąca ofiar z powodu ludzkiej bezmyślności! Pamiętajcie, że "Titanic" to nie tylko ta piękna, lecz fikcyjna historia miłosna Jacka i Rose! Titanic to również oparta na faktach katastrofa i prawdziwy wrak spoczywający na dnie Atlantyku, który stał się mogiłą setek ludzkich istnień...
Fakt, faktem wyrosłam z tego filmu, jednak nie z tej historii jaka rozegrała się 100 lat temu. Opowieść o Rose i Jacku to miłe zapełnienie luki w filmie, gdzie w tej chwili najważniejsze jest ukazanie jak to wszystko się skończyło. Uważam, tak jak i ty, że takie upamiętnienie powinniśmy obchodzić co roku, nie tylko w pełne daty.
OdpowiedzUsuńCiekawe. Ja uwielbiam film :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane.
OdpowiedzUsuń