Rok wydania: 2015
Ilość stron: 692
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Wydawnictwo: VESPER
Czy mieliście kiedyś w swoich rękach historię, która podczas czytania niemal realnie wciągała was w swój świat? Czy odczuwaliście ciarki przechodzące po plecach? Czy przyspieszał wam oddech i bicie serca w chwilach grozy? Czy niemal realnie odczuwaliście zapachy i odgłosy? Jestem przekonana, że każdy z nas choć raz spotkał się z taką książką. Po jej skończeniu długo nie można dojść do siebie.. a co najważniejsze tej historii już się nie zapomina. Niedawno spotkałam się z kolejną książką, która z każdej strony owiała mnie swoją atmosferą, chłodem i grozą... Poznajcie "Terror".
Terror i Erebus, dwa statki z ponad 120 duszami na pokładzie, wyruszyły w 1845 roku w celu odkrycia Przejścia Północno- Zachodniego. Wszyscy przygotowywali się na sukces, tym bardziej, że statki zaopatrzono w zapasy żywności, które, jak uważano, powinny starczyć na okres co najmniej 5 lat. Jednak stało się inaczej... Statki dowodzone przez komandora sir Johna Franklina, który miał już za sobą 3 ekspedycje arktyczne, utknęły gdzieś na Dalekiej Północy i zarówno samego kapitana, jak i nikogo innego z załogi już więcej nie zobaczono.
Za książkami przygodowymi nigdy nie przepadałam, a to bez wątpienia jest powieść przygodowa. Literatury historycznej również nigdy nie lubiłam, a na pewno jest to historia z elementami historii. Jestem natomiast miłośniczką powieści grozy i thrillerów. Co więc sprawiło, że zapragnęłam sięgnąć po tę książkę? Już po przyjrzeniu się samej okładce, oraz przeczytaniu opisu fabuły poczułam dziwny chłód, oraz grozę... a Kiedy wzięłam do ręki po raz pierwszy to ciężkie, opasłe tomisko, wiedziałam, że to był dobry wybór. Obraz pana Dana Simmonsa pokazujący jak jego zdaniem wyglądały wydarzenia feralnej wyprawy, nie raz przyprawił mnie o gęsią skórkę, co mnie miłośniczkę horrorów niezmiernie ucieszyło.
Chłód bijący od tej historii czuje się na każdej stronie. Jest to połączenie powieści przygodowej z elementami historii, fikcji i grozy, napisanej w bardzo przystępny sposób. Autor posługuje się dość prostym językiem, jego styl jest przyjemny w odbiorze, jednak mnie bardzo wymęczyło używane przez niego fachowe słownictwo marynistyczne. Nigdy nie byłam zainteresowana tematem, w związku z czym fachowe słownictwo, profesjonalne nazwy węzłów marynarskich i części statków, w ogóle mnie nie interesowały, a jedynie nudziły i męczyły. Jednak warto znieść tę małą niedogodność, ponieważ całość jest fenomenalna i zdecydowanie warto ją poznać. Gwarantuje chwile grozy, ciarki przebiegające po plecach oraz wieczory pełne niezapomnianych wrażeń.
Warto również wspomnieć o wyjątkowym wydaniu tej książki. Jak już mówiłam jest to spore, dość opasłe tomisko, pełne wartościowej treści. Na końcu powieści zamieszczono zdjęcia. Przedstawione na nich wspomniane statki, mapy wyprawy, odnalezione potem wyposażenie pokładów oraz wizerunek komandora Franklina... Wszystko to dodatkowo potęguje wrażenia czytelnika po skończonej lekturze. Czego najbardziej mi brakuje i czego najbardziej mi żal? Tego, że nie wydano tej książki w twardej oprawie! Dlaczego?! :)
Na przeczytanie tej powieści, liczącej prawie 700 stron, trzeba poświęcić trochę czasu. Kiedy już zdecydujesz się po nią sięgnąć, przygotuj się, że co najmniej kilka wieczorów spędzisz w jej towarzystwie. Mnie ta książka zajęła prawie dwa tygodnie, utknęłam chwilowo po przeczytaniu 70 stron i ciężko było wrócić, jednak udało się i absolutnie nie żałuję! Wizja arktycznej wyprawy sir Franklina, przestawiona przez pana Simmonsa, przypadnie do gustu wielu osobom, miłośnikom przeróżnych gatunków. Historia intryguje, wciąga, mrozi krew w żyłach i gwarantuje całą gamę emocji. Czyż nie tego oczekujemy sięgając po książkę?
Chłód bijący od tej historii czuje się na każdej stronie. Jest to połączenie powieści przygodowej z elementami historii, fikcji i grozy, napisanej w bardzo przystępny sposób. Autor posługuje się dość prostym językiem, jego styl jest przyjemny w odbiorze, jednak mnie bardzo wymęczyło używane przez niego fachowe słownictwo marynistyczne. Nigdy nie byłam zainteresowana tematem, w związku z czym fachowe słownictwo, profesjonalne nazwy węzłów marynarskich i części statków, w ogóle mnie nie interesowały, a jedynie nudziły i męczyły. Jednak warto znieść tę małą niedogodność, ponieważ całość jest fenomenalna i zdecydowanie warto ją poznać. Gwarantuje chwile grozy, ciarki przebiegające po plecach oraz wieczory pełne niezapomnianych wrażeń.
Warto również wspomnieć o wyjątkowym wydaniu tej książki. Jak już mówiłam jest to spore, dość opasłe tomisko, pełne wartościowej treści. Na końcu powieści zamieszczono zdjęcia. Przedstawione na nich wspomniane statki, mapy wyprawy, odnalezione potem wyposażenie pokładów oraz wizerunek komandora Franklina... Wszystko to dodatkowo potęguje wrażenia czytelnika po skończonej lekturze. Czego najbardziej mi brakuje i czego najbardziej mi żal? Tego, że nie wydano tej książki w twardej oprawie! Dlaczego?! :)
Na przeczytanie tej powieści, liczącej prawie 700 stron, trzeba poświęcić trochę czasu. Kiedy już zdecydujesz się po nią sięgnąć, przygotuj się, że co najmniej kilka wieczorów spędzisz w jej towarzystwie. Mnie ta książka zajęła prawie dwa tygodnie, utknęłam chwilowo po przeczytaniu 70 stron i ciężko było wrócić, jednak udało się i absolutnie nie żałuję! Wizja arktycznej wyprawy sir Franklina, przestawiona przez pana Simmonsa, przypadnie do gustu wielu osobom, miłośnikom przeróżnych gatunków. Historia intryguje, wciąga, mrozi krew w żyłach i gwarantuje całą gamę emocji. Czyż nie tego oczekujemy sięgając po książkę?
Ja zawsze ciarek dostaję podczas czytania Kinga. Ta książka wygląda zachęcająco, a pozytywna recenzja tylko dodaje apetytu. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńZacząłem ją czytać w starym wydaniu i nie zdążyłem skończyć (termin w bibliotece, czy coś). Ale muszę przyznać, że na to wydanie ostrzę sobie zęby - przede wszystkim, by dokończyć lekturę, ale też same dodatki o których wspominasz są z tego co kojarzę nowością, bo moja wersja była bardzo prosta i zawierała chyba tylko małą mapkę - o zdjęciach można było pomarzyć. Warto ją nabyć moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny ktoś mnie zachęca do Dana Simmonsa. Bardzo mnie ta książka intryguje, ale nie zmienia to faktu, że mam ją razej w mniej pilnych planach. Jestem ciekawa jak odnajdę się w tej historii i czy thrillery w ogóle mnie są w stanie przerazić, bo przeczytałam kilka thrillerów i kilka horrorów i nie powiem, żebym czuła się sprzestraszona. Nie zmienia to jednak faktu, że klimat grozy i niepewności uwielbiam i już za właściwe stworzenie takiej atmosfery jestem w stanie wielbić książkę. Spróujemy z Simmonsem.
OdpowiedzUsuń700 stron to rzeczywiście bardzo obszerna książka. Ale skoro jest warta tego, to można poświęcić na nią swój czas. Zapisałam sobie ten tytuł, tak na przyszłość.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu czytałam na innym blogu recenzję tej książki i już wtedy mnie zaintrygowała. Dzięki Twojej recenzji wzmocniłaś mój apetyt na zapoznanie się z tą powieścią, tym bardziej, że podobnie jak Ty uwielbiam thrillery :) Co więcej - nie miałam okazji przeczytać jeszcze żadnej książki tego autora, więc jestem zobowiązana jak najszybciej to nadrobić.
OdpowiedzUsuńBo dobry thriller zawsze warto sięgnąć :) Twoja recenzja do tego zachęciła. Biorąc pod uwagę ilość stron jak na razie jednak muszę się tym wstrzymać i znaleźć więcej wolnego czasu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://biegiemdoksiazki.blogspot.com/
Świetny blog. Nigdy nie słyszałam o tej książce ale chyba ją przeczytam :3
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkicoscolubie.blogspot.com/