Rok wydania: 2017
Ilość stron: 400
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Agnieszka Hoffman
Wydawnictwo: INITIUM
Jedenastoletni Sammy przeprowadza się z rodzicami, bratem oraz opiekunką do Berlina, do starej secesyjnej willi. Pewnego dnia chłopak zauważa ojca zakradającego się do szopy za domem... który wchodzi do środka i ...znika. W ten sposób Sammy odkrywa sieć podziemnych korytarzy i tuneli. W jednym z podziemnych pomieszczeń znajduje nastoletnią uwięzioną dziewczynkę, chcąc ją ratować i wezwać na pomoc ojca, słyszy rozpaczliwy sprzeciw "No!!! Daddy no!!!". Kiedy chłopak wraca tam następnego dnia, po dziewczynce nie ma ani śladu. Sammy jest więc przekonany, że to jego ojciec uwięził azjatycką nastolatkę. Za wszelką cenę postanawia ją odnaleźć, rozwiązać tę zagadkę i udowodnić winę ojca...
Niesamowicie wciągająca historia, w której na każdej stronie czuć atmosferę grozy, niepewności i niebezpieczeństwa. Tak bym tę książkę opisała jednym zdaniem. A że uwielbiam takie klimaty, jestem naprawdę zachwycona i z czystym sumieniem polecę tę książkę każdemu, kto ma ochotę na wieczór z dreszczykiem grozy przebiegającym po plecach! Mamy tu do czynienia z bardzo dobrym thrillerem, który trzyma w napięciu od samego początku, do samego końca! Atmosfera panująca na łamach tej książki jest duszna i przytłaczająca, a ponadto kilkakrotnie jawa miesza nam się ze snem i czasem, tak jak i główny bohater, zastanawiamy się czy to wydarzyło się naprawdę? Co jest prawdą, a co jedynie bujną wyobraźnią przerażonego dziecka?! Czasem ono samo tego nie wie. Czasem ono samo ma wrażenie, że śni... więc tym bardziej my, niczego nie możemy być pewni.
Co najważniejsze akcja tej powieści toczy się bardzo szybko i nie ma tu miejsca na nudę. Od razu na samym początku wydarzenia nabierają tempa, fabuła rozkręca się i mamy punkt wokół którego rozkręca się cała akcja książki. Mnie zaintrygował już pierwszy rozdział, w którym to dorosły już Sammy wspomina tamto duszne, upalne lato, tamte wydarzenia i decyduje się opowiedzieć nam co się dokładnie wydarzyło. W ten właśnie sposób cofamy się długie lata wstecz, przenosimy do Berlina, do starej secesyjnej willi, do sieci podziemnych tuneli i korytarzy... Poznajemy jego rodzinę, skrzętnie skrywane rodzinne tajemnice, oraz krok po kroku, rozwiązujemy zagadkę dotyczącą uwięzionej w celi nastolatki. Skąd się tam wzięła? Co się z nią stało? Gdzie się podziała? Czy ojciec Sammego ma z tym coś wspólnego?
Uważam, że pan Winner spisał się na medal! I jest prawdziwym Zwycięzcą :) Skonstruował świetną intrygę, która wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Bardzo szczegółowo wykreował postaci, ale co najważniejsze i co zasługuje, moim zdaniem, na największą pochwałę, jest klimat i atmosfera tej powieści! Wielokrotnie spotkałam się z naprawdę dobrymi historiami, w których jednak czegoś mi brakowało i choć niby wszystko było dobrze, to jednak ciężko było wejść do przedstawionego świata, bo nie czuć było tej atmosfery, jaką się czuć powinno. I choć książka była interesująca, to jednak brakowało tego czegoś... tego odpowiedniego klimatu i historia traciła na tym tak dużo, że stawała się zaledwie dobra. Jednak w przypadku "Celi" nic takiego nie miało miejsca, gdyż autor rewelacyjnie stworzył klimat i zbudował atmosferę. Sama niemal namacalnie czułam to berlińskie duszne lato... Czułam gęsią skórkę pojawiającą się na karku, a z każdej kolejnej strony biło uczucie niepewności, niebezpieczeństwa i prawdziwego szaleństwa...
Dzięki temu, że autor ma prosty i przyjemny w odbiorze styl, czytało mi się naprawdę dobrze. Ale nie mogę powiedzieć, że było miło i przyjemnie, ponieważ momentami czułam się naprawdę przerażona. Z każdej strony otoczona klaustrofobiczną duchotą, obawiałam się, że to ja popadam w obłęd i choć nie mogłam się oderwać, musiałam gdyż moje płuca domagały się zaczerpnięcia głębokiego oddechu. Pan Winner świetnie skonstruował całą intrygę, wodził mnie za nos, podsuwał rozwiązanie tylko po to, by za chwilę obalić jego sens. Wprowadzał mnie na trop, by za chwilę pokazać, że była to tylko ślepa uliczka... po chwili podkręcił szalenie tempo akcji, żeby okazało się, że był to tylko sen! I choć "Cela" jest objętościowo przeciętną historią, liczącą 400 stron, doświadczyłam niemal całej gamy emocji. Była niepewność, był strach, żal i smutek. Czasem było krwawo i dość brutalnie. I choć zakończenie niezupełnie mnie usatysfakcjonowało, bo zostało parę pytań bez odpowiedzi, a tego najbardziej nie lubię... to mimo wszystko czułam też fascynujący element zaskoczenia i moja wyobraźnia dopowiedziała sobie resztę. Polecam więc tę książkę każdemu poszukiwaczowi mocniejszych wrażeń. Jeśli masz wolną chwilę i chcesz poczuć dreszczyk grozy i niepewności przebiegający po plecach, daj się przez chwilę zamknąć w tej małej, dusznej celi we własnym domu...
Co najważniejsze akcja tej powieści toczy się bardzo szybko i nie ma tu miejsca na nudę. Od razu na samym początku wydarzenia nabierają tempa, fabuła rozkręca się i mamy punkt wokół którego rozkręca się cała akcja książki. Mnie zaintrygował już pierwszy rozdział, w którym to dorosły już Sammy wspomina tamto duszne, upalne lato, tamte wydarzenia i decyduje się opowiedzieć nam co się dokładnie wydarzyło. W ten właśnie sposób cofamy się długie lata wstecz, przenosimy do Berlina, do starej secesyjnej willi, do sieci podziemnych tuneli i korytarzy... Poznajemy jego rodzinę, skrzętnie skrywane rodzinne tajemnice, oraz krok po kroku, rozwiązujemy zagadkę dotyczącą uwięzionej w celi nastolatki. Skąd się tam wzięła? Co się z nią stało? Gdzie się podziała? Czy ojciec Sammego ma z tym coś wspólnego?
Uważam, że pan Winner spisał się na medal! I jest prawdziwym Zwycięzcą :) Skonstruował świetną intrygę, która wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Bardzo szczegółowo wykreował postaci, ale co najważniejsze i co zasługuje, moim zdaniem, na największą pochwałę, jest klimat i atmosfera tej powieści! Wielokrotnie spotkałam się z naprawdę dobrymi historiami, w których jednak czegoś mi brakowało i choć niby wszystko było dobrze, to jednak ciężko było wejść do przedstawionego świata, bo nie czuć było tej atmosfery, jaką się czuć powinno. I choć książka była interesująca, to jednak brakowało tego czegoś... tego odpowiedniego klimatu i historia traciła na tym tak dużo, że stawała się zaledwie dobra. Jednak w przypadku "Celi" nic takiego nie miało miejsca, gdyż autor rewelacyjnie stworzył klimat i zbudował atmosferę. Sama niemal namacalnie czułam to berlińskie duszne lato... Czułam gęsią skórkę pojawiającą się na karku, a z każdej kolejnej strony biło uczucie niepewności, niebezpieczeństwa i prawdziwego szaleństwa...
Dzięki temu, że autor ma prosty i przyjemny w odbiorze styl, czytało mi się naprawdę dobrze. Ale nie mogę powiedzieć, że było miło i przyjemnie, ponieważ momentami czułam się naprawdę przerażona. Z każdej strony otoczona klaustrofobiczną duchotą, obawiałam się, że to ja popadam w obłęd i choć nie mogłam się oderwać, musiałam gdyż moje płuca domagały się zaczerpnięcia głębokiego oddechu. Pan Winner świetnie skonstruował całą intrygę, wodził mnie za nos, podsuwał rozwiązanie tylko po to, by za chwilę obalić jego sens. Wprowadzał mnie na trop, by za chwilę pokazać, że była to tylko ślepa uliczka... po chwili podkręcił szalenie tempo akcji, żeby okazało się, że był to tylko sen! I choć "Cela" jest objętościowo przeciętną historią, liczącą 400 stron, doświadczyłam niemal całej gamy emocji. Była niepewność, był strach, żal i smutek. Czasem było krwawo i dość brutalnie. I choć zakończenie niezupełnie mnie usatysfakcjonowało, bo zostało parę pytań bez odpowiedzi, a tego najbardziej nie lubię... to mimo wszystko czułam też fascynujący element zaskoczenia i moja wyobraźnia dopowiedziała sobie resztę. Polecam więc tę książkę każdemu poszukiwaczowi mocniejszych wrażeń. Jeśli masz wolną chwilę i chcesz poczuć dreszczyk grozy i niepewności przebiegający po plecach, daj się przez chwilę zamknąć w tej małej, dusznej celi we własnym domu...
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa INITIUM.
Serdecznie dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!