piątek, 17 sierpnia 2018

Nowy Jork - Jak zostałam gwiazdą filmową...


Kiedy w 2015 roku zrobiłam niespodziankę znajomym i wzięłam dupę w troki, a następnie wsadziłam ją w samolot i ni stąd ni zowąd, wylądowałam w Nowym Jorku, najczęściej zadawanym pytaniem, zaraz po:

- Załatwisz mi wizę/ wycieczkę/ pracę/ obywatelstwo/ Jennifer Aniston?

było:

- Kobieto! po co Ty tam poleciałaś, aż do Ameryki?!

No jak to po co?! Przecież nie od dziś wiadomo, że do Ameryki leci się po to, by spełniać swój „American dream”. Spełniać marzenia o sławie, popularności, grubych milionach na koncie, świętym spokoju i popijaniu drinków z palemką. Wiecie - fejm, lajki, ścianki, flesze, billboardy, paparazzi... ;) Bez znaczenia, czy masz w planach zostać modelką, aktorką, piosenkarką, kelnerką, nianią, pokojówką na Manhattanie, członkinią brooklynskiego gangu, czy wyjść za milionera i zostać po prostu „Żoną Hollywood”. Po co poleciałam aż do Ameryki!?

No jak to po co?!

Zostać nową dziewczyną Bonda! Ofkors... ;)
I doprawdy, sama nie wiem jak to się stało, ale zostałam...

Zdarzyło się to zupełnie niespodziewanie. Pewnego pięknego dnia obudziłam się z fatalnym przeziębieniem. Byłam prawie tak umierająca, jak facet z katarem. Łeb jak sklep, gil do pasa, oczy czerwone jak po imprezie z piątku na wtorek i spuchnięte jakbym z samym Pudzianem na ringu się spotkała, głos jak u Zenka po 5 koncertach z rzędu, i jeszcze do tego rozpalona byłam jak jego najwierniejsza fanka. Cóż robić?! Spisałam testament. Spojrzałam w lustro. Przeraziłam się i postanowiłam udać do specjalisty. Nie do chirurga plastyka, bynajmniej, ale na początek do internisty. Z cichą nadzieją, że może pomoże? 

Zaplotłam włosy w... coś, bo kokiem tego nazwać nie mogę. Przypudrowałam lekko nos, coby ze śnieżnobiałą ścianą w poczekalni za bardzo nie konkurować, a nawet rzęsy lekko umalowałam, żeby odciągnąć uwagę od oczu koloru głębokiej czerwieni. Makijaż - podstawowe minimum, tylko środki zapobiegawcze, by ludzi w metrze nie wystraszyć, żeby na mój widok na tory nie powyskakiwali. Pod pociąg się nie rzucili. Naciągnęłam na dupę jakiś dres, skarpetki nie do pary i poszłam...
No co? Do lekarza w końcu idę, a nie na rewię mody.

Wbrew pozorom, to nie łowca talentów, ani też nie łowca twarzy, odkrył mnie tego dnia na ulicy, ale... pacjent przychodni, do której udałam się w celu ratowania mego poważnie zagrożonego życia. Siedziałam sobie cichutko i grzecznie, czekając na swoje pięć minut w gabinecie. Klepałam z kimś smsy dla zabicia czasu, gdy do przychodni wszedł wyżej wspomniany pacjent. Pokręcił się trochę jak smród po gaciach. Następnie stanął nade mną i bezczelnie gapił się jak sroka w gnat.

Przyznaję, że po chwili poczułam się trochę niezręcznie i niekomfortowo. Co za bezwstydny typek! Na pewno właśnie podczytuje mi literki z moich prywatnych wiadomości! Zerknęłam więc złowrogo, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, ten bezczelny koleś, uśmiechnął się szeroko i na cały głos, na całą przychodnię oznajmił mi, że on wiedział, że to JA!

Hmm, no tak... Zgadza się...
To ja... Zaprzeczać nie będę.
Ale w jakiej on sprawie, do tego mojego JA, hę?!

No przecież on wiedział, że to ja! Bo widział mnie w tym filmie, który kiedyś oglądał ze swoją żoną, po powrocie z zakupów. Wtedy co zapomnieli kupić jajek!

Patrzę więc na niego i zastanawiam się...
ale co ja mam wspólnego z jego telewizorem i jego jajkami do jasnej cholery?!

Milczę dłuższą chwilę nieśmiało rozglądając się wokół. No tak...
wszyscy już przyglądają mi się podejrzliwie...
bo wiecie - jego telewizor, jego jajka... a co na to żona!?

Mówię więc po chwili, nieśmiało, że to chyba jakaś pomyłka.
Plotka.
Pomówienie.
Nieporozumienie.
Bo ta ja, to chyba jednak nie ja...

Ale jakaż tam pomyłka!? Przecież on wie! Bo ja to ta słynna aktorka, co w filmach gra! A on przecież widział, oglądał i wie!

W tym momencie telefon z otwartym okienkiem wiadomości na wierzch wyciągam, bo nie ma po co chować. Pan raczej tu do okulisty przyszedł i na pewno nie sprowadza go sokoli wzrok.

Bo ja w telewizji owszem, byłam, a jakże! I to w filmie nawet. Ale w tym z mojej komunii... I raczej coś mu się pomyliło, bo mój film z komunii nie był emitowany!

Ani na HBO, ani CNN, ani na Netflixie nawet... Nie, żeby nie chcieli, ale ja nieugięta postawiłam sprawę jasno – nie sprzedam! ;)

No ale jak emitowany nie był, jak on oglądał!
A ja jestem tą aktorką! (no fakt, sceny czasem robię),
Tą rudą! (doprawdy?!).
Sławna jestem, w kinie ostatnio byłam (ano byłam, ale nie po tej stronie ekranu chyba?!)
i w telewizji i na gali rozdania Oskarów też mnie widziano!

Cholera - myślę sobie - ja nie wiedziałam, że za tę rolę w 93' nominację do Oskara dostałam! I hola, hola! Ciekawe co w takim razie z moją rolą ze Studniówki w 2004?!

Zastanawiam się, ale rozmyślania moje facet przerywa, bo dalej gada! I sterczy nade mną i nie da mi spokojnie nosa opróżnić, a nos się domaga! Już obawiać się zaczynam, że zaraz moją chusteczkę skonfiskuje, albo autograf będzie chciał!
Na paragonie, ulotce... i jeszcze gdzie?
Na gołej klacie może?! 

Daję mu więc subtelnie do zrozumienia:

Człowieku! Nie byłam na żadnym rozdaniu Oskarów (choć wiem, powinnam!), nie stąpałam po czerwonym dywanie pod rękę z DiCaprio, ani Tomem Cruisem (choć wiem, powinnam!) i nie mam nic wspólnego z kiecką, w której dwa cekiny zakrywają biust, a jeden wadżajnę! (choć wiem... a nie, nie powinnam).

I tłumaczę mu jak krowie na rowie, a ten dalej swoje! I bardzo miło mnie spotkać i wszystko fajnie, prócz tego, że już cała poczekalnia obserwuje każdy mój ruch i ma na oku każdego bąbla, który co rusz chce się wydostać z zakatarzonego nozdrza. Nie, nie jest to komfortowa sytuacja.

Już powoli zaczynam mu wierzyć. No kurde, dobra! Może nawet zaraz dam mu ten autograf (nawet na pośladku!) tylko... Człowieku! Weź powiedz mi chociaż jak się nazywam!? Co bym wiedziała jakim nazwiskiem się podpisać! Nie powiedział, nie zdążył. Moim wybawcą był lekarz, który wezwał mnie do siebie...

W gabinecie poprosiłam o silny antybiotyk, taki który postawi mnie na nogi.
No kurcze! Muszę być przecież w doskonałej formie na kolejnej Gali Rozdania Oskarów...

Masz ochotę na więcej moich tekstów "NYC w pigułce"? 
Zapraszam TUTAJ ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...