Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NYC w pigułce :). Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NYC w pigułce :). Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 października 2019

Nowy Jork w pigułce :) - Ty gawarisz pa ruski?

Brighton Beach, Nowy Jork, New York, Ameryka, język rosyjski, Brooklyn

16 lat temu... w szkole średniej, moją klasę uszczęśliwiono, umieszczając nam w planie zajęć, język rosyjski. Dukaliśmy ruskie słówka i uczyliśmy się ruskich hieroglifów, które rysowaliśmy w szlaczki w zeszytach w trzy linie, niczym maluszki w pierwszej klasie. Czekaliśmy niecierpliwie, kiedy przyniosą nam jeszcze porcję ciepłego mleczka, ale niestety... Na to już nie zasłużyliśmy! Może dlatego, że mieliśmy gdzieś podręcznikową Tamarę, całą jej walniętą rodzinkę i wieśniacki akcent, którego próbowała nas nauczyć nauczycielka. "Ty gawarisz pa ruski?". Zastanawialiśmy się raczej po cholerę nam rosyjski?! Przecież nie każdy z nas będzie w przyszłości przemycał fajki i spirytus przez ruską granicę!

czwartek, 5 września 2019

Zniesienie wiz do USA - co zmienia

zniesienie wiz do USA, ruch bezwizowy, wizy do Stanów, Stany Zjednoczone, Ameryka,

Moja seria "Nowy Jork w pigułce" ,od początku swojego istnienia, cieszy się dużym zainteresowaniem. Dlatego będę ją kontynuować, gdyż tematów do omówienia, mam jeszcze dużo. Dziś Nowy Jork pozostanie na drugim planie, gdyż główną bohaterką będzie Ameryka... Od kilku tygodni mamy na tapecie, temat- zniesienie wiz do USA... Oczywiście, oficjalnej informacji jeszcze nie podano i w ciągu najbliższych 4 tygodni, raczej nikt takiej nie poda. Bieżący rok podatkowy kończy się dopiero 30 września, więc póki co, chodzą tylko "słuchy"... Podobno ktoś ma znajomego, którego znajomy ma znajomego, a tamten ma znajomego w ambasadzie amerykańskiej... 🤣 I podobno, procent odmów przyznania wizy do USA, spadł poniżej wymaganego progu 3% i wynosi w tej chwili 2,8%.  Ogłoszenie oficjalnego zaproszenia naszego kraju do ruchu bezwizowego nastąpi dopiero po 30 września, ale to już niemal pewne, gdyż mało prawdopodobne jest, by w ostatnim tygodniu września, liczba odmów wizowych, nagle tak poszybowała w górę, abyśmy znów znaleźli się ponad minimalnym progiem. W ten sposób, Polska spełnia wymogi, aby już niebawem każdy polski obywatel, mógł posiąść ten zaszczyt i ...wsiąść na pokład samolotu lecącego do Stanów!

Nasz premier, ten sam co twierdził, że mamy "zapierdalać za miskę ryżu", bo nam w Polsce za dobrze, szczerze zamartwia się, czy to zniesienie wiz do USA, nie poskutkuje znacznym wyludnieniem kraju! Po pierwsze - Panie Premierze! Dlaczego Pan się tym martwi, skoro sam Pan twierdzi, że mamy w Polsce przecież tak zajebiście?! Po drugie, hmm.. no w sumie, ja już widzę na lotniskach te tłumy chętnych, by przelecieć się za parę tysi za ocean, z opcją powrotu najbliższym kursem, a wy?! Bo tak w sumie, to tyle daje nam zniesienie wiz... czyli niewiele 🤣

czwartek, 8 sierpnia 2019

"Ameryka.pl. Opowieści o Polakach w USA" - o książce Doroty Malesy i moich osobistych doświadczeniach z pobytu w Ameryce...


Ameryka jest marzeniem wielu z nas... Wydaje nam się taka odległa, gdyż dzieli nas bezkresny ocean. Wydaje nam się bogata, gdyż panoramy jej wielkich miast, wysłanych gęsto drapaczami chmur, robią przeogromne wrażenie. Wydaje nam się, że to zupełnie inny świat i zupełnie inne życie... i pod tym względem mamy rację. Setki tysięcy Polaków dałoby wiele, by móc spakować swoje rzeczy i zacząć tam nowe, lepsze życie. Pełne przepychu, na bogato! Bo to przecież Ameryka! Tam nie może się nie udać! Co chwilę oglądamy w telewizji bogate, wystrojone i często wymalowane aż do przesady panie, które wyemigrowały do Stanów, następnie powychodziły bogato za mąż a teraz ich dzień wypełniają wizyty w SPA, w salonach kosmetycznych i ekskluzywnych butikach światowej sławy projektantów. Popijają kolorowe drinki z palemką, a ich największym problemem jest źle dobrany kolor lakieru do paznokci i słaba pamięć... bo nie da się nie zauważyć, że panie, choć często zamieszkały w Stanach dopiero jako dwudziestoparolatki, to już po kilku latach pobytu, z wielkim trudem wysławiają się po polsku i kaleczą swój ojczysty język... ;)

niedziela, 12 maja 2019

NYC w pigułce ;) - Podjedź metrem mówili, będziesz w domu szybciej, mówili... ;)




Wracam późnym wieczorem do domu. Droga dobrze mi znana, często przeze mnie uczęszczana. Mam niedaleko, bo zaledwie 3 stacje metrem. Zwykle więc idę spacerkiem. Tym razem jednak ze względu na dość późną godzinę dochodzę do wniosku, że rozsądniej byłoby podjechać chociaż ze dwie stacje i dotrzeć do domu najszybciej jak to możliwe. Bo choć Nowy Jork jest podobno bezpiecznym miastem, to wcale nie znaczy, że przestępczość wynosi tu okrągłe zero. A ja niosę przecież w torebce milion dolców w gotówce! Zapada więc w mojej głowie decyzja - podejdę kawałek i na najbliższej stacji jaką zobaczę, sturlam się w podziemia i wsiądę do pociągu, i to bynajmniej, nie byle jakiego, ale takiego, który podrzuci mnie do domu, szybciej niż nogi.

...Podjedź metrem, mówili, będziesz w domu szybciej, mówili... :D

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Nowy Jork - z czego Polska za oceanem słynie?

Central Park, Nowy Jork (archiwum prywatne)
Pochmurny, deszczowy dzień. Jeden z tych, w które nie chce się wystawiać stopy spod kocyka, a co dopiero nosa z domu, jeśli nie ma takiej potrzeby. Niestety nasz pies potrzebę ma i to poważną, wręcz taką niecierpiącą zwłoki. Choć deszczem jawnie gardzi, to nawet w takie dni siknąć pod krzaczkiem musi. Poza nim, nikt z domowników do spaceru się nie kwapi, więc wszyscy zgodnie wskazali palcem  na mnie. Hmm.. czyżby dlatego, że jestem ruda...!? :P

Lecę więc z psem do pobliskiego Forest Parku. Staram się jakoś ogarnąć starannie układaną, cały poranek fryzurę, którą bezczelnie dewastuje wiatr. Wietrzysko, któremu w skali od 1 do 10, dałabym 15 i ochrzciła je imieniem Katriny, Reginy lub innej lafiryndy, bo głowę mi próbuje urwać, i to przy samej dupie! Jedną ręką ogarniam smycz i ciapka, który dokłada wszelkich starań, by tą smyczą oplątać wszystkie drzewa w parku. Drugą ręką próbuję trzymać głowę, by ta została jednak na swoim miejscu. Deszcz chwilowo nie pada, ale z mokrych drzew woda i tak, co chwilę, kapie mi na łeb...
I  już czuję, że nieuchronnie zbliża się ON...

wtorek, 30 października 2018

Nowy Jork - jak zostałam superbohaterką i wybawicielką zagubionych zwierzątek...


Późne zimowe popołudnie. A w sumie to nawet wieczór. Wybrałam się z psem do pobliskiego parku. Wszędzie wokół ciemno, park gęsto zarośnięty – jak na Park Leśny przystało. Idę główną alejką, wyłaniam się zza zakrętu – patrzę – a na środku drogi siedzi ...zwierzątko.

Ma głowę, pyszczek, uszy, oczy... siedzi i patrzy na mnie. Szybko uznałam, że to piesek – No bo błagam! Co?! Psa nie rozpoznam?! Przecież jednego nawet na smyczy prowadzę! Jednak znawczynią psich pupili nie jestem, więc zakwalifikowałam go do bliżej nieokreślonej rasy małej – Chyba Maltańczyk, bo na pyszczku kawałek białego futerka zauważyłam.

Podchodzę bliżej.
Piesek nadal siedzi i patrzy na mnie.
Rozglądam się i zastanawiam – a gdzie jego pańcio?!
Przecież czyjś musi być! Tak samopas bez smyczy biegać nie powinien, więc na pewno ktoś ma go na oku...
Ale wszędzie pusto. Nikogo nie widać.
Może się biedak zgubił? Może uciekł?
Może jakieś dziecko właśnie za nim szlocha? Wciąga gila zwisającego do pasa?
Może bym tak podeszła, zajrzała mu w obrożę i zadzwoniła do właściciela?! 

Tak, to dobry plan.
Teoretycznie wszystko powinno się udać, prawda?
To co poszło nie tak....?

piątek, 17 sierpnia 2018

Nowy Jork - Jak zostałam gwiazdą filmową...


Kiedy w 2015 roku zrobiłam niespodziankę znajomym i wzięłam dupę w troki, a następnie wsadziłam ją w samolot i ni stąd ni zowąd, wylądowałam w Nowym Jorku, najczęściej zadawanym pytaniem, zaraz po:

- Załatwisz mi wizę/ wycieczkę/ pracę/ obywatelstwo/ Jennifer Aniston?

było:

- Kobieto! po co Ty tam poleciałaś, aż do Ameryki?!

No jak to po co?! Przecież nie od dziś wiadomo, że do Ameryki leci się po to, by spełniać swój „American dream”. Spełniać marzenia o sławie, popularności, grubych milionach na koncie, świętym spokoju i popijaniu drinków z palemką. Wiecie - fejm, lajki, ścianki, flesze, billboardy, paparazzi... ;) Bez znaczenia, czy masz w planach zostać modelką, aktorką, piosenkarką, kelnerką, nianią, pokojówką na Manhattanie, członkinią brooklynskiego gangu, czy wyjść za milionera i zostać po prostu „Żoną Hollywood”. Po co poleciałam aż do Ameryki!?

No jak to po co?!

Zostać nową dziewczyną Bonda! Ofkors... ;)
I doprawdy, sama nie wiem jak to się stało, ale zostałam...

piątek, 11 sierpnia 2017

Nowy Jork - dlaczego Donald Trump nie lubi Meksykanów?!



Dlaczego Trump nie lubi Meksykanów? Bo się rozmnażają... :)
Ale zacznijmy od początku...

Jak rozmnażają się ludzie w Ameryce? Hmm... no w zasadzie to podobno tak samo jak my w Europie. W sposób rozrodczy, poprzez seksy i te sprawy, potem wypuszczają młode wadżajnami, jajek ponoć nie znoszą, i podobno też nie pączkują... Choć nie raz parząc na latynoskie rodziny, które najpierw do USA wyemigrowały, a potem zaczęły się rozmnażać, nasuwa się myśl "hmm... czy aby na pewno nie znoszą oni jajek, z których wykluwa się jednocześnie całe stado młodych?!?!".

czwartek, 13 lipca 2017

Co się czyta w Nowym Jorku?

...nie mam pojęcia... :)
gdyż rzadko zwracam uwagę na tytuły i raczej nie zaglądam ludziom pod okładkę ...ale się czyta! To najważniejsze! Czasem jadąc metrem bawię się w małego paparazzi, by pokazać Wam, że nawet tu, w Nowym Jorku, w dobie smartfonów i internetu, nie wszyscy dali się porwać technologii i są jeszcze ludzie, którzy doceniają wartość książki. Przyznaję, że dla takiego książkoholika jak ja, to wspaniały widok, lecz niestety dość rzadki, bo gdyby porównać liczbę oczu wlepionych w ekran telefonu i książkę, to telefon i iPod wygrywają ze znaczną przewagą. Ja osobiście nie lubię czytać w środkach komunikacji miejskiej, choć zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać... może się w końcu do tego przekonam?
A jak to jest w Waszych miastach? 
Widać jeszcze książkoholików? 


niedziela, 21 maja 2017

Nowy Jork - oko za oko, ząb za ząb... murzynka za murzyna!



Pewnego dnia znajomy miał na mieście kilka spraw do załatwienia - urząd, poczta, zakupy, parę gwałtów, rabunek, napad na bank... a że moje plany na ten dzień ograniczały się do wylegiwania się na kanapie i przeglądania map, w poszukiwaniu miejsc gdzie mogłabym ukryć kolejne ciała moich ofiar, zgodnie z maksymą "nie spać! zwiedzać!", pojechałam z nim.

URZĄD
Pojechaliśmy najpierw do jakiegoś urzędu, a tam jak to niemal wszędzie w Ameryce przy wejściu kontrola jak na lotnisku. Zdejmuję kurtkę, zdejmuję buty, torebkę daję do prześwietlenia i w trakcie zastanawiam się czy majtki zaraz też będą kazali mi zdjąć?! Do przemacania więc stoję w kolejce, a jej początku ochroniarz pilnuje co bym przypadkiem nie wepchnęła się do robienia tego striptizu. Stoimy więc z kolegą w kolejce. Jedno za drugim, jak za mięsem w komunie. W ciszy, w skupieniu, zastanawiając się, czy aby na pewno nie mamy nic do przemycenia? Żadnych granatów? Trotylu? Spluwy w gaciach? Wąglika?! świńskiej grypy? albo chociaż śrubokrętu i kombinerek w staniku, jak to kiedyś z przyjaciółką na Juwenaliach Olsztyńskich? Eeee nudy... Zastanawiam się więc czy uda mi się przemycić przez bramki chociaż mój wybuchowy charakter?! W nim ostatnia nadzieja na niezły ubaw. W zamyśleniu zdejmuję już kurtkę i nagle z zadumy wyrywa mnie głos ochroniarza stojącego metr  przede mną. Coś mówi, uśmiecha się a ja stoję oszołomiona! Nic nie rozumiem! Co on w ogóle do mnie rozmawia?! Nagle zniknął cały mój angielski! A nawet jego szczątki. Nie potrafię nawet wydusić by powtórzył. Dżizes! Myśli też prześwietlają?!?! Aresztować mnie chce?! Oczyma wyobraźni już widzę siebie na więziennej pryczy... Skutą kajdankami i odzianą w kaftan z przydługimi rękawkami... Odwracam się więc do stojącego za mną kolegi i pytam:
- Co? Co ten koleś do mnie powiedział?
- że podoba mu się twój... sweter.
...Warto dodać - sweter jak sweter, ale za to z wielkim złotym, błyszczącym napisem na biuście.

sobota, 25 marca 2017

Nowy Jork - A ja tu w Ameryce 100 lat za murzynami...


Wiecie, że Nowojorczycy są 100 lat za murzynami!? Oczywiście z całym szacunkiem dla mych ciemnoskórych znajomych, których już tu mam, gdyż są to naprawdę przyzwoici, inteligentni ludzie, którzy z lepianką z gówna nie mają nic wspólnego... żyją w domach, a nie szałasach, nie gardzą łącznością telefoniczną, ani elektrycznością. Nie piją wody z kałuży (nawet świeżo po deszczu! dacie wiarę?), nie wzniecają ognia przy pomocy kamieni, nie biegają nawet z dzidami, ubierają się w ciuchy wielokrotnego użytku, a nie zakrywają jedynie swych ptaków liściem bambusa. Mają w domu internet, telewizor, zmywarkę! Umieją korzystać ze smartfonów. umieją obsługiwać automat do kawy i opanowali prowadzenie auta, nawet z manualną skrzynią biegów, lepiej niż niejeden nasz rodak. Normalna pełna cywilizacja! Nowojorczycy natomiast to zupełnie co innego...

piątek, 3 marca 2017

10 minusów mieszkania w Nowym Jorku...


1. NAPIWKI W NOWYM JORKU SĄ OBOWIĄZKOWE 
Tak, tu daje się napiwki niemal zawsze i wszędzie. Jest nawet ustalone oprocentowanie, jakiej wysokości ten napiwek ma być. Na Manhattanie jest to około 20% wartości rachunku! Na Queens i Brooklynie trochę mniej, bo około 10-15%. Co najlepsze, napiwek nie jest opcjonalny, według Twojego uznania, tylko obowiązkowy! Oczywiście, możesz udawać zielonego w tutejszym obejściu dziewiczego turystę i narazić się na opinię niekulturalnego osobnika z innej planety, ale nie zdziw się jak kelner, taksówkarz, czy fryzjer o ten napiwek sam się upomni... ;) Bezpiecznie czuj się tylko w fast-foodach, tam napiwki nie obowiązują.

sobota, 11 lutego 2017

Nowy Jork - Święto Dziękczynienia...


Nowojorczycy mają w domu kuchnię tylko dlatego, że tak zostały zaprojektowane ich mieszkania i po prostu mają w rozkładzie takie dziwne pomieszczenie, o nieznanej im funkcji. Wyposażone w lodówkę, kuchenkę, zmywarkę, zlew i mikrofalówkę. Zaakceptowali to, zagospodarowali po swojemu... w mikrofalówce mają składzik słodyczy, w zmywarce zapasy ryżu i makaronu na klęskę żywiołową i niespodziewany armagedon np. 0°C, a w kuchence pewnie można jeszcze znaleźć naczynia z epoki kamienia łupanego, dzidę i szkielet dinozaura. Z tego pomieszczenia nie korzystają oni zbyt często i nie w takim celu do jakiego my przywykliśmy. Posiłki przyrządzają im pobliskie knajpy, pizzerie i Fast Foody za niewielkie pieniądze, w jednorazowych naczyniach, co by John Smith nie tracił swojego cennego czasu na zmywanie, a raczej wsadzenie zastawy do zmywarki, która całą robotę i tak zrobiłaby za niego. John i Jennifer Smith po skonsumowaniu posiłku wyrzucają jednorazową zastawę do śmieci. Jednorazowej reklamówki wiszącej bardzo często na wewnętrznej klamce drzwi wejściowych. Gdybyś szukał u nich śmietnika pod zlewem, wyleciałyby zapewne stamtąd w popłochu zamieszkałe tam nietoperze. Bo cóż to za dziwne miejsce na śmietnik w szafce i to jeszcze w pomieszczeniu, które spełnia funkcję składzika!?

piątek, 27 stycznia 2017

Yut Chia - największa gwiazda Nowojorskiego Metra...


Życie w Nowym Jorku pędzi jak szalone. Ludzie cały czas gdzieś się spieszą, za czymś gonią... i czasem mam wrażenie, że przez tę gonitwę przecieka im przez palce, wszystko co w życiu najważniejsze. Mają niewiele czasu dla rodziny i przyjaciół. Mają niewiele czasu na przyjemności i ani chwili dla siebie. Żyją w ciągłym biegu. Jest tu jednak jeden młody mężczyzna, który czyni cuda. Potrafi zatrzymać czas i każdemu podarować błogą chwilę zapomnienia. I jeśli spotkasz go na swojej drodze, czeka cię spora dawka emocji. Potrafi on bowiem sprawić, że ludzie pochłonięci szalonym pędem, przystaną na chwilę i jak zaczarowani wsłuchają się w jego opowieść. Czy rzuca on zaklęcia? Nie. Czy czaruje? Owszem. Czaruje i rzuca uroki swoim nieprawdopodobnym talentem. Swoimi skrzypcami i muzyką... A kto usłyszy go raz, chce słuchać cały czas.

Ja miałam przyjemność usłyszeć go już kilkakrotnie. Wracając z uczelni, w piątkowe popołudnie, spotkałam go na jednej ze stacji metra. Pierwsze spotkanie uznałam za zupełnie przypadkowe, gdyż w nowojorskim metrze codziennie można spotkać utalentowane osoby, które swoim talentem zarabiają na życie. Usłyszałam z dala dźwięk skrzypiec i choć, jak wszyscy tutaj, szalenie się spieszyłam, podeszłam bliżej i wtopiłam się w słuchający go tłum. I byłam oczarowana... Jedna melodia, druga, trzecia... Od jego występu oderwał mnie tylko dzwonek telefonu i zniecierpliwieni, czekający na mnie znajomi. Pobiegłam na pociąg, żałując że nie mogę zostać dłużej. Jednak jego muzyka towarzyszyła mi do samego wieczora. Dwa tygodnie później spotkałam go znów na tej samej stacji metra! Potem znów, i znów... To nie mógł być przypadek! W Nowym Jorku żyje ponad 8 mln ludzi! A my, całkiem sobie obcy, tak całkiem przypadkiem spotykamy się na tej samej stacji metra i to w różne dni tygodnia, o różnej porze?! Żadnego człowieka, który staje na naszej drodze nie spotykamy przypadkiem... Wierzę, że i my dwoje po coś spotkaliśmy się kilkakrotnie w tym ogromnym mieście. Może właśnie po to, żebym napisała ten tekst, abyście i wy mogli poznać jego niezwykły talent i jego historię?

Yut Chia - the biggest star of the New York subway...


New York is a really fast-paced city. The people here are in a constant rush. Sometimes I have a feeling that because of that haste the really important things slip through their fingers. They have little time for fun and even less for themselves. They are always in a hurry. However, there is one young man who makes miracles. He can make people stop for a moment and forget about the whole world. If you ever meet him on your way, you will be offered quite a dose of emotions. He can make people absorbed by their crazy busy lives stop for a moment and listen to his story. Does he cast spells? No. Does he do magic? Oh, yes he does. He does magic and charms with his exceptional talent, the violin and music. And whoever hears him once will definitely want to listen to him more.

I had this pleasure to have listened to his music several times. When I was heading home from school on a Friday afternoon I met him at one of the subway stations. I considered it to be purely accidental, as there are lots of gifted people on the New York’s subway trying to make money using their skills. I heard the violin from a distance and even though I was in a hurry, as anyone else here, I stopped to listen to him together with the crowd of spectators that surrounded him. I was spellbound. One piece of music and another and yet another… The ringing of my cell phone finally diverted my attention. My friends were calling me as they had been waiting me for a while then… I rushed for the train feeling sorry I couldn’t stay any longer. But his music was with me the whole evening. Two weeks later I met him at the same subway station. Then again and again… that couldn’t have been a coincidence! There are over 8 million people in New York. Why would we, total strangers meet at the same place but on various days of the week and at various times of the day? We don’t meet anyone by chance. I believe there is an explanation why the two of us met several times in this enormous city. Perhaps the reason was for me to write this article about him so that you all could learn about his talent and hear his story.

niedziela, 30 października 2016

Nowy Jork - a podobno miałam wylądować w Nowym Jorku! ;)


Nowy Jork... co masz przed oczami słysząc tę nazwę? Zielona laskę z pochodnia w ręce, owiniętą w prześcieradło, którą nazywają Statuą Wolności... a razem z nią w tle Manhattan? Dwie wielkie wieże WTC, liczące po 110 pieter, które runęły kilkanaście lat temu w wyniku zamachów terrorystycznych... na Manhattanie? Charakterystyczną kule, która opada witając każdy kolejny rok, znajdującą się w dżungli, zwanej Times Square... Na Manhattanie? A może początek jakiegoś filmu, gdzie pokazany jest "NY" z lotu ptaka. Drapacze chmur, budynki sięgające nieba, ze szczytu, których śmiało można pogilgotać ufoludka w stopę...? Manhattan, Manhattan, Manhattan...

środa, 21 września 2016

New York Again... :)


Moi Drodzy! 
Ja znów wybyłam za ocean... W recenzji książki "Z Nowym Jorkiem na NY", zapowiadałam, że chciałabym się tu jeszcze kiedyś znaleźć i oto jestem! Nowy Jork stał się moim drugim domem. Zostanę tu jakiś czas... oznacza to, że mam przytulne mieszkanko na Queens. Mam również mój prywatny komputer z polskimi znakami :D ale jestem zmuszona na jakiś czas zawiesić współpracę recenzencką z wydawnictwami, ponieważ nie sądzę, aby ktoś zechciał wysyłać mi egzemplarze do USA... Jeśli jednak ktoś taki się znajdzie, serdecznie zapraszam :) Mam jeszcze do nadrobienia kilka, jak nie kilkanaście recenzji. Mam ze sobą książki, a również odkryłam uroczą księgarenkę na Greenpoint, więc recenzji nie zabraknie i będą się one tu jeszcze pojawiały, bo czytać nie przestanę nawet na drugim końcu świata :) 


Blog nie zmieni całkowicie tematyki, jednak zacznę Was zapewne znów uszczęśliwiać postami opowiadającymi o codziennym życiu w Nowym Jorku. Sporo osób upomina się i pyta o kolejne części "NYC w pigułce". Jest nimi zainteresowanie. Poza tym jest to teraz moja codzienność, tu przebywam, tutejsze życie obserwuję, uczestniczę w nim i jest tu o czym opowiadać... Wypatrujcie więc uważnie. Mam jednak pytanie do Was - czy są jakieś tematy, o których chcielibyście poczytać? Coś Was tu szczególnie intryguje? Mam kilka przygotowanych, o którym uważam, że warto opowiedzieć, lecz chętnie poznam Wasze propozycje...


Panorama dolnego Manhattanu nocą... 

wtorek, 7 czerwca 2016

Nowy Jork - Metro zbawieniem ludzkości?


Wbrew pozorom nie wszyscy mieszkańcy Nowego Jorku poruszają się wyłącznie autem. Są tez tacy, dla których zabrakło już miejsca w ulicznych korkach, w godzinach szczytu i pozostało im przemieszczać się jak krety, w podziemiach. Kiedy pierwszy raz weszłam na stację metra byłam przerażona i nie zawahałam się oznajmić znajomej, że ja się przesiadam... w statek kosmiczny, prywatny odrzutowiec, radiowóz, taczkę czy hulajnogę - w cokolwiek, ale się przesiadam! :) Ciemno, brudno, a na ścianach kafelki jak w naszych dworcowych kiblach za czasów komuny... nie, to nie mogło się kojarzyć dobrze :P Kiedy juz prawie dałam się przekonać, że metro ma naprawdę wiele zalet i jaka zbawienna dla ludzkości jest jego rola, po torach przebiegła familia szczurów, bawiąc się w berka! i wszystko poszło na marne! :) Ja tez uciekłabym gdzie pieprz rośnie, gdybym nie musiała akurat pospiesznie łapać się najbliższego słupa, gdyż powiew wjeżdżającego na stację metra, po pierwsze, zepsuł mi fryzurę, a po drugie ogłuszył mnie i niemal sprawił, że straciłam grunt pod stopami. Na ucieczkę było już za późno, zostałam schwytana za kołnierz i wbrew mojej woli wciągnięta przez znajomą do wagonu! choć zapierałam się nogami, rękami, gryzłam, plułam, kopałam i krzyczałam :P

czwartek, 5 maja 2016

Nowy Jork przygotowuje się na Armagedon...


Nowy Jork przygotowuje się na Armagedon! Nadciąga apokalipsa! Koniec świata! Zagłada ludzkości jest nieunikniona... Nadciąga ogromny mróz! Nowa epoka lodowcowa! Wszyscy Nowojorczycy przed telewizorami nasłuchują w osłupieniu i przerażeniu najnowszych wieści. Programy informacyjne produkują Wydania specjalne... a Pan pogodynka pojawia się na ekranie co kilkanaście minut i z grobową miną przemawia do mnie z telewizora, że nadciąga szalenie mroźny front atmosferyczny i apeluje do mnie, żebym została w domu i nigdzie nie wychodziła! A jeśli już naprawdę muszę, bo to sprawa życia lub śmierci, to mam się ciepło ubrać! Grozy jego słowom dodają pogodowe mapy satelitarne oraz wielki napis na dole ekranu! Podane stopnie zimna niewiele mi mówią, gdyż używają tu skali Fahrenheita °F, która nijak ma się do naszych Celsjuszy, jednak mapa napawa mnie grozą! Przecieram oczy i nie wierzę w to co widzę! Cały Nowy Jork okryty frontem oznaczonym kolorem ...różowym!!! Oczojebnym różowym! Dokładnie takim jak na naszych mapach pogodowych oznacza się mrozy sięgające -35 stopni C!!! A wiec to prawda... nadchodzi Armagedon!

piątek, 29 kwietnia 2016

Nowy Jork - Z wizytą w Chinatown...


Po ostatnim shoppingu, kiedy to buszowałam ze znajoma po sklepach w Nowojorskiej galerii handlowej, a sklep był na tyle nieuprzejmy, ze ewakuował nas nim zdążyłam skompletować swoja garderobę, bo jakaś tam strzelanina była ważniejsza od moich zakupów (o tym tutaj --> NYC w pigułce :) - takie rzeczy tylko w filmie... :)  ) stwierdziłam że mam chwilowo dość galerii i udam się na Chinatown. W końcu i tak, czy to w galerii, w ekskluzywnym butiku, czy na straganie, każdy produkt na metce ma magiczny napis "made in China". Po co wiec dorabiać handlowców, skoro można nabyć towar bezpośrednio od producentów? Wsiadłam wiec do metra, wysiadłam na stacji Centre St. na dolnym Manhattanie, wychodzę jak ten kret z podziemi, przecieram oczy i co widzę?! Chiny kurna widzę! i myślę sobie "noooo! w końcu opanowałam umiejętność teleportacji!" skoro po niespełna godzinie spędzonej w metrze, do którego wsiadłam w NY, wysiadłam w najprawdziwszych, kurde mać, Chinach!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...