NIE MUSISZ BYĆ MAMĄ IDEALNĄ !!!
Gdybym miała kiedyś napisać książkę... Gdybym umiała to zrobić, skierowałabym ją do młodych mam, które czują na sobie presję bycia mamą idealną! Z reklam telewizyjnych, z bilboardów, czy z gazet atakuja nas zdjęcia usmiechniętych rodzin! Uśmiechniętych mam i dzieci. Razem idą na zakupy, razem gotują obiadki... Obrazek jak z bajki! Jednak rzeczywistość wygląda znacznie inaczej! Bycie mamą choć jest piękne i radosne, jest równie męczące! Jednak o tym oczywiście ciiii... to temat tabu, o którym się nie rozmawia! A Ty droga mamo choć jesteś przemęczona, niewyspana, zapracowana i nie masz prawie chwili dla siebie, masz się zawsze i wszędzie szeroko uśmiechać i opowiadać jaka to jesteś szczęśliwa i jakie to pięknego aniołka wydałaś na świat! Zdradzają Cię podpuchnięte i podkrążone oczy, których nawet perfekcyjny makijaż nie był w stanie ukryć, ale uśmiechaj się! Ciesz! I absolutnie nie mów głośno, że jesteś zmęczona, że wychowywanie dzieci Cię wykańcza... A broń Boże nie mów, że nie jesteś do tego stworzona! Bo zostaniesz zlinczowana! Owszem, decydując się na dziecko musisz być i przygotowana na trudy związane z macierzyństwem i świadoma, że podejmujesz się trudu jego wychowania. Jednak mimo wszystko macierzyństwo to ciężka praca... I każda mama, nawet ta najcierpliwsza i z największym instynktem macierzyńskim miewa ciężkie chwile i zaczyna mieć wszystkiego dość! Małe dziecko choć śliczne, słodkie i kochane przez mamę nade wszystko, jest bardzo absorbujące i wymaga ciągłej uwagi. Bywają dni kiedy ciągle płacze! jest starsznie marudne i wymaga ciągłego zaintersowania, nie portafiąc się niczym zając nawet przez chwilę! Nie chce jeść, choć jest głodne! nie chce spać, choć już ledwo siedzi... Aż w końcu zaśnie... na 10 minut... i znów Krzyczy, a mama już nie wie co ma robić! Ma dość! Jest zmęczona! Głodna! I marzy o chwili ciszy i spokoju... Są chwile kiedy młoda mama nie potrafi zrobić już nic innego jak tylko załamać ręce, usiąść i płakać razem z dzieckiem! Z wyczerpania, z bezsilności... Jednak to wszystko dzieje się za zamkniętmi drzwiami, jutro zobaczysz ją na spacerku z idealnym wózkiem, z idealnym dzieckiem i z idealnym uśmiechem na twarzy!
Pewnie zaraz zostanę zlinczowana... ale to nic! Przywykłam! Sama jestem mamą dwójki małych dzieci i również czasem mam dość! Mam dwie dziewczynki. Jedna ma 2 latka druga 3 i pół.I choć zwykle potrafią się ze sobą bawić, są dni, że mam dość krzyków, wrzasków, skarżeń i rękoczynów! Czasem doprowadzają mnie wręcz do szału! Ani chwili ciszy i spokoju, a kiedy jest cisza, to też niedobrze - bo znaczy to, że świetnie się bawią, a ja zastanę w pokoju basen na podłodze, lub nowe arcydzieła na ścianie!I znam takie idealne perfekcyjne mamusie, z którymi nigdy nie dojdę do porozumienia! Bo ja nie lubię ciągłego gadania o dzieciach... i przechwalania się i licytowania, czy to Hania czy Antoś piękniej mówi "mama"! Policytują się może za 13 lat kiedy Antoś powie do mamy "Dawaj na szlugi stara wiedźmo!"? :) Ja nie zrzędzę ciągle ludziom o moich dzieciach, bo zdaję sobie sprawę, że nikogo tak naprawdę nie obchodzi, że moja Ziutka* zrobiła zieloną kupkę przed południem, a żółtą wieczorem! Z takmi mamami miałam ścięcie nie raz! Bo kiedy każda z podpuchniętymi oczami na zapałki, mówi z zachwytem jak wspaniale być mamą i za nic nie przyznają się, że mają ciężkie dni, ja mówię wprost, że dla mnie jest to czasem bardzo męczące! Jestem przemęczona, niewyspana i marzę o chwili ciszy i spokoju! I z niecierpliwością czekam, aż moje dzieci staną się samodzielne, a ja będę mogła wyjść do sklepu, kiedy CHCĘ, a nie kiedy MOGĘ! Owszem kocham moje dzieci najbardziej na świecie i nie wyobrażam już sobie życia bez nich. Dbam o nie, troszczę się i opiekuję. Ale teraz będąc mamą potrafię zrozumieć osoby, które decydują się żyć bezdzietnie! Kiedyś wydawało mi się to niezrozumiałe! Przecież dzieci to największe szczęście! A taka decyjza wydawala mi się przejawem egoizmu. A teraz potrafię to zrozumieć, bo sama mam dni kiedy mam po prostu dość! I przypominam sobie jak to pięknie było wrócić z pracy do cichego mieszkania i położyć się, móc odpocząć! Wrócić do domu i robić co chcę! Posprzątać mieszkanie i widzieć ten porządek przez jakiś czas! Przy dzieciach owszem, posprzątam, ale porządek widzę przez 10 minut...
Powiedzmy to w końcu głośno - dzieci to ciężka praca! Mamy są przemęczone! Pracują zawodowo, dbają o dom i wychowują dzieci... a gdzie tu chwila dla siebie?! Takiej brak! Bo kiedy dzień dobiega końca, wszystko w domu jest zrobione, a dzieci śpią, mama pada zanim przyłoży dobrze głowę do poduszki! Oczywiście macierzyństwo w sumie przynosi więcej radości i jeden szczery uśmiech dziecka wynagradzi zmęczenie i ciężkie chwile... Ale powiedzmy głośno - ciężko jest być mamą! Chociaż wszyscy wkoło to bagatelizują i mówią "przecież to tylko dziecko!" a mama, która siedzi z dzieckiem w domu rezygnując z pracy "nic nie robi"! Jednak idealne mamusie, które mimo zmęczenia chcą robić wszystko przy dziecku same, wcale nie pomagają przełamać tych stereotypów. Skoro radzi sobie sama z dzieckiem, domem i nie narzeka, to rzeczywiście "to tylko dziecko"... Ja jak już wspomniałam, znam takie idealne mamusie, dowiedziałam się nawet, że sporo konwersowały za moimi plecami, kiedy powiedziałam, że ja zaraz po urlopie macierzyńskim zatrudniam nianię i wracam do pracy. Zyskałam wtedy mino wyrodnej matki, bo nie rozumiały jak można zostawić tak małe dzieciątko z inną osobą i pracować?! Ja jednak nie skomentowałam, kiedy dowiedziałam się, że jedna z tych mam spędziła z dzieckiem dodatkowy 1 miesiąc na urlopie wychowawczym, po czym sama czym prędzej wróciła do pracy, ze względów finansowych... Chociaż nie ukrywam , że nie jestem stworzona do pracy z dziećmi, ani siedzenia w domu i wolałam wrócić do pracy i do ludzi, niż spędzić w domu następne półtora roku i wylądować w końcu na oddziale zamkniętym. kiedy cofnę się myslami o te kilka lat, wiem że nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego jak trudno jest być mamą! Wszystkie znajome mi rodziny, wygladały na spacerkach, jak rodzinki z reklam... wszystko wyglądało idealnie i mówiono, że dzieci tylko wprowadzają do domu ciepłą, rodzinną atmosferę...
Więc gdybym mogła i umiała napisałabym książkę skierowaną do kobiet. I zaznaczyła dwa rozdziały. Jeden dla idealnych mam, żeby przestały udawać, że macierzyństwo jest co dzień takie różowe. I żeby pozwoliły sobie pomóc przy opiece nad dzieckiem. A drugi dla kobiet, które dopiero się nad dzieckiem zastanawiają. Omamione nowinkami o nowych doskonałych znieczuleniach podczs porodów, myślą że to godzina lekkiego swędzenia... Oj zdziwią się , kiedy podczas porodu, będą prosiły męża, żeby je dobił...! A noworodek co robi? Je i śpi.. i czasem kwili i gaworzy... ?! Bo przecież nikt nie wspomni o tym, że czasem drze się w niebogłosy kilka godzin bez przerwy, nie zwracając uwagi czy to noc czy dzień... I Nie zapominajmy, że maluch będzie się domagał jedzenia, uwagi i zaspokajania jego wszelakich potrzeb, nie zwracając uwgi na to, że mama jeszcze będzie tak obolała, że ciężko jej będzie przez tydzień normalnie usiąść! - Nie wspominając już o normalnym załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych! I czy ktoś ktokolwiek przedstwił Wam, drogie Panie, taki scenariusz?! Jesteście dwa dni po porodzie... Wracacie z dzidziusiem do domu, a tam? Ty mamo ledwo siedzisz i chodzisz, bo jesteś tak obolała. Między nogami dodatkowo nosisz kawał waty, wielkości cegłówki! A na samą myśl o załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych dostajesz gęsiej skórki... Dziecko w dzień i w nocy krzyczy w niebogłosy, a mąż nie może Ci wiele pomóc! Bo to przecież Ty jesteś stołówką... i to Ciebie, a raczej twej piersi pożąda dziecko! Karmienie okazuje się inne niż pisano w podręcznikach.Pierś boli, a dziecko chwyta zachłannie. Lub co gorsza -nie umie jej chwycić w ogóle i wrzeszczy głodne domagając się jedzenia!!! Nie wysypiasz się, nie masz prawie czasu na odpoczynek, a do tego przyjmujesz w domu tłumy gości! Mamusie, ciocie, wujkowie, babcie i dziadkowie odbywają pielgrzymki chcąc powitać nowego członka rodziny... A przy tym wszystkim, nie zapomnij jeszcze zapewniać swojego małżonka o dozgonnej miłości, żeby nie poczuł się odepchnięty, zapomniany i niepotrzebny... Bo są przypadki kiedy mąż staje się zazdrosny o dziecko... Och jak pięknie! Jak różowo! Czyż nie?! - a to ta łatwiejsza wersja :) Bo cesarskie cięcie, to jeszcze piękniejsza historia... Czas rekonwalescencji młodej mamy pomnóż razy dwa...
Moja książka za pewne wzbudziłaby wielkie kontrowersje, podobnie jak chyba jedyny w historii szczery i prawdziwy arytkuł pani Agnieszki Chylińskiej, do jednej z gazet dla młodych mam. Kiedy kilka lat temu, nie przebierając w słowach, opisała jak pokazują macierzynstwo media, jakie miała o nim wyobrażenia i jak boleśnie, zderzyła się potem z rzeczywistością zostając młodą mamą! Oj duzo mogłabym pisać... ale resztę zostawie może w spokoju i wspomnę o tym kiedyś w tej kontrowersyjnej książce :)
Oryginalny pomysł, ale rzeczywiście, skoro jest kryzys demograficzny, to media kreują idealną rodzinę, czy to w reklamach, czy w serialach, gdzie dzieci przy kolacji mają wszystkie lekcje odrobione i punkt 20 kładą się spać...
OdpowiedzUsuńa nie ma tak łatwo :)
Mam dwójkę rodzeństwa, które co prawda wyrosło z pieluch i chodzą do podstawówki, to i tak daleko do idealnego obrazka chodzących aniołków :)
A państwo oprócz pięknej reklamy powinno robić coś więcej, by nie tyle zachęcić, co pomóc w późniejszym wychowaniu dzieci, a nie, dziwią się potem, że np. w Niemczech rodzi się coraz więcej polskich dzieci :)
Choć sama mamą jeszcze nie jestem to chętnie przeczytałabym tę Twojego autorstwa. :)
OdpowiedzUsuńChciałabym to przeczytać:) Może już zacznij pisać?:) To będzie rewolucyjna książka:D
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i dużo racji masz. Jednym macierzyństwo przychodzi łatwiej, inne nie mogą długo się odnaleźć. Dziecko wywraca wszystko o 180 stopni, to prawda. Może właśnie należy uświadomić dziewczynom zastanawiającym się nad dzieckiem jak to jest. Nie po to, by je zniechęcić, ale by uświadomić. Ja należę do tej drugiej grupy - miałam cesarkę; sam poród przyjemny, jakkolwiek to zabrzmi, jazda zaczęła się dopiero później. Mały nie chciał jeść piersi, płakał jak głupi, a mleczko modyfikowane pod ostrym przydziałem, zdarzało się, że panie z noworodkowego nie miały humoru to i nie dały. Ja się z boku na bok przewrócić nie mogę, a tu trzeba czekać na kardiologa, który może będzie jutro a może za dwa tyg, nikt tego nie wie. Gdy poszłam zapytać o szczegóły pediatrę, sugerując wypisanie małego na własne żądanie, bo poprzedniej nocy ze zmęczenia z małym na rękach usnęłam na siedząco, ta mnie od księżniczek wyzwała. Potem było znęcanie pt. musisz-karmic-piersia- bo-będziesz-wyrodną-matką. Teraz, gdy mały ma półtora roku, to sobie myślę, że jakbym się wtedy rozmachała, jakbym im wszystkim powiedziała do słuchu... ale to teraz, wtedy byłam o krok od depresji. Prawda różowa nie jest. Pisz, pisz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń