czwartek, 4 stycznia 2018

Milli Vanilli - największa mistyfikacja wszech czasów!


Podejrzewam, że każdy z nas zna utwór "Girl you know it's true". Mnie do tej pory zdarza się go słuchać, choć nigdy nie przywiązywałam większej uwagi do zespołu, który go wykonuje. Wiedziałam tylko, że to dwóch młodych chłopaków. "Odnieśli sukces 30 lat temu i świat o nich zapomniał... zostawili tylko po sobie kilka fajnych piosenek" - myślałam... i nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się mylę!

Ok, nie oszukujmy się - Milli Vanilli to nie były moje czasy. Zespół był na topie, kiedy ja miałam zaledwie 3-4 latka, a moimi idolami byli Miś Uszatek, Kot Filemon, Fasolki i Puszek Okruszek, śpiewany przez Natalię Kukulską, w okularkach jak denka od słoika. Tragedią życiową była zaś, relacja obrad sejmu, zamiast dobranocki. Jednak do tej piosenki mam sentyment i doskonale ją pamiętam z dzieciństwa, gdyż słuchała jej moja mama. Nie śledziłam oczywiście w tak wczesnym wieku wydarzeń muzycznych, losów zespołu ani skandali, dlatego też afera Milli Vanilli przeszła koło mnie zupełnie niezauważona. Dowiedziałam się o niej dopiero niedawno! Kiedy moja znajoma, wynalazła w internecie filmik, w którym tańczy dwóch młodzieniaszków w obcisłych leginsach...

- Oo... Milli Vanilli! Uwielbiałam ich kiedyś! 
pamiętam jak wyszło na jaw, że zespół jest oszustwem...
- Co?! Oszustwem?! Ale, jak to!?
Kobieto gdzie ty żyjesz?! to była największa mistyfikacja wszech czasów!


I przyjrzałam im się bliżej. Nie odkryłam oczywiście nic, czego do tej pory nie byłoby o tej sprawie wiadomo, ale historia Milli Vanilli bardzo mnie poruszyła! Niesamowite, jak głupi pomysł jednego, łasego na kasę człowieka ,może rozsypać życie innych osób na kawałki. Nawet doszczętnie.

"Girl you know it's true"...hmm... "na żywo" :D





POCZĄTEK MILLI VANILLI

Wszystko zaczęło się od błyskotliwego pomysłu, producenta i menadżera Franka Fariana, któremu samemu nie udało się zaistnieć na scenie, więc zabrał się za pomaganie innym. Przeszkodą na drodze do kariery Fariana, był wygląd. Niestety, nigdy nie był on zbyt urodziwy, ani przystojny jak np. Jason Donovan. Doskonale wiedział, że fanki będą mu rzucać swojej bielizny na scenę...

Zniknął ze sceny, zamknął się w studio i tworzył muzykę zza kulis. Już w latach 70 zasłynął z małego oszustwa z zespołem Boney M. Okazało się, że w trakcie nagrywania płyt, śpiewały tylko wokalistki  zespołu, kilkoro gości, a męskie partie wokalne nagrywał menedżer Farian! Znany publiczności członek zespołu, Bobby Farrell występował tylko na scenie. Jednak w szczegółowych informacjach na okładkach płyt, znajdowały się dane o osobach uczestniczących w nagraniu i nazwisko Fariana było jawnie podawane, zatem nie było tu mistyfikacji takiej, jakiej Frank Farian dopuścił się niedługo potem, kiedy wpadł na kolejny świetny pomysł...

W 1988 roku, w głowie zaświtał mu pomysł na zespół, który byłby ukierunkowany na koncertowo-taneczny show na scenie. Miał też kilku świetnie śpiewających artystów, ale nie byli oni zbyt "wyględni" :) Nie byli ani zbyt przystojni, ani charyzmatyczni. Nie umieli tańczyć, a na scenie skupiali się głównie na stronie wokalnej... No nie może być! Przecież nie tak Frank wymyślił sobie zespół Milli Vanilli, do diaska!

Co w tej sytuacji zrobił pan producent mądra głowa?! Znalazł w klubie tanecznym, dwóch młodych i przystojnych tancerzy i zrealizował swój szatański plan. Wykorzystując naiwność młodych chłopaków, zaproponował im udział w zespole. Obiecał sławę, wywiady, kasę, podróże, kobiety i cholera wie, co jeszcze :P Panowie mieli tylko wychodzić na scenę i wykonywać nieskomplikowany układ taneczny, polegający głównie na poruszaniu ustami w rytm słów dobiegających z głośnika... Do tego, mieli jeszcze trochę ruszyć zgrabnymi tyłkami i ogólnie ...ładnie wyglądać :) A śpiewaniem nie musieli zawracać sobie głowy. To zrobi za nich ktoś inny... Kto by nie skorzystał?!

W ten sposób, 23-letni Robert Pilatus, syn Niemki i amerykańskiego żołnierza, wychowany przez rodzinę adopcyjną (ur. 8.06.1965) i 22-letni Fabrice Morvan (ur. 14.05.1966), niewiele myśląc, zawarli pakt z diabłem i stali się twarzami Milli Vanilli...

Robert Pilatus (po lewej), Fabrice Morvan (po prawej)


SPEKTAKULARNY SUKCES MILLI VANILLI...

Chłopcy, zgodnie z umową, założyli na tyłki leginsy, zgrabnie nimi zakręcili i wytańczyli płytę "All or nothing", która sprzedała się w nakładzie 30.000.000 egzemplarzy! Niebywały sukces płyty przerósł oczekiwania samego Fariana, chłopaków i przyniosła zespołowi międzynarodową sławę. Ich przeboje nie schodziły z czołówek list przebojów. "Girl you know it's true", "Girl I'm gonna miss you", "Blame it on the rain", "Don't forget my number" - te utwory śpiewali wszyscy! Miliony kobiet oszalało na punkcie uroczych "wokalistów"! Dziewczęta mdlały i wpadały w histerię na ich widok! Świat opanowała epidemia na punkcie Milli Vanilli, która zamiast cieszyć, coraz bardziej stresowała chłopaków. Sukces doprowadził do tego, że zaczęli się oni znieczulać i rozluźniać narkotykami, przed każdym wyjściem na scenę. Stąpali po cienkim lodzie, każdego dnia wstawali z łóżka bojąc się, że oszustwo wyjdzie na jaw... Doskonale wiedzieli, że powinni to skończyć, ale tkwili w... czarnej dupie! Nie mogli zerwać umowy z Farianem. To mógł zrobić tylko on sam. A po co miałby to robić, skoro gigantyczne dochody z Milli Vanilli, wypychały "po brzegi" jego portfel i wszystkie skarpety po kolei...




PIERWSZA PORAŻKA MILLI VANILLI

Pierwsze kłopoty zaczęły się już w 1989 roku, podczas koncertu w Bristolu. Podczas występu zacięła się płyta, kiedy odtwarzana była piosenka "Girl you know it's true". Słowa "girl you know it's..." (bez kończącego słowa "true") powtarzały się w kółko... i cóż, możliwości były dwie - albo zacięła się płyta, albo chłopaki... :) Okazało się, że jednak płyta i wyszło na jaw, że panowie śpiewają z playbacku. Publiczność nie zwróciła na to uwagi, ale panowie uciekli ze sceny. Dziś, nikt by się tym nie przejął. Występy z playbacku są dość powszechne i dużo jest gwiazdek, które śpiewają tylko dzięki efektom dźwiękowym, by nie kaleczyć ludziom uszu... W tamtych latach, było to jednak nie do pomyślenia, a ludzie chodzili na koncerty po to, żeby posłuchać wykonów na żywo!

Fragmenty feralnego koncertu Milli Vanilli...


Ostatecznie, wpadkę zespołowi wybaczono i zapomniano o niej, ale niebawem, niejaki Charles Shaw, bardzo rozgoryczony, napisał pokaźny list do nowojorskiej gazety "Newsday". W liście wyjawił, że ci dwaj ładni panowie w leginsach, to tylko tańczący modele, którzy nigdy nie zaśpiewali żadnej piosenki! Cóż, znudziło się Shawowi śpiewać za kulisami i patrzeć jak ktoś inny zbiera plony, które należą się jemu. Potem wycofał się z tego co powiedział, twierdząc, że był to tylko zabieg marketingowy, mający na celu promocję nowej płyty. A nieoficjalnie, dostał podobno 150.000$ "zadośćuczynienia" od Fariana, żeby kupił sobie coś ładnego na chandrę i siedział cicho... w przerwach, kiedy nie śpiewa akurat dla Milli Vanilli, ma się rozumieć! :D

SKANDAL I KONIEC KARIERY MILLI VANILLI


Mimo tych doniesień, nominowano zespół Milli Vanilli do nagrody Grammy, w kategorii Najlepszy Debiut... I nagrodę tę dostali! Zadedykowali ją "wszystkim artystom na świecie"...ale nie nacieszyli się nią długo. W połowie 1990, sam Farian nie wytrzymał presji i wydał oficjalne oświadczenie, przyznając, że Robert i Fabrice nie brali udziału w nagraniu płyty "All or nothing", nigdy nie zaśpiewali żadnej z piosenek, tylko występowali w teledyskach i na scenie. Producent wyznał, że za wokalem stali wynajęci wokaliści studyjni, między innymi Brad Howell, John Davis i wspomniany wcześniej Charles Shaw.

Słowa wywołały burzę! Wybuchł skandal, a na odzew Narodowej Akademii Sztuki i Techniki Rejestracji, nie trzeba było długo czekać... cofnięto Nagrodę Grammy i do dziś zespół Milli Vanilli jest jedynym przypadkiem w historii, któremu Grammy została odebrana. Sąd w Stanach Zjednoczonych, wydał natomiast decyzję, że wszyscy, którzy kupili płytę Milli Vanilli na terenie USA, mogą liczyć na zwrot pieniędzy.

Na konferencji prasowej, Robert i Fabrice przyznali się do oszustwa i potwierdzili, że zespół od początku był mistyfikacją, a całą winę zrzucili na producenta... I uważam, że słusznie. Rozumiem tych młodych chłopaków, a odpowiedzialnością obarczam Fariana. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że panowie dobrowolnie zgodzili się na udział w tym przedstawieniu (jak i cała masa innych osób pracujących z zespołem), lecz uważam, że Farian z premedytacją wykorzystał ich młodzieńczą naiwność. Fabrice i Robert po prostu "sprzedali duszę diabłu". Mieli niewiele ponad 20 lat. Pracowali jako modele i tańczyli w klubach, normalne, że chcieli być sławni... kto by nie chciał? Dostrzegli szansę, zaufali oszustowi i nie zastanawiali się wtedy nad konsekwencjami.

To Farian był oszustem, a oni jego pionkami. To on sterował karierą zespołu i chłopaki nie mieli nic do gadania! Chcieli śpiewać, ale nie dostali na zgody! Wbrew pozorom, byli to naprawdę utalentowani faceci! Po kilku lekcjach śpiewu dla Pilatusa (który, występował wcześniej w chórkach zespołu Wind) przyjęliby na swe klaty cały wokal i cała ta szopka, w ogóle nie byłaby potrzebna... Niestety, trafili na oszusta, z idiotyczną wizją i nie mieli szansy na uczciwy start...



REAKTYWACJA ZESPOŁU 

"THE REAL MILLI VANILLI"


Jakiś czas później, próbowano wskrzesić zespół pod nową nazwą "The Real Milli Vanilli", co ja odbieram jako desperacki krok Fariana, który próbował chwytać się nazwy zespołu jak brzytwy... Myślał, że skoro zespół Milli Vanilli odniósł wcześniej sukces, to bazując na sprawdzonej nazwie, wzbudzi zainteresowanie. Tym razem już mu nie przeszkadzało, że wokaliści, są mało przystojni, mało charyzmatyczni, nie umieją tańczyć i nie mają zgrabnych tyłków... Już nie potrzebował chłopaków, których zniszczył. Zadowolił się tymi, którzy od dawna byli przez niego ukrywani za kulisami...

Ku mojemu zadowoleniu, zespół już nie spotkał się z przychylnością publiczności. Szybko zniknął ze sceny, choć chwytano się wszystkiego, przeprowadzając testy autentyczności, przed występami na żywo. Nowy zespół wydał tylko jedną płytę,"The Moment of Truth" i bez większego echa, zniknął ze sceny muzycznej.


ROB  I FAB Z MILLI VANILLI

- CO SIĘ Z NIMI STAŁO?


Robert Pilatus i Fabrice Morvan próbowali odzyskać zaufanie i stworzyli duet "Rob&Fab". W 1992 roku wydali album, na którym śpiewali już sami, ale nic z tego nie wyszło. Sprzedało się jedynie... 2.000 kopii. Nikt im już nie wierzył... Chłopaki zostali "ukamienowani" przez opinię publiczną i w show biznesie nie mieli już czego szukać. To oni zostali uznani największymi oszustami. Morvan dzielnie się trzymał, choć nie było mu łatwo. Jednak, jak twierdził, od dawna był przygotowany na taki finał i zdawał sobie sprawę, że bajka kiedyś się skończy. Koniec kariery przyjął z pokorą.

Robert przeżył to o wiele gorzej i skandal dotkliwie odbił się na jego życiu. Załamał się. Nie mógł sobie poradzić psychicznie z bezlitosnymi osądami publiki oraz hańbą, którą okryło się jego nazwisko. Popadł w depresję. Podjął próbę samobójczą. Uzależnił się od używek, alkoholu i leków przeciwdepresyjnych. Zaczął rozrabiać i trafił na kilka miesięcy do więzienia, za napaść i wandalizm... Wyciągnął go Farian, wpłacając za niego kaucję.

Podjęto jeszcze jedną próbę wskrzeszenia zespołu Milli Vanilli. Powstała nawet płyta, na której panowie śpiewali już własnymi głosami, ale nigdy nie ujrzała światła dziennego... A planowana trasa koncertowa, nigdy się nie odbyła... Plany przerwała tragedia. 2 kwietnia 1998, 33-letniego wówczas Roberta, znaleziono martwego we frankfurckim hotelu. Przyczyną śmierci było przedawkowanie alkoholu, narkotyków i leków. Ustalono jednak, że był to nieszczęśliwy wypadek, a nie samobójstwo...

Po skandalu, Farian "tworzył" muzykę dalej. W 1995 roku stworzył bardzo popularną grupę La Bouche oraz No Mercy. Zespoły odniosły spory sukces, w drugiej połowie lat 90. A Morvan przez następne lata, krok po kroku, odbudowywał swój wizerunek od nowa... śpiewa do dziś. I to bardzo dobrze śpiewa...


Fabrice Morvan na żywo... Prawdziwe żywo ;) 



Wiecie czego najbardziej mi żal? Chłopaków zmieszano z błotem, zhańbiono, a jeden z nich stracił życie... Za co? Za coś, co w późniejszych latach 90 było dość często spotykane! W takich zespołach  jak: Fun Factory, Real McCoy, Sqeezer i E-Rotic (którego producentem również był Farian!) miały miejsce podobne praktyki. Oficjalna "wokalistka" występowała na scenie i w teledyskach, podczas gdy inna podkłada głos zza kulis... Dlaczego fanom tych zespołów, nie zaoferowano zwrotu pieniędzy za zakup płyty? Dlaczego jednej osobie, za takie oszustwo zniszczono całe życie, a inni artyści nie ponieśli z tego tytułu żadnych konsekwencji?!

Najgorsze jest jednak to, że dokładnie tak, wygląda dzisiejsza scena muzyczna!  
...z tą różnicą, że dziś, zamiast "artysty", śpiewa komputer...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...