środa, 5 grudnia 2018

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą... - czy można było coś zrobić, zanim było za późno?!


Kilka dni temu portal społecznościowy, z prędkością błyskawicy, obiegła wiadomość o śmierci jednej z moich znajomych... i choć jej nie znaliście, proszę, abyście poświęcili te kilka minut na przeczytanie tego tekstu, który być może da wam trochę do myślenia... tak jak całe to wydarzenie dało do myślenia mnie. Zanim będzie za późno...

Była to młodziutka, bo zaledwie 33-letnia kobieta, ładna, skromna, miła i wiecznie uśmiechnięta... Dziewczyna, która dla każdego zawsze miała dobre słowo, zawsze każdego witała z szerokim uśmiechem, miała niezwykle dobre serce i całe życie przed sobą. Od ponad 14 lat opiekowała się swoim schorowanym czworonożnym przyjacielem, choć wiele osób mówiło jej, że psisko to je więcej niż ona, jest większe niż ona i nie daj Bóg jeszcze ją kiedyś zagryzie. Wiele osób przekonywało ją, żeby go oddała, bo jest uwiązana przez całą swoją młodość, najlepsze lata swojego życia... a ona się tylko uśmiechała i dalej szła przez życie ze swoim pupilem u boku. Była to wielka przyjaźń, tak wielka, że jej towarzysz nie mógł żyć bez niej i odszedł dzień później. Koleżanka, choć była filigranowa, miała ogromne serducho... wiele robiła dla wszystkich pokrzywdzonych istot, które spotkała na swojej drodze. Bardzo dużo udzielała się charytatywnie, pracowała jako wolontariuszka. Organizowała paczki dla Domów Dziecka i potrzebujących, Organizowała zbiórki karmy i potrzebnych materiałów do naszego miejscowego schroniska dla zwierząt, chodziła odwiedzać psiaki, pomagała je karmić, bawiła się z nimi, wyprowadzała na spacery... spędzała tam mnóstwo czasu i robiła to zupełnie bezinteresownie, za tę pomoc nie oczekiwała niczego w zamian. Dziewczyna miała misję do spełnienia. Dzięki niej wiele bezpańskich zwierząt znalazło nowe domy, a ona wydawała się być spełniona, szczęśliwa i zadowolona z życia... Właśnie... Wydawała się... 

Kiedy zobaczyłam informację o jej śmierci, od razu pomyślałam, że musiał zdarzyć się jakiś nieszczęśliwy wypadek, w którym zginęła tragicznie i ogarnął mnie wielki żal, że trafiło właśnie na tak pogodną, uśmiechniętą osóbkę, która tak kochała życie. Ewentualnie zastanawiałam się, czy może na coś chorowała, o czym po prostu nie wiedziałam? Ponieważ w tych czasach rak atakuje każdego, nie zważając na wiek. Niebawem dowiedziałam się, że ta niezwykle ciepła, pozytywna i wiecznie uśmiechnięta osóbka, pewnego wieczoru po prostu sama zakończyła swoje życie...

Ciężko w to uwierzyć, nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy znali tę dziewczynę! Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, że ta uśmiechnięta duszyczka nosiła taki ból w sercu. Każdy, łącznie ze mną, zastanawia się teraz czy można było jej jakoś pomóc? Czy zmieniłabym coś, gdybym na jej ostatnie "U mnie wszystko ok" zapytała "Czy aby na pewno? Może chcesz o czymś pogadać?". Wbrew pozorom nie była samotna. Miała mnóstwo znajomych, była bardzo lubiana. Było mnóstwo osób, którym wystarczyłby jeden telefon, choćby w środku nocy, żeby przyjechać do niej, wysłuchać, przytulić i powiedzieć, że nie jest sama. Uwierzcie, był to taki cudowny człowiek, że nawet ja, mimo sporadycznych kontaktów, byłabym w stanie to zrobić! Miała też prawdziwe przyjaciółki jeszcze z czasów szkolnych. Spędzały ze sobą mnóstwo czasu. Widać, że naprawdę się kochały i były ze sobą naprawdę bardzo zżyte. I funkcjonowały tak przez naprawdę długie lata... Z czasem dwie pozostałe dziewczyny założyły swoje rodziny. Powychodziły za mąż, urodziły dzieci... O jej życiu uczuciowym niewiele wiem. Spotykała się kimś, lecz była bezdzietna i niezamężna.

Nie mam pojęcia co tak naprawdę przeważyło szalę goryczy i zmusiło ją do tego ostatecznego kroku, ale wiem jedno... i jestem tym naprawdę przerażona... że tak łatwo szerokim uśmiechem i pozornym szczęściem można zmylić wszystkich wokół i ukryć to, co naprawdę w człowieku siedzi! Czasami uśmiech na twarzy i pomoc innym, przysłania wewnętrzne problemy, które ciężko dostrzec przez taką maskę. Dziewczyna pomagała wszystkim wokół, a sama potrzebowała pomocy, której nigdzie na czas nie znalazła. I choć nie była moją bliską koleżanką, a jedynie znajomą jeszcze z czasów liceum, z którą nie widywałam się regularnie, a raczej przelotnie na mieście, to jej śmierć bardzo mną wstrząsnęła, bo zawsze widywało się ją rozpromienioną! Uśmiechniętą! Szczęśliwą! Nic nie wskazywało na to, że dziewczyna cierpi,  że jest nieszczęśliwa i zdolna posunąć się do samobójstwa! Osoby, które widziały się z nią krótko przed śmiercią, jednogłośnie mówią, że przywitała ich szerokim uśmiechem, wyściskała i promieniała szczęściem!

Uwierzcie mi, że to wydarzenie wstrząsnęło mną tak bardzo, że czuję jakbym dostała młotkiem w głowę! Ciągle zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić?! Czy mogłam jej jakoś pomóc?! Zastanawiam się, jak bardzo silna musiała być, skoro potrafiła swój ból ukrywać tak, że nikt nie zauważył, że jest tak źle... Ani rodzina, ani sąsiedzi, ani przyjaciele. Nikt.

Kochajcie swoich przyjaciół. 
Słuchajcie ich uważnie. 
Zaglądajcie głębiej. 
Poświęcajcie im czas i nie dajcie się zwieść zwykłemu "U mnie wszystko ok!"
Zajrzyjcie głębiej w oczy i nie dajcie się zmylić. 
Reagujcie nawet na najmniejsze ziarenko, które wzbudzi w was niepewność.
Znajdźcie czas, by w szalonym pędzie życia, 
spokojnie wysłuchać, spotkać się, spędzić z kimś czas... 
Znajdźcie czas, by powiedzieć :
...Kocham Cię, 
...Zależy mi na Tobie, 
...Jesteś dla mnie ważny, 
...Nie jesteś sam.

Zanim będzie za późno...



Spoczywaj w pokoju... [*]
A. K.
15.08.1985 - 30.11.2018


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...