Data wydania: maj 2016
Ilość stron: 320
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Joanna Ostrowska, Grzegorz Ostrowski
Wydawnictwo: MUZA
Dostępność: Tania Książka
Irina Bazili, młoda dziewczyna z Mołdawii, która wyemigrowała do Stanów, podejmuje pracę jako opiekunka w domu seniora Lark House. Tam zaprzyjaźnia się z ekscentryczną, bogatą damą Almą Belasco, która z niewiadomych przyczyn porzuca swoje dotychczasowe dostatnie życie i przenosi się właśnie do Lark House. Z upływem czasu kobiety zbliżają się do siebie i zaprzyjaźniają. Alma stopniowo odkrywa przed Almą historię swojej rodziny. Wyjazd z Polski do wuja mieszkającego w Stanach, przyjaźń, która narodziła się między nią a kuzynem oraz wielką niespełnioną miłość do japońskiego ogrodnika, która przetrwała kilkadziesiąt lat...
Pierwszym, co przyciągnęło mnie do tej książki, była jej okładka. Niezwykle subtelna, elegancka i skromna, która od pierwszej chwili przyciągnęła mój wzrok. Tytuł natomiast sugerował mi, że mam tu do czynienia z romansem, historią wielkiej miłości, z dość mocno rozbudowanym wątkiem miłości fizycznej... Tak większości ludzi skojarzy się słowo "kochanek". I miałam nieco mieszane uczucia i chęci, gdyż zawsze starałam się trzymać z daleka, zarówno od ckliwych romansów, jak i historii erotycznych. Tymczasem moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne! Nie dajcie się zwieść pozorom! Seksu tu nie ma, ale jest za to piękna historia miłosna, która chwyta za serce i pozwala wierzyć, że miłość naprawdę istnieje. Taka prawdziwa i na zawsze, do grobowej deski... Jest historia miłosna, lecz taka, która zachwyciła nawet mnie.
"Śmierć nie jest przeszkodą nie do pokonania
w komunikacji między tymi,
którzy naprawdę się kochają."
"Japoński kochanek" to książka, którą można przeczytać za jednym podejściem. Czyta się ją bardzo szybko, gdyż historia wciąga już po kilkunastu stronach. Styl autorki jest prosty i przyjemny w odbiorze, co bardzo pomaga, a ponadto, co było dla mnie ważne, pani Allende nie zanudza nas długim wstępem, zbędnymi wątkami i opisami. Nie przepadam co prawda, za historiami miłosnymi, jednak ta przypadła mi do gustu i siadałam do niej z zapałem i zainteresowaniem. Być może dlatego, że nie jest to historia jakich wiele. Nie jest to powielany schemat, który już wielokrotnie spotkaliśmy zarówno w książce, jak i na ekranie. Jest tu element tajemnicy, która dopiero na końcu opowieści, zostanie wyjawiona czytelnikowi, ponadto w finale czeka nas również małe zaskoczenie. Sama historia natomiast nie ogranicza się wyłącznie do wątku miłosnego, ale mówi również o trudzie życia na emigracji, starości i umieraniu. Momentami wzrusza i zmusza do refleksji. Ponadto daje nadzieję. Nadzieję na spotkanie prawdziwej miłości.
"Szczęście nie jest wybuchowe i hałaśliwe, jak przyjemność czy radość.
Jest milczące, spokojne, delikatne, to wewnętrzny stan zadowolenia,
i żeby go osiągnąć, trzeba na początek pokochać siebie samego."
Ja bardzo pozytywnie odebrałam tę książkę i nie żałuję czasu poświęconego na jej czytanie. Milo spędziłam z nią dwa wieczory i polecam ją również wszystkim paniom, które mają ochotę poznać piękną i wzruszającą historię miłosną, której nie pokonał czas, rozłąka, status społeczny, ani kultura. Ta opowieść wciąga i umila czas, który płynie w jej towarzystwie niesamowicie szybko. Ostrzegam, jeśli zasiądziecie do niej wieczorkiem, gdyż idealnie nadaje się ona do poduszki, to całkiem niespodziewanie, chwilę później, zastanie Was świt... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!