Tytuł oryginalny: The Girl Before
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 416
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Mariusz Gądek
WYDAWNICTWO: OTWARTE
Jane niedawno została okrutnie skrzywdzona przez los, a mieszkanie, w którym mieszka nieustannie przywołuje bolesne wspomnienia, dlatego też chce się uwolnić od przeszłości i zacząć wszystko od nowa, w nowym mieszkaniu. Dom przy Folgate Street 1 wydaje się być idealnym miejscem. Już samo zamieszkanie w tym nowoczesnym, oryginalnym domu, którego lokator musi najpierw przejść z powodzeniem, kilka etapów rozpatrzenia jego podania, to już wielkie wyróżnienie. Następnie musi przestrzegać długiej listy nakazów i zakazów, ustalonych przez samego architekta i właściciela, Edwarda Monkforda... Bez wątpienia ten dom dostępny i odpowiedni jest tylko dla wybrańców. Jane jest więc szczęściarą i zamierza rozpocząć tam nowe życie...
Emma, poprzednia lokatorka domu przy Folgate Street 1, była do Jane bardzo podobna i również po ciężkich doświadczeniach, rozpoczynała tam nowy etap w swoim życiu. Jednak po pewnym czasie ten piękny, luksusowy, lecz skrajnie minimalistyczny dom zaczął w niej wywoływać dziwny lęk i niepokój. Mimo ultranowoczesnych zabezpieczeń przestała czuć się w nim bezpiecznie... Teraz Emma już nie żyje... Czy Jane również grozi niebezpieczeństwo?
Wielokrotnie już zawiodłam się na powieściach, których kampania reklamowa, była tak skuteczna, że o książce usłyszeli wszyscy, wzmianki były na każdej stronie internetowej, którą odwiedzałam i obawiałam się, że pewnego dnia wyskoczy mi ona kiedy otworzę drzwiczki od lodówki! Czytali ją wszyscy! Nawet koleżanki, które ostatnio w ręku miały "Janko Muzykanta" (Nie licząc oczywiście "Grey'a", choć tego "fenomenu" nigdy nie zrozumiem...), pięć wytwórni filmowych kłóciło się już o prawa do ekranizacji, a ja w końcu miałam wrażenie, że zostałam ostatnią osobą na świecie, która jeszcze tej książki nie czytała... Tak, zawiodłam się już wielokrotnie na takich "bestsellerach", dlatego też do "Lokatorki" podchodziłam bardzo ostrożnie, nastawiona bardzo sceptycznie i nie spodziewałam się po niej nic nadzwyczajnego, przyzwyczajona, że zwykle tam, gdzie nie ma "treści", tam trzeba nadrobić reklamą... bo książka sprzedać się musi za wszelką cenę, by na konto wydawcy wpłynęła odpowiednia sumka.
Tak właśnie podeszłam do "Lokatorki", nie ufając nawet do końca pozytywnym recenzjom na portalach czytelniczych, ponieważ "Zaginioną dziewczyną" przed laty, też wszyscy się zachwycali, też miała prawie same pozytywne opinie, a ja ledwo zmęczyłam tę historię do końca! Jakież więc było moje zaskoczenie, kiedy zaczęłam czytać "Lokatorkę" i już po pierwszych rozdziałach nie mogłam się od tej książki oderwać! Ta historia wciągnęła mnie od pierwszej strony, dosłownie! Już pierwszy rozdział zasiał we mnie ziarenko zainteresowania, które z każdą kolejną stroną tylko rosło. Poza tym ciekawy sposób w jaki ta powieść została skonstruowana sprawia, że czyta się bardzo szybko. A mianowicie akcja rozgrywa się dwutorowo, rozdziały opowiadają nam naprzemiennie wydarzenia obecne, z Jane w roli głównej i przeszłe, których bohaterką była Emma. Jest to naprawdę świetny pomysł i zabieg, dzięki któremu autor zarzuca na czytelnika pułapkę pt. "Jeszcze jeden rozdział i idę spać..." :)
Krótkie rozdziały, z naprzemienną, pierwszoosobową narracją dwóch pań sprawiają, że ciężko jest odłożyć książkę na regał. Autor ma bardzo lekki w odbiorze styl, więc czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Ponadto pan Delaney bardzo równomiernie i umiejętnie prowadził akcję, potrafił zaintrygować i zatrzymać czytelnika, oraz tak dawkować napięcie, aby nie można było odłożyć książki na bok. Poza tym ta atmosfera i klimat powieści... ech, to było coś niesamowitego i za to chylę autorowi czoła! Od razu po przekroczeniu progu domu przy Folgate Street 1, niemal namacalna jest atmosfera jaka w tym skrajnie minimalistycznym domu panuje. Ta pustka i niczym niezmącona przestrzeń. Ten chłód w tym domu panujący... i to zimno jest wręcz przytłaczające! Od razu po przekroczeniu progu tego domu poczułam dreszcz przebiegający po plecach i niemal słyszałam, odbijające się od pustych ścian echo mojego oddechu i bicia serca! I za to ogromny plus ode mnie! Gdyż zbudować taki wyrazisty klimat i utrzymać atmosferę takiego emocjonalnego chłodu, nie każdy pisarz potrafi...
Warto też wspomnieć, że bohaterowie są według mnie naprawdę świetnie wykreowani! Żadna z postaci nie jest mdła, ani nijaka i żadna nie pozostaje nam obojętna, czy choćby neutralna. W książkach zdarzają się bohaterowie, którzy nie wywołują w nas żadnych uczuć, nie wzbudzają sympatii i jest nam zupełnie wszystko jedno co się z nimi za chwilę stanie. W tej książce takich raczej nie znajdziecie. Każda postać wywołuje w czytelniku jakieś uczucia, od współczucia po obawę. Każda wzbudza sympatię, bądź wręcz przeciwnie, sprawia że nie lubimy jej coraz bardziej. Właśnie, czy tylko mnie Emma, z każdym kolejnym rozdziałem, coraz bardziej działała na nerwy?
Jeśli chodzi o fabułę i całą przedstawioną historię... jestem oczarowana! Ok, może i wiedziałam, że rozwiązanie zagadki znajduje się zupełnie gdzie indziej, a nie tam gdzie od początku prowadzą wszystkie tropy... Lata praktyki i setka przeczytanych thrillerów, i choć miałam swojego faworyta, to nie rozgryzłam tej zagadki sama do końca. Nie ominęło mnie to wspaniałe uczucie zaskoczenia w finale, którego łaknie i pożąda każdy wielbiciel kryminałów i thrillerów, a o które z każdą kolejną przeczytaną książką, coraz trudniej. Tym razem zakończeniem byłam zaskoczona i całkowicie usatysfakcjonowana! Jedno co mnie nieco zawiodło, to zbyt mało rozwinięty wątek miejsca pochówku rodziny pana Mankforda... Oraz jedna mała gafa, którą w tej książce znalazłam to, że tak powiem bardzo niecierpliwy autor, który bardzo hojnie obdarzył jedną z bohaterek objawami ciąży, jeszcze na tydzień przed spodziewanym okresem, których aż w takim natężeniu, na takim etapie, raczej nie powinno jeszcze tam być ;) Około tydzień przed okresem następuje dopiero zagnieżdżenie się zarodka... więc jak autor zauważył zrobienie testu ciążowego jeszcze nic nie wykaże, gdyż poziom hormonu ciążowego będzie minimalny, ale bohaterka ma już poranne mdłości, które właśnie znacznie podwyższonym poziomem tego hormonu są spowodowane?! Ok, zdarzają się może takie ekstra-czułe kobiety, ale jak dla mnie to trochę zbyt naciągane... ;)
Podsumowując, bardzo mile spędziłam czas z tą lekturą, aczkolwiek jednak trochę za mało... gdyż zdecydowanie za szybko ta książka się skończyła. Jednak, jak ktoś kiedyś powiedział, niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy ;) Tak, to była naprawdę dobra książka! Wciągająca, elektryzująca, mroczna i klimatyczna! I powtarzać to będę w nieskończoność, że ten właśnie klimat i ta niesamowita atmosfera czynią ją taką wyjątkową, gdyż o dobrą i klimatyczną książkę bardzo trudno! Z niecierpliwością wyczekuję teraz ekranizacji, która jak obiecują, ma pojawić się już niebawem! Ja czekam, tymczasem, kto jeszcze nie przyjął "Lokatorki" pod swój dach... dawaj w te pędy! ;)
Emma, poprzednia lokatorka domu przy Folgate Street 1, była do Jane bardzo podobna i również po ciężkich doświadczeniach, rozpoczynała tam nowy etap w swoim życiu. Jednak po pewnym czasie ten piękny, luksusowy, lecz skrajnie minimalistyczny dom zaczął w niej wywoływać dziwny lęk i niepokój. Mimo ultranowoczesnych zabezpieczeń przestała czuć się w nim bezpiecznie... Teraz Emma już nie żyje... Czy Jane również grozi niebezpieczeństwo?
Wielokrotnie już zawiodłam się na powieściach, których kampania reklamowa, była tak skuteczna, że o książce usłyszeli wszyscy, wzmianki były na każdej stronie internetowej, którą odwiedzałam i obawiałam się, że pewnego dnia wyskoczy mi ona kiedy otworzę drzwiczki od lodówki! Czytali ją wszyscy! Nawet koleżanki, które ostatnio w ręku miały "Janko Muzykanta" (Nie licząc oczywiście "Grey'a", choć tego "fenomenu" nigdy nie zrozumiem...), pięć wytwórni filmowych kłóciło się już o prawa do ekranizacji, a ja w końcu miałam wrażenie, że zostałam ostatnią osobą na świecie, która jeszcze tej książki nie czytała... Tak, zawiodłam się już wielokrotnie na takich "bestsellerach", dlatego też do "Lokatorki" podchodziłam bardzo ostrożnie, nastawiona bardzo sceptycznie i nie spodziewałam się po niej nic nadzwyczajnego, przyzwyczajona, że zwykle tam, gdzie nie ma "treści", tam trzeba nadrobić reklamą... bo książka sprzedać się musi za wszelką cenę, by na konto wydawcy wpłynęła odpowiednia sumka.
Tak właśnie podeszłam do "Lokatorki", nie ufając nawet do końca pozytywnym recenzjom na portalach czytelniczych, ponieważ "Zaginioną dziewczyną" przed laty, też wszyscy się zachwycali, też miała prawie same pozytywne opinie, a ja ledwo zmęczyłam tę historię do końca! Jakież więc było moje zaskoczenie, kiedy zaczęłam czytać "Lokatorkę" i już po pierwszych rozdziałach nie mogłam się od tej książki oderwać! Ta historia wciągnęła mnie od pierwszej strony, dosłownie! Już pierwszy rozdział zasiał we mnie ziarenko zainteresowania, które z każdą kolejną stroną tylko rosło. Poza tym ciekawy sposób w jaki ta powieść została skonstruowana sprawia, że czyta się bardzo szybko. A mianowicie akcja rozgrywa się dwutorowo, rozdziały opowiadają nam naprzemiennie wydarzenia obecne, z Jane w roli głównej i przeszłe, których bohaterką była Emma. Jest to naprawdę świetny pomysł i zabieg, dzięki któremu autor zarzuca na czytelnika pułapkę pt. "Jeszcze jeden rozdział i idę spać..." :)
Krótkie rozdziały, z naprzemienną, pierwszoosobową narracją dwóch pań sprawiają, że ciężko jest odłożyć książkę na regał. Autor ma bardzo lekki w odbiorze styl, więc czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Ponadto pan Delaney bardzo równomiernie i umiejętnie prowadził akcję, potrafił zaintrygować i zatrzymać czytelnika, oraz tak dawkować napięcie, aby nie można było odłożyć książki na bok. Poza tym ta atmosfera i klimat powieści... ech, to było coś niesamowitego i za to chylę autorowi czoła! Od razu po przekroczeniu progu domu przy Folgate Street 1, niemal namacalna jest atmosfera jaka w tym skrajnie minimalistycznym domu panuje. Ta pustka i niczym niezmącona przestrzeń. Ten chłód w tym domu panujący... i to zimno jest wręcz przytłaczające! Od razu po przekroczeniu progu tego domu poczułam dreszcz przebiegający po plecach i niemal słyszałam, odbijające się od pustych ścian echo mojego oddechu i bicia serca! I za to ogromny plus ode mnie! Gdyż zbudować taki wyrazisty klimat i utrzymać atmosferę takiego emocjonalnego chłodu, nie każdy pisarz potrafi...
Warto też wspomnieć, że bohaterowie są według mnie naprawdę świetnie wykreowani! Żadna z postaci nie jest mdła, ani nijaka i żadna nie pozostaje nam obojętna, czy choćby neutralna. W książkach zdarzają się bohaterowie, którzy nie wywołują w nas żadnych uczuć, nie wzbudzają sympatii i jest nam zupełnie wszystko jedno co się z nimi za chwilę stanie. W tej książce takich raczej nie znajdziecie. Każda postać wywołuje w czytelniku jakieś uczucia, od współczucia po obawę. Każda wzbudza sympatię, bądź wręcz przeciwnie, sprawia że nie lubimy jej coraz bardziej. Właśnie, czy tylko mnie Emma, z każdym kolejnym rozdziałem, coraz bardziej działała na nerwy?
Jeśli chodzi o fabułę i całą przedstawioną historię... jestem oczarowana! Ok, może i wiedziałam, że rozwiązanie zagadki znajduje się zupełnie gdzie indziej, a nie tam gdzie od początku prowadzą wszystkie tropy... Lata praktyki i setka przeczytanych thrillerów, i choć miałam swojego faworyta, to nie rozgryzłam tej zagadki sama do końca. Nie ominęło mnie to wspaniałe uczucie zaskoczenia w finale, którego łaknie i pożąda każdy wielbiciel kryminałów i thrillerów, a o które z każdą kolejną przeczytaną książką, coraz trudniej. Tym razem zakończeniem byłam zaskoczona i całkowicie usatysfakcjonowana! Jedno co mnie nieco zawiodło, to zbyt mało rozwinięty wątek miejsca pochówku rodziny pana Mankforda... Oraz jedna mała gafa, którą w tej książce znalazłam to, że tak powiem bardzo niecierpliwy autor, który bardzo hojnie obdarzył jedną z bohaterek objawami ciąży, jeszcze na tydzień przed spodziewanym okresem, których aż w takim natężeniu, na takim etapie, raczej nie powinno jeszcze tam być ;) Około tydzień przed okresem następuje dopiero zagnieżdżenie się zarodka... więc jak autor zauważył zrobienie testu ciążowego jeszcze nic nie wykaże, gdyż poziom hormonu ciążowego będzie minimalny, ale bohaterka ma już poranne mdłości, które właśnie znacznie podwyższonym poziomem tego hormonu są spowodowane?! Ok, zdarzają się może takie ekstra-czułe kobiety, ale jak dla mnie to trochę zbyt naciągane... ;)
Podsumowując, bardzo mile spędziłam czas z tą lekturą, aczkolwiek jednak trochę za mało... gdyż zdecydowanie za szybko ta książka się skończyła. Jednak, jak ktoś kiedyś powiedział, niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy ;) Tak, to była naprawdę dobra książka! Wciągająca, elektryzująca, mroczna i klimatyczna! I powtarzać to będę w nieskończoność, że ten właśnie klimat i ta niesamowita atmosfera czynią ją taką wyjątkową, gdyż o dobrą i klimatyczną książkę bardzo trudno! Z niecierpliwością wyczekuję teraz ekranizacji, która jak obiecują, ma pojawić się już niebawem! Ja czekam, tymczasem, kto jeszcze nie przyjął "Lokatorki" pod swój dach... dawaj w te pędy! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!