piątek, 5 lipca 2019

Jak naprawdę wygląda praca w przedszkolu?


Jedno jest pewne. Inaczej niż sobie wyobrażacie... ;)
A już zwłaszcza, jeśli jest to przedszkole dla dzieci polsko-amerykańskich w USA...

Jak według ludzi z zewnątrz wygląda dzień w przedszkolu? 

Gromadka uśmiechniętych maluchów, w kolorowych spodenkach i bluzeczkach z krasnalami, śpiewa  niewyraźnie, bo jeszcze bez zębów, pioseneczki z repertuaru Fasolek. Trzymają się za rączki i podskakują w rytm muzyki, a pani nauczycielka klaszcze, tańczy i śpiewa razem z małymi smerfami. Wszyscy bawią się kolorowymi piłeczkami, puszczają bańki mydlane i malują rączkami prawdziwe arcydzieła. Dzieci wymazane farbkami od stóp do głów, śmieją się głośno i radośnie - bo nie od dziś wiadomo, że brudne dzieci, to szczęśliwe dzieci. Po udanej zabawie, smyki stoją grzecznie, równiutko, jeden za drugim i czekają, na swoją kolej do mycia rączek. Podczas posiłku wszystkie dzieci siedzą przy stoliku. Machają nóżkami i ochoczo otwierają swoje słodkie buźki. Nieporadnie, ale niezwykle uroczo, próbują opanować do perfekcji jedzenie łyżeczką. A podczas leżakowania śpią jak małe aniołki, uśmiechając się leciutko przez sen... Cóż za cudowny widok, prawda? Nic więc dziwnego, że odbierając swojego malucha, widzisz go uśmiechniętego od ucha do ucha. Malec z dumą pokazuje ci swoje dzieło, które własnoręcznie dziś wykonał... opowiada, jaka dobra zupka była dziś na obiad i jak świetnie bawił się z innymi dziećmi. Jak dziś śpiewali, tańczyli, malowali... Bajka prawda?!

Kim jest pani przedszkolanka?

Panią nauczycielkę codziennie widzisz uśmiechniętą i rozpromienioną. Kiedy przychodzisz odebrać dziecko, wygląda świeżo i nie widać po niej najmniejszych oznak zmęczenia. Myślisz więc, że ta kobieta naprawdę kocha dzieci i ogromną przyjemność sprawia jej zabawa z maluchami. Przez chwilę może nawet jej zazdrościsz, co nie? Kiedy ty użerasz się z wymagającymi klientami, lub uczestniczysz w wyścigu szczurów w swojej korporacji, wychowawczyni grupy "Troskliwe Misie" siedzi i czyta maluchom bajkę, albo układa wieżę z klocków. Nie podejrzewasz nawet, że każdego dnia przechodzi ona prawdziwą szkołę przetrwania, a bardziej niż o drugie śniadanie dba o to, by w jej torbie zawsze znalazła się zapasowa bluzka na zmianę. Nie podejrzewasz nawet, że kilka minut przed twoim przyjściem przebierała się po raz trzeci, bo miała tu dziś jesień średniowiecza i gwiezdne ku*wa wojny... Ale cóż... Dzień jak co dzień ;)

Pani przedszkolanka, choć z pozoru, na pierwszy rzut oka, wydaje się być zupełnie normalną, zdrową kobietą, tak naprawdę jest zmutowanym przedstawicielem gatunku ludzkiego i posiada specjalne cechy, które wykształciły się w momencie podpisania umowy o pracę. Ma nieskończone i niewyczerpalne pokłady siły i cierpliwości. Jest niczym niewzruszoną oazą spokoju. Jest jak wagon pełen medytujących tybetańskich mnichów... Ta kobieta ma też oczy dookoła głowy, cztery pary rąk, które uaktywniają się w razie potrzeby i posiada umiejętność poruszania się w kilku kierunkach jednocześnie, serio! - Dżesika biegnie w lewo, Brajanek w prawo, a ona za nimi... więc sami rozumiecie. Przystosowanie drogą ewolucji...

Jak NAPRAWDĘ wygląda dzień w przedszkolu?

Jestem sobie przedszkolaczek,
Nie grymaszę i nie płaczę,
Na bębenku marsza gram,
Ram tam tam, ram tam tam...

A tymczasem... Tańce przypominają Kentucky Derby, wersja HARD. Jedyną obowiązującą zasadą, jest... brak zasad. Wszystkie chwyty dozwolone! Po trupach do celu! Byle do mety! Kto pierwszy, ten lepszy! Śpiewanie dziecięcych piosenek, to raczej mix, którego nie powstydziłby się nawet Dj Tiesto! Trochę wrzasków, trochę pisków i przekrzykiwania się, z rozpaczliwym rykiem Isabell w tle. Bo Isabell boi się jak ktoś wokół niej biega. Poza tym ta piosenka, po prostu do jej ulubionych nie należy. Ta druga z resztą też.

...Mamy tu zabawek wiele,
Razem bawić się weselej,
Bo kolegów dobrych mam,
Ram tam tam, ram tam tam...

Podczas zabawy Mejson pokłócił się z Rajankiem o Batmana i omal nie doszło do rękoczynów. Podczas interwencji nauczycielki, Kejti została opluta i ozdobiona limem na policzku, przez 4-letniego Dżejkoba, który wykorzystuje każdą chwilę nieuwagi, by upolować i zaatakować swoją kolejną ofiarę. Chłopiec już dziś wykazuje zapędy na małego psychopatę i zapewne kiedyś o nim usłyszymy w kronikach kryminalnych. Prawdziwą przyjemność sprawia mu dręczenie słabszych kolegów i koleżanek. Konieczna jest więc chwilowa separacja Dżejkoba od reszty dzieci. Nie jest łatwe, gdyż na wyrywającego się i kopiącego kilkulatka potrzeba już sporych pokładów siły.

Kiedy wychowawczyni obezwładniała małego agresora, Brajan dostał klockiem i sądząc po natężeniu rozpaczy jest umierający. Sprawca pozostaje nieznany, lecz chłopak walczy o życie! Jest w stanie krytycznym, bez szans na przeżycie, dopóki nie okazuje się, że klocek był ...z pianki. Siostro, mamy go! Pacjent będzie żył. Puls prawidłowy, funkcje życiowe w normie. Natomiast kiedy trwała reanimacja umierającego Brajana, Karolajna zostawiła na ręce Kewinka odcisk swej szczęki, z co drugim dopiero zębem, ponieważ, dotknął on najmniejszym palcem lewej ręki kapelusz jej lalki. A Isabell stoi i płacze. Nie, nic jej nie jest. Maya chce się z nią bawić. Ale Isabell nie lubi hałasu, a i ta zabawa, po prostu do jej ulubionych nie należy.


...Mamy klocki, kredki, farby,
To są nasze wspólne skarby,
Bardzo dobrze tutaj nam,
Ram tam tam, ram tam tam...

Kiedy nadchodzi czas tworzenia prac plastycznych, farba jest wszędzie. Na stole, na ścianie, na podłodze, bluzce siedzącej obok koleżanki, buzi kolegi i spodniach pani. Tylko nie na kartce. Elizabet podczas pracy oznajmia zupełnie poważnie, że nie będzie malowała kurczaka na zielono, bo jest to sprzeczne z jej przekonaniami i poglądami. A jeśli ktoś będzie nalegał, ona zażąda adwokata! Bo jej tatuś jest prawnikiem i ona wie, jakie ma prawa! No i któż by się odważył?! Wszyscy malują kurczaki... Elizabet pokolorowała słonia... na pomarańczowo. Margaret oddała pół obrazka niepomalowanego i wyraźnie zaznacza, że co to, to nie! - Chmur na niebiesko to ona malować nie będzie! Dlaczego?! Bo widzi, że chmury są przecież białe! Ślepa nie jest, nie?!

Podczas mycia rąk, po ukończeniu dzieł, cała łazienka, jadalnia i dwie sale, ozdobione zostają kolorowymi odciskami tysiąca małych rąk. Wiadomo przecież, że nie można stać spokojnie, czekając na swoją kolej, gdyż jest to najlepsza pora na zabawę z kolegami. Teraz trzeba się ganiać po całym przedszkolu. I to czym prędzej! Póki jedna pani jest zajęta myciem rączek Kejti, a druga zaraz musi uszykować miseczki do obiadu. Teraz trzeba wysypać na podłogę 3 kosze z klockami, 2 kosze z samochodami, wymieszać ze sobą 5 kompletów puzzli i opróżnić z książek jedną półkę. Albo i dwie... kilka minut później sala wygląda, jakby przeszedł przez nią największy huragan w historii USA. A na środku sali stoi Isabell i płacze, bo Isabell nie umyła jeszcze rączek. A i książka leżąca pod jej nogami do jej ulubionych nie należy.

...Kto jest beksą i mazgajem,
Ten się do nas nie nadaje,
Niechaj w domu siedzi sam,
Ram tam tam, ram tam tam...

Przy obiedzie, Ami obrzygała stół, krzesło, pół sali i pobliskie koleżanki, bo do jej jamy gębowej, jakimś cudem przedostał się milimetrowy kawałek marchewki. Brajanek wylał całą miskę zupy na siebie i spodnie Mejsona, bo się wierci jakby w tylnej części ciała, miał pewne żywe organizmy z gromady bezkręgowców. Dżejkob rzuca przed siebie wygrzebanymi z miski ziemniakami i patrzy z rozkoszą jak spływają one po ścianie. Wychowawczyni co chwilę gania i sadza z powrotem do stołu Kejti, która nie potrafi usiedzieć spokojnie na tyłku. Jak wiemy, w domu podczas posiłku mama biega za nią z łyżeczką i wykorzystując chwilę nieuwagi, aplikuje ją córce do małej chałapki. Ale nie z nami te numery! Maya nic nie je, bo jak zwykle nie jest głodna. A Isabell płacze, bo łyżkę ma zieloną, a kubek fioletowy. Poza tym zupa warzywna, też do jej ulubionych nie należy. 

Stary niedźwiedź mocno śpi, 
stary niedźwiedź mocno śpi.
My go nie zbudzimy, na palcach chodzimy...

Podczas drzemki, Rajanek posikał się na leżak, gdyż nie zdążył wstać do toalety. Zmoczył całą swoją pościel, piżamę i dwa sąsiednie materace. Ami śpi w poprzek leżaka, z nogami pod samym nosem Kejti. Dżejkob leży i najpierw wtyka śpiącemu sąsiadowi palce do nosa, a potem maltretuje pluszaka, którego wyrwał mu z rąk. Kewin już jest cały mokry, jakby wyszedł spod prysznica. Tak się chłopak poci podczas snu, że rodzice codziennie zabierają pościel do prania, a obok śpiące maluchy zamiast materaca mają ponton. Mejson puszcza przez sen tak siarczyste bąki, że codziennie dziękujemy niebiosom, że udało nam się znów wybudzić dzieci... A Isabell zamiast spać, siedzi i wyje... no zrozumiałabym, gdyby chociaż miała leżak obok Mejsona... ale nie! Wyje, bo dostała nie ten leżak, co chciała, a i ta poduszka z resztą też, do jej ulubionych nie należy.


Mam chusteczkę haftowaną, 
Co ma cztery rogi, 
Kogo kocham, kogo lubię, 
Rzucę mu pod nogi...

Codziennie w całym przedszkolu najważniejszym produktem, który schodzi w hurtowych ilościach, jest ekologiczny płyn dezynfekujący i chusteczki higieniczne. Cała ta wesoła gromada, w niewiarygodnych wręcz ilościach, puszcza smarki, ekskrementy i wszelkie inne wydzieliny, których sama jeszcze nie ogarnia. Pół grupy ślini się na potęgę, wkłada palce, bądź od razu całe kończyny górne, do jamy ustnej, by następnie dotykać nimi wszystko, co tylko zdoła... Nie raz glut z nosa, zauważony zostaje dopiero, kiedy zwisa już do szyi, a jego dumny posiadacz wymachuje językiem dookoła brody, by tegoż złapać i skonsumować... lub też zaczyna wycierać go w koszulkę. Swoją lub kolegi. Koszulkę od Ralpha Laurena, Calvina Kleina, Tommy Hilfingera, na którą rodzice wydali grube dolary, by ich mały Brajanek wyglądał jak dziecko z żurnala. Szefowa zastanawia się, czy nie powinna przypadkiem rodzicom Isabelki podwyższyć opłaty za przedszkole, gdyż połowa dotychczasowej pokrywa jedynie zapasy chusteczek i .... Nie zdążyła policzyć, bo w takim hałasie się nie da. Isabel stoi i ryczy nad uchem, bo chusteczki bez nadruków do jej ulubionych nie należą.



Zła pogoda, kapie woda,
kapie z nieba, kap, kap, kap.
A w kaloszach do przedszkola
idą dzieci, chlap, chlap, chlap!

Dodatkowo, mały Kewinek uczy się właśnie korzystać z toalety, ale niestety, nie za bardzo ogarnia on jeszcze całe to przedsięwzięcie. Nie ogarnia zarówno swojego pęcherza, swoich zwieraczy, jak i poinformowania pani, kiedy czuje potrzebę się do tej toalety udać. Dlatego też, czasem naokoło Kewinka nagle pojawia się mokra kałuża... W tej sytuacji dostrzega się zalety tworzenia grupy łączonej - starszaki zaalarmują zwolnienie tamy, zanim jeszcze któryś z maluchów wsadzi do kałuży łódkę, by popływać po ciepłym jeziorku. Czasem też z nogawek Kewinka wypada, raz po raz brązowy klocek, wielkości końskiego placka. Bo dzieciak niby mały jeszcze, ale za to tak produktywny, że pokaźne ilości z niego wychodzą. I to tak śmierdzące, że dorosły chłop by się nie powstydził. To już zaalarmuje się samo... pierwszym wdechem powietrza. A kiedy panie przedszkolanki już kloca opanowały i Kewinka obfajdanego po pachy też, miejsce ma kolejna poważna rozmowa:

- Kewinku! Jak będziesz chciał siusiu to powiedz pani, dobrze?
- Dobrze.
- I jak będziesz chciał kupę to też powiesz pani? 
Rozumiesz, tak?
- Tak.
- To powtórz co powiedziałam?
- Nooo, że jak zrobię kupę, to mam powiedzieć pani... 

...i w ten sposób na tyłku Kewinka znów ląduje pampers, co by nie dopuścić do apokalipsy i skażenia pozostałych organizmów, odpadami radioaktywnymi. Rodzicom zaś zostaje przekazana wiadomość, że naukę korzystania syneczka z toalety prosimy intensywnie uskuteczniać w domu, by było nam wszystkim łatwiej. Niestety, ale w przedszkolu przy dwóch tuzinach dzieci, nie możemy ryzykować zrzutem kolejnej Kewinkowej bomby bakteryjnej...

...a co na to rodzice przedszkolaków?

Choć wydawać by się mogło, że skoro są to dorośli ludzie, i to większość z nich również pochodzi z Polski, to porozumienie będzie bezproblemowe... Okazuje się, że nic bardziej mylnego. Nie ma tak łatwo.

- Rodzice srającego w portki Kewinka, są oburzeni naszą postawą, bo jak to?! Oni życzą sobie, by Kewinek był w przedszkolu nauczony korzystania z toalety! Bo w domu, to oni nie mają do tego ani cierpliwości, ani czasu, ani nerwów. I nie przyniosą już dla niego pampersów! Jak się potem okazuje, często nawet i majtek na zmianę. A wychodząc z przedszkola, krzykną jeszcze na pół osiedla "A wie pani, co?! Dziś rano mały wyszczał się, i już raz się wysrał, to może Wam się nie zesra!"

- Mama małego psychopaty, z wykształcenia psycholog dziecięcy, na uwagę o nieposłuszeństwie i agresji syna, wzrusza tylko ramionami, mówiąc: "Dżejkobek w domu też pluje i bije rodzeństwo". My jesteśmy bezsilne, nie możemy z dzieciakiem prawie nic zrobić! To fajnie, ona może lubi mieć w domu poszkodowane, poobijane dzieci, ale niech nie zapomina, że te tutaj są pod naszą opieką!

- Tata Isabell słysząc, że dziewczynka jest nieco rozkapryszona, zlękniona, przewrażliwiona, troszkę płaczliwa i rzadko bawi się z dziećmi... daje nam wykład, że jego córka jest wybitnie inteligentnym dzieckiem. Wyprzedza rówieśników w rozwoju o kilka lat! Ba! W sumie to już studiować powinna! Na Harvardzie... Fizykę jądrową. Ewentualnie chemię organiczną. Nie jest płaczliwa, ani rozkapryszona, tylko nad wyraz prawidłowo reaguje na irytujące ją bodźce zewnętrzne, kształtuje swoją odporność psychiczną, trenuje asertywność i najwyraźniej nie znalazła w grupie koleżanki na swoim poziomie intelektualnym! Aż wstyd nam się robi, że przedszkole mamy takie nieprzystosowane do badań nad energetyką jądrową, oraz rychłych prób rozszczepienia jądra atomu, których dokona 3-letnia przyszła Noblistka! 

- Tata małego niejadka prosi, żebyśmy nie kazały jego córce jeść na siłę. Na naszą odpowiedź, że w takim razie mała nie weźmie nic do ust przez cały dzień, słyszymy że Mayeczka bardzo lubi "pankejks" z syropem klonowym, "frencz frajs" ze smażonymi w panierce "czyken łyngs", "makaroni end czis", "slajs" jakiejś pizzy i zestaw z McDonalds! Zapomniał, że zapisał córkę do tego przedszkola, żeby jadła tu polskie zupy i polskie obiady, których jego żona, rodowita Amerykanka, nie ugotuje. Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak spisać specjalne menu i założyć przedszkolną restaurację dla jego dziecka...

- Mama Rajanka to młoda, nie pracująca Polka, która dobrze wyszła za mąż. Notorycznie przyprowadza do przedszkola chore dziecko. Raz chłopiec był tak chory, że ledwo stał na nogach. Miał gorączkę, był wręcz nieprzytomny i tak słaby, że wszedł na salę i jak runął na leżak, tak nie podniósł się do samego odbioru. Szefowa widząc go rano, była przekonana, że maluch jest po prostu niewyspany. Gdy zadzwoniła po mamę kilka godzin później, mówiąc że mały jest chory, ta odpowiedziała, że ona o tym wie, ale jest strasznie zmęczona i ...ewentualnie możemy przynieść mu syropek! Samą siebie natomiast przeszła jakiś czas później, kiedy rozmnożyła się ponownie i wydała na świat jeszcze drugie młode. Przyszła bowiem z dwutygodniowym noworodkiem i zapytała, czy to dziecko też już przyjmiemy? Bo ona ma przecież dwoje dzieci! Nie ma nawet jak wyjść do fryzjera, kosmetyczki, czy na masaż! Jest zmęczona. Wykończona! Skonana!!! I ona już ma dość... :D

A tymczasem...
Następnego dnia w przedszkolu... Tańce przypominają Kentucky Derby, wersja HARD.....😉


* imiona dzieci zostały zmienione 
** spolszczoną pisownię zastosowałam celowo
*** artykuł oparty na faktach 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...