Rok wydania: 2011
Ilość stron: 264
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Paweł Korombel
OPIS WYDAWCY
Mroczna alegoryczna wizja przyszłości Stanów Zjednoczonych. Stu chłopców wyrusza w morderczy marsz - meta będzie tam, gdzie padnie przedostatni z nich. Tu nie ma miejsca na sportową rywalizację, ludzkie uczucia ani na fair play, ponieważ gra toczy się o bardzo wysoką stawkę. Najwyższą z możliwych.
MOJA OPINIA
Kolejna książka autorstwa pana Kinga, która zbombardowała mnie pozytywnymi opiniami i przez to poczułam, że koniecznie muszę ją przeczytać! Skoro szczerze zachwyca i tyle osób pisze o niej w taki sposób, to byłam pewna, że porwie i mnie... A jak było naprawdę? Zaintrygowała mnie i szczerze porwała jak "Misery"? Czy może dorównała "Lśnieniu"? Innemu podobno arcydziełu, przy którym pochrapywałam głośniej niż własny wuj po całonocnej libacji? :)
Jak w skrócie opisać fabułę? Szczerze mówiąc nie bardzo wiem jak się do tego zabrać... Garraty, młody obywatel Stanów, zgłasza się wraz z 99 innymi mężczyznami, do udziału w Wielkim marszu... Nie jest to zabawa, ani reality show, które pomoże zdobyć popularność, zostać celebrytą czy ulubieńcem publiczności. Wielki marsz to coś więcej. To mordercza rozgrywka, w której panują twarde reguły, a zwycięzca może być tylko jeden... Rywalizacja kończy się dopiero w miejscu, gdzie z całej setki zostanie ostatni żywy uczestnik... Zasady są doprawdy proste i nieskomplikowane - musisz iść! jeśli twoje tempo spadnie poniżej 6km/h dostaniesz upomnienie. Zbierz 3, a usłyszysz już tylko strzał karabinu skierowanego w Twoją stronę...
Nie... Ja tak naprawdę w ogóle nie chcę recenzować tej książki. Nie chcę, bo jeszcze na dobre nie zaczęłam a już jest mi przykro. Nie dlatego, że ta historia się skończyła i muszę się z nią rozstać. Przykro mi raczej dlatego, że znów będę marudzić na pana Kinga, czepiać się i go krytykować... ale niestety... absolutnie mnie nie porwało! Nic a nic! Wręcz się wynudziłam potwornie i z wielkim trudem wytrwałam do końca.
No cóż i od czego tu zacząć? Zacznę może od plusów... ta książka, jak każda inna autorstwa Kinga, to kopalnia ciekawych cytatów. Jak zawsze w przypadku tego autora, można ich wyłowić z książki dziesiątki... Lecz jeśli chodzi o plusy, to by było chyba na tyle. Swoją drogą, nie mogę wyjść z podziwu, jak ten autor potrafi w podrzędnej, mało interesującej historii, umieścić całe mnóstwo głębokich słów i cytatów wartych uwagi :) Znacznie więcej miejsca mogę natomiast poświęcić na to, co nie do końca przypadło mi do gustu. "Wielki marsz" była to jedna z pierwszych powieści Kinga, kiedy pisał jeszcze pod pseudonimem Richard Bachman... jednak już wtedy występowało charakterystyczne dla niego wodolejstwo i gawędziarstwo, lecz chyba jednak w nieco mniejszym stopniu - najwyraźniej rozkręcił się z czasem :) Fabuła według mnie była bardzo przewidywalna... akcja rozpoczyna się dość szybko. Poznajemy głównego bohatera już na starcie zawodów... i tu już nasuwa się samoistnie finał... skoro mamy głównego bohatera to kto wygra zawody? lub co najmniej opuści akcję książki niedługo przed finałem?! Odpowiedź nasuwa się sama...
Poza tym sama fabuła, akcja... to jak dla mnie, nic specjalnego. Ciągnęło się jak flaki z olejem i nic się nie działo! Ot, idzie sobie stu chłopców... idzie, idzie, maszeruje... 10 km, 20 km, 70 km, 100 km... doprawdy fascynujące! Żeby to jeszcze można było się spodziewać zaskakującego zakończenia. Żeby chociaż można było dopingować i czekać z niecierpliwością na metę...! Żeby chociaż nas autor zaskoczył, żeby powiało grozą choć przez chwilę... czytałoby się lepiej! Ale niestety nic takiego nie miało miejsca.
Podejrzewam, że cały ten marsz i cała historia, były ukrytą metaforą... Ja najprędzej taki morderczy marsz z walką o przetrwanie, porównałabym z drogą przez życie... ale tego co naprawdę autor miał na myśli, nie potrafię tym razem zrozumieć, ani odgadnąć! Tym razem nie zrozumieliśmy się z Kingiem za grosz! Jestem przekonana, że i w tej książce ukryty był jakiś ważniejszy przekaz, lecz niestety do mnie on nie trafił... Przeszedł gdzieś obok. Przez co, cała ta historia wydawała mi się nudna, monotonna, pozbawiona jakiejkolwiek akcji i ciężko było mi wytrwać do końca.
Tym razem pan King znów mnie nie zachwycił. Znów usłyszał ode mnie krytykę. Nie podobało mi się... Niestety. Nie porwało mnie i nie rozumiem tych zachwytów, które książka zebrała. Do mnie nie trafiła. Znów się wymęczyłam, wynudziłam... i znów obiecuję sobie, że muszę odpocząć od książek autorstwa tego pana. Zatęsknić, odpocząć, żeby nasza znajomość nie zakończyła się przypadkiem z wielkim hukiem :) Czy będę polecać? Tylko miłośnikom prozy Kinga... Tylko jego bezwarunkowym fanom i wielbicielom.
Kolejna książka autorstwa pana Kinga, która zbombardowała mnie pozytywnymi opiniami i przez to poczułam, że koniecznie muszę ją przeczytać! Skoro szczerze zachwyca i tyle osób pisze o niej w taki sposób, to byłam pewna, że porwie i mnie... A jak było naprawdę? Zaintrygowała mnie i szczerze porwała jak "Misery"? Czy może dorównała "Lśnieniu"? Innemu podobno arcydziełu, przy którym pochrapywałam głośniej niż własny wuj po całonocnej libacji? :)
Jak w skrócie opisać fabułę? Szczerze mówiąc nie bardzo wiem jak się do tego zabrać... Garraty, młody obywatel Stanów, zgłasza się wraz z 99 innymi mężczyznami, do udziału w Wielkim marszu... Nie jest to zabawa, ani reality show, które pomoże zdobyć popularność, zostać celebrytą czy ulubieńcem publiczności. Wielki marsz to coś więcej. To mordercza rozgrywka, w której panują twarde reguły, a zwycięzca może być tylko jeden... Rywalizacja kończy się dopiero w miejscu, gdzie z całej setki zostanie ostatni żywy uczestnik... Zasady są doprawdy proste i nieskomplikowane - musisz iść! jeśli twoje tempo spadnie poniżej 6km/h dostaniesz upomnienie. Zbierz 3, a usłyszysz już tylko strzał karabinu skierowanego w Twoją stronę...
Nie... Ja tak naprawdę w ogóle nie chcę recenzować tej książki. Nie chcę, bo jeszcze na dobre nie zaczęłam a już jest mi przykro. Nie dlatego, że ta historia się skończyła i muszę się z nią rozstać. Przykro mi raczej dlatego, że znów będę marudzić na pana Kinga, czepiać się i go krytykować... ale niestety... absolutnie mnie nie porwało! Nic a nic! Wręcz się wynudziłam potwornie i z wielkim trudem wytrwałam do końca.
No cóż i od czego tu zacząć? Zacznę może od plusów... ta książka, jak każda inna autorstwa Kinga, to kopalnia ciekawych cytatów. Jak zawsze w przypadku tego autora, można ich wyłowić z książki dziesiątki... Lecz jeśli chodzi o plusy, to by było chyba na tyle. Swoją drogą, nie mogę wyjść z podziwu, jak ten autor potrafi w podrzędnej, mało interesującej historii, umieścić całe mnóstwo głębokich słów i cytatów wartych uwagi :) Znacznie więcej miejsca mogę natomiast poświęcić na to, co nie do końca przypadło mi do gustu. "Wielki marsz" była to jedna z pierwszych powieści Kinga, kiedy pisał jeszcze pod pseudonimem Richard Bachman... jednak już wtedy występowało charakterystyczne dla niego wodolejstwo i gawędziarstwo, lecz chyba jednak w nieco mniejszym stopniu - najwyraźniej rozkręcił się z czasem :) Fabuła według mnie była bardzo przewidywalna... akcja rozpoczyna się dość szybko. Poznajemy głównego bohatera już na starcie zawodów... i tu już nasuwa się samoistnie finał... skoro mamy głównego bohatera to kto wygra zawody? lub co najmniej opuści akcję książki niedługo przed finałem?! Odpowiedź nasuwa się sama...
Poza tym sama fabuła, akcja... to jak dla mnie, nic specjalnego. Ciągnęło się jak flaki z olejem i nic się nie działo! Ot, idzie sobie stu chłopców... idzie, idzie, maszeruje... 10 km, 20 km, 70 km, 100 km... doprawdy fascynujące! Żeby to jeszcze można było się spodziewać zaskakującego zakończenia. Żeby chociaż można było dopingować i czekać z niecierpliwością na metę...! Żeby chociaż nas autor zaskoczył, żeby powiało grozą choć przez chwilę... czytałoby się lepiej! Ale niestety nic takiego nie miało miejsca.
Podejrzewam, że cały ten marsz i cała historia, były ukrytą metaforą... Ja najprędzej taki morderczy marsz z walką o przetrwanie, porównałabym z drogą przez życie... ale tego co naprawdę autor miał na myśli, nie potrafię tym razem zrozumieć, ani odgadnąć! Tym razem nie zrozumieliśmy się z Kingiem za grosz! Jestem przekonana, że i w tej książce ukryty był jakiś ważniejszy przekaz, lecz niestety do mnie on nie trafił... Przeszedł gdzieś obok. Przez co, cała ta historia wydawała mi się nudna, monotonna, pozbawiona jakiejkolwiek akcji i ciężko było mi wytrwać do końca.
Tym razem pan King znów mnie nie zachwycił. Znów usłyszał ode mnie krytykę. Nie podobało mi się... Niestety. Nie porwało mnie i nie rozumiem tych zachwytów, które książka zebrała. Do mnie nie trafiła. Znów się wymęczyłam, wynudziłam... i znów obiecuję sobie, że muszę odpocząć od książek autorstwa tego pana. Zatęsknić, odpocząć, żeby nasza znajomość nie zakończyła się przypadkiem z wielkim hukiem :) Czy będę polecać? Tylko miłośnikom prozy Kinga... Tylko jego bezwarunkowym fanom i wielbicielom.
CYTATY
"Twój plan i substancję, którą wydalam dupą, łączy podejrzane podobieństwo..." :)
„Myślenie. Myślenie i samotność, bo nieważne, z kim spędzasz czas, na końcu jesteś sam.”
„Nie przynosimy niczego na ten świat, a już bankowo niczego nie zabieramy.”
„im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać.”
„Wspomnienia są jak linia na piasku. Im dalej idziesz, tym jest wątlejsza i mniej widzialna. Aż wreszcie nie ma niczego, jedynie gładki piach i czarna dziura nicości, z której wyszedłeś.”
„Trzymanie się życia ciężko sklasyfikować jako hobby.”
„W tej właśnie chwili jesteśmy zajęci umieraniem.”
„przyglądał się temu apatycznie i myślał, że nawet groza powszednieje. Nawet śmierć bywa płytka.”
„- Mam nadzieję, że nie będzie ciemno - powiedział Baker. - Nie proszę o nic więcej. Jeśli jest jakieś... potem, to mam nadzieję, że się pamięta. To okropne musieć wiecznie błąkać się w ciemności, nie wiedząc kim byłem, ani co tam robię, nie wiedząc nawet, że kiedyś otaczało mnie co innego.”
„Oczywiście, bolało. Bolało wcześniej, w najgorszy, szarpiący sposób, kiedy już wiadomo, że zaraz cię nie będzie, a wszechświat będzie toczył się i tak, niewzruszony.”
„Tamci to zwierzęta, zgoda. Ale czy wiesz na pewno, że dzięki temu my jesteśmy ludźmi?”
„Musisz znaleźć swoje tempo. Musisz się skupić na sobie. Musisz mieć plan.”
„W gruncie rzeczy wszystko gra, no nie? Żyje. Po co wybiegać myślami w przyszłość.”
„wszystko sprowadza się do dostosowania własnych horyzontów.”
„Cisza była okropna i bezmierna. Cisza była wszystkim.”
„Każde zawody wydają się uczciwe, jeśli wszyscy zostali oszukani.”
„Muł nie lubi orać. Ale lubi marchewki. Więc wieszasz mu przed nosem marchewkę. Muł bez marchewki łatwo ulegnie wyczerpaniu. Muł z marchewką potrzebuje długiego czasu, żeby się zmęczyć.”
„Naprawdę żaden z nas nie ma nic do stracenia. Dzięki temu łatwiej przegrać.”
„Świadomość. Wszystko to funkcja świadomości. Ale świadomość nie trwa wiecznie.”
„Istnieję, więc jestem.”
„nadzieja rzednie, aż sama staje się ciemnością”
"Mówię tylko: zaraz, nie wszystko naraz. Gdyby ludzie trzymali się tego, że zaraz, nie wszystko naraz, byliby o niebo szczęśliwsi"
"Nie przetrwa najsilniejszy, to właśnie był mój błąd. Gdyby tak było miałbym uczciwą szansę. Ale są słabi mężczyźni, którzy potrafią unieść samochód, pod który wpadła ich żona. Mózg(...) tu nie decyduje człowiek ani Bóg. To coś... coś w mózgu."
„Myślenie. Myślenie i samotność, bo nieważne, z kim spędzasz czas, na końcu jesteś sam.”
„Nie przynosimy niczego na ten świat, a już bankowo niczego nie zabieramy.”
„im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać.”
„Wspomnienia są jak linia na piasku. Im dalej idziesz, tym jest wątlejsza i mniej widzialna. Aż wreszcie nie ma niczego, jedynie gładki piach i czarna dziura nicości, z której wyszedłeś.”
„Trzymanie się życia ciężko sklasyfikować jako hobby.”
„W tej właśnie chwili jesteśmy zajęci umieraniem.”
„przyglądał się temu apatycznie i myślał, że nawet groza powszednieje. Nawet śmierć bywa płytka.”
„- Mam nadzieję, że nie będzie ciemno - powiedział Baker. - Nie proszę o nic więcej. Jeśli jest jakieś... potem, to mam nadzieję, że się pamięta. To okropne musieć wiecznie błąkać się w ciemności, nie wiedząc kim byłem, ani co tam robię, nie wiedząc nawet, że kiedyś otaczało mnie co innego.”
„Oczywiście, bolało. Bolało wcześniej, w najgorszy, szarpiący sposób, kiedy już wiadomo, że zaraz cię nie będzie, a wszechświat będzie toczył się i tak, niewzruszony.”
„Tamci to zwierzęta, zgoda. Ale czy wiesz na pewno, że dzięki temu my jesteśmy ludźmi?”
„Musisz znaleźć swoje tempo. Musisz się skupić na sobie. Musisz mieć plan.”
„W gruncie rzeczy wszystko gra, no nie? Żyje. Po co wybiegać myślami w przyszłość.”
„wszystko sprowadza się do dostosowania własnych horyzontów.”
„Cisza była okropna i bezmierna. Cisza była wszystkim.”
„Każde zawody wydają się uczciwe, jeśli wszyscy zostali oszukani.”
„Muł nie lubi orać. Ale lubi marchewki. Więc wieszasz mu przed nosem marchewkę. Muł bez marchewki łatwo ulegnie wyczerpaniu. Muł z marchewką potrzebuje długiego czasu, żeby się zmęczyć.”
„Naprawdę żaden z nas nie ma nic do stracenia. Dzięki temu łatwiej przegrać.”
„Świadomość. Wszystko to funkcja świadomości. Ale świadomość nie trwa wiecznie.”
„Istnieję, więc jestem.”
„nadzieja rzednie, aż sama staje się ciemnością”
"Mówię tylko: zaraz, nie wszystko naraz. Gdyby ludzie trzymali się tego, że zaraz, nie wszystko naraz, byliby o niebo szczęśliwsi"
"Nie przetrwa najsilniejszy, to właśnie był mój błąd. Gdyby tak było miałbym uczciwą szansę. Ale są słabi mężczyźni, którzy potrafią unieść samochód, pod który wpadła ich żona. Mózg(...) tu nie decyduje człowiek ani Bóg. To coś... coś w mózgu."