My kobiety, łatwo w życiu nie mamy. A do tego, uwielbiamy je sobie same komplikować. Jeśli nie mamy na co narzekać, to szybko same sobie jakiś problem stworzymy. Ciężko nam cieszyć się życiem takim, jakie ono jest. Zawsze czegoś nam brakuje. Zawsze czegoś mamy za dużo. I zawsze coś jest nie takie, jak powinno. Każdej z nas podoba się coś innego. Ile kobiet, tyle zachcianek, gustów i guścików. Często z zazdrością spoglądamy w stronę koleżanek, bo jedna ma piękne włosy, druga sukienkę, a trzecia... Ta to już w ogóle! Ma figurę o jakiej marzymy! Takie już jesteśmy. Tak między nami jest. Bo kto to pomyślał, uwielbiać swoje gęste, kręcone włosy, skoro to właśnie proste są tak eleganckie!? Jak lubić swoją szczupłą sylwetkę, skoro kobiece krągłości są takie seksowne?! Jak akceptować swoje krągłości, skoro w magazynach wszystkie modelki mają talię osy i rozmiar XS!
Anka ...
Od kiedy pamiętam Anka zawsze była szczupła. Mała, filigranowa chudzinka, która nawet po ciąży waży 48 kg. Już kiedy ją poznałam, rozmiar XS i S, gościł w jej szafie. Jednak sukienek w niej brak. Z powodu kompleksów. "Mam krzywe i kościste nogi! Jak mam się pokazać ludziom w sukience?!". Nie ważne, że koleżanki spoglądają z zazdrością i połowa z nich, dałaby się pociąć za taką figurę! Anka ma kompleksy i już.
Poza tym, jak twierdzi, ciąży nad nią jakieś fatum, bo nie ma szczęścia w miłości. Wszyscy mężczyźni, których poznaje, okazują się niedojrzałymi chłopcami, którzy zamiast kobiety, potrzebują mamusinej spódnicy. Anka, siedząc czasem wieczorem sama, podpiera ręką policzek i myśli... że przydałaby się w jej łazience jeszcze jedna szczoteczka do zębów, jeszcze jedna para butów przy drzwiach i jeszcze jedna szuflada z bielizną... męską bielizną. I on. Ten jedyny, który ma głowę na karku, silne ramiona, w które można się wtulić i serce, które będzie należało tylko do niej.
Anka strasznie zazdrości Kaśce!
Koło Kaśki zawsze kręci się grono adoratorów.
A jaką ma fajną kobiecą figurę!
Kaśka ...
Kaśka natomiast katuje się na siłowni. Wcale nie jest otyła. Ma jedynie kobiecą figurę i seksowne krągłości, ale widzi wystające ze spodni boczki, które doprowadzają ją do szału! Ile ona by dała za figurę Anki!
Świat Kaśki kręci się wokół siłowni, treningów, diety i ...boczków. Póki nie osiągnie wymarzonej sylwetki, nie zazna spokoju ducha. Wmawia sobie, że tylko odpowiednia wartość cyferek na wadze, da jej w końcu pełnię szczęścia.
Kaśka ma jednak to coś, czego nie potrafi wyjaśnić nikt! Nawet ona sama. Gdzie się nie pojawi, wokół niej zawsze znajdzie się adorator, albo dwóch. Ewentualnie siedmiu ;) Kiedy poszła z koleżankami do klubu. Na chwilę, dla świętego spokoju, bo za takimi miejscami nie przepada. Usiadła przy stoliku i zaproponowała, że przypilnuje im torebek i drinków. Kiedy z parkietu wróciły koleżanki, nie miały już gdzie usiąść! Bo wokół Kaśki siedziało grono panów...Kiedy poszła na szkolenie biznesowe, wróciła z zaproszeniem na kolację. Kiedy na portalu społecznościowym odnalazł ją stary kumpel, wyznał, że zawsze się w niej kochał! A kiedy poszła na siłownię, już pierwszego dnia, jeden z panów, poświęcał jej znacznie więcej czasu i uwagi, niż powinien.
Jak to się dzieje?!
Kaśka ani ich nie podrywa, ani nie kokietuje.
Po prostu oni sami do niej lgną!
Właśnie... a czy oni w ogóle widzą te jej okropne boczki?! :)
Poza tym, jak twierdzi, ciąży nad nią jakieś fatum, bo nie ma szczęścia w miłości. Wszyscy mężczyźni, których poznaje, okazują się niedojrzałymi chłopcami, którzy zamiast kobiety, potrzebują mamusinej spódnicy. Anka, siedząc czasem wieczorem sama, podpiera ręką policzek i myśli... że przydałaby się w jej łazience jeszcze jedna szczoteczka do zębów, jeszcze jedna para butów przy drzwiach i jeszcze jedna szuflada z bielizną... męską bielizną. I on. Ten jedyny, który ma głowę na karku, silne ramiona, w które można się wtulić i serce, które będzie należało tylko do niej.
Anka strasznie zazdrości Kaśce!
Koło Kaśki zawsze kręci się grono adoratorów.
A jaką ma fajną kobiecą figurę!
Kaśka ...
Kaśka natomiast katuje się na siłowni. Wcale nie jest otyła. Ma jedynie kobiecą figurę i seksowne krągłości, ale widzi wystające ze spodni boczki, które doprowadzają ją do szału! Ile ona by dała za figurę Anki!
Świat Kaśki kręci się wokół siłowni, treningów, diety i ...boczków. Póki nie osiągnie wymarzonej sylwetki, nie zazna spokoju ducha. Wmawia sobie, że tylko odpowiednia wartość cyferek na wadze, da jej w końcu pełnię szczęścia.
Kaśka ma jednak to coś, czego nie potrafi wyjaśnić nikt! Nawet ona sama. Gdzie się nie pojawi, wokół niej zawsze znajdzie się adorator, albo dwóch. Ewentualnie siedmiu ;) Kiedy poszła z koleżankami do klubu. Na chwilę, dla świętego spokoju, bo za takimi miejscami nie przepada. Usiadła przy stoliku i zaproponowała, że przypilnuje im torebek i drinków. Kiedy z parkietu wróciły koleżanki, nie miały już gdzie usiąść! Bo wokół Kaśki siedziało grono panów...Kiedy poszła na szkolenie biznesowe, wróciła z zaproszeniem na kolację. Kiedy na portalu społecznościowym odnalazł ją stary kumpel, wyznał, że zawsze się w niej kochał! A kiedy poszła na siłownię, już pierwszego dnia, jeden z panów, poświęcał jej znacznie więcej czasu i uwagi, niż powinien.
Jak to się dzieje?!
Kaśka ani ich nie podrywa, ani nie kokietuje.
Po prostu oni sami do niej lgną!
Właśnie... a czy oni w ogóle widzą te jej okropne boczki?! :)
Dlaczego ani jedna, ani druga nie zdaje sobie sprawy z jednego
- że skupiają się nie na tym, na czym powinny?!
Dlaczego widzą tylko to, czego im brak, a nie widzą tego, co mają?!
Kurcze, Dziewczyny! O co nam chodzi? :) Dlaczego prawie wszystkie cierpimy na tą samą przypadłość? A Ty? Dlaczego zazdrościsz Ewce włosów, skoro Twoje są piękne i zdrowe? Dlaczego zazdrościsz Monice figury, skoro Twój facet kocha Cię taką jaka jesteś!? Czy ktoś kiedyś zaprosił Cię na kawę słowami: "Spotkajmy się za miesiąc, bo zakładam że będziesz wtedy ważyła 5 kg mniej..."? :) Dlaczego wyolbrzymiasz swoje wady, a bagatelizujesz zalety!? Przecież jesteś piękna! Dokładnie taka jak teraz! Zatrzymaj się na chwilę, usiądź i pomyśl... Co Ty takiego w sobie masz? Wiesz, że zazdrości Ci Kaśka, Anka i Monika? :)
Bez względu na wagę, kolor włosów czy wszystkie inne typowo babskie kompleksy, najważniejsze jest akceptować siebie i czuć się ze sobą dobrze. Wtedy żądne diety ani inne tego typu sprawy nie są potrzebne. ;)
OdpowiedzUsuńPowiem tak, od dziecka wyróżniałam się ważąc więcej niż powinnam. Całe życie nienawidziłam siebie z tego powodu, nienawidzili mnie znajomi, rodzina, mogłabym wymieniać w nieskończoność. Katowałam się dietami, godzinami na siłowni i nic. Moja depresja tylko się pogłębiała, przed wyjazdem za granicę, czyli w czerwcu ubiegłego roku, tak "dla jaj" poszłam do psychiatry, okazało się, że cierpię na ostrą depresję, dostałam antydepresanty, ale nie pomagały. Byłam tak cholernie nieszczęśliwa, że ciężko mi to opisać, absolutnie nic mnie nie cieszyło, nie chciało mi się nawet płakać, nie czułam zupełnie nic, za to bardzo chciałam zniknąć. Po prostu zniknąć, tak żeby wszyscy o mnie zapomnieli. Teraz wciąż daleko mi do idealnego zdrowia psychicznego, ale wszystko jest całkiem inaczej. Uderzyłam pięścią w stół, dotarło do mnie, że przecież nie mogę żyć, nienawidząc siebie. Postanowiłam siebie pokochać, mówić to sobie co dzień, uśmiechać się do lustra, patrzeć sobie w oczy i mówić, jaka jestem silna. Z początku nie działało, ale postanowiłam wdrożyć w życie zasadę "fake it til you make it" i muszę powiedzieć, że działa. Co prawda jem zdrowiej i ćwiczę, ale nie po to, żeby schudnąć, tylko żeby czuć się lepiej, a co najważniejsze - mam na to chęci. Pomogło mi też słuchanie ludzi, którzy promują tzw. "body positivity" (dużo siedzę w angielskojęzycznych mediach i nie mam pojęcia, czy jest jakiś polski odpowiednik). Moja pewność siebie poszybowała w górę BARDZO szybko i widzę, że inni też to widzą. Moi rodzice to widzą, znajomi to widzą, obce osoby na ulicy to widzą. Naprawdę nie jest ważne to jak wyglądamy, ale to jak się ze sobą czujemy. Jeśli jesteśmy nastawieni pozytywnie, świat będzie nas postrzegał właśnie w taki sposób, a hejterzy mogą sobie swoje odzywki wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi, bo koniec końców, to nie oni przeżyją za mnie moje życie :)
OdpowiedzUsuńPiękne słowa. Ja też trochę tych krągłości mam, kiedyś miałam ogromny kompleks. Dzisiaj też ćwiczę, ale to chyba dla rozładowania emocji. Zawsze na imprezach to wokół mnie się wszyscy kręcili, a koleżanki chociaż ładniejsze stały same. Wtedy zaczęłam siebie akceptować taką jaką jestem. Okazało się, że wszyscy mi strasznie zazdroszczą, żyją moim życiem. To chyba nauczyło mnie, że coś w sobie mam skoro inni chcieli by tego samego :)
OdpowiedzUsuńPrawda, jako kobieta nigdy nie będę do końca spełniona, pod żadnym względem.
OdpowiedzUsuńCzęsto powodów braku akceptacji siebie trzeba szukać w dzieciństwie i relacjach z rodzicami.
OdpowiedzUsuńPrzez kilka lat byłam gnojona przez swój wygląd. Dalej mam lekką nadwagę, ale staram się o tym nie myśleć więcej niż powinnam i przyjmować okazje, typu nowe znajomości. Bo może ludzi przyciągnęło coś innego, niż moje boczki, z których mogliby się nabijać.
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że najważniejsze by zaakceptować siebie, chociaż nie jest to łatwe.
OdpowiedzUsuńŚwietny post, od razu podnosi na duchu. :)
OdpowiedzUsuńOh tak, true story!
OdpowiedzUsuń