niedziela, 27 października 2013

Prawdziwa twarz Greya... :)

Szał już minął... Tak mi się wydaje. Ucichło o Greyu... i jak to zwykle bywa - teraz ja zaczęłam rozmyślać - a może by przekonać się na własnej skórze o co było tyle szumu? :) O całej trylogii nasłuchałam się i naczytałam wiele opinii - oczywiście całkowicie sprzecznych ze sobą! Grey jest albo uwielbiany, albo znienawidzony...! I raczej nic pośrednio! Jedni zachwycają się erotyką, pomysłem i przekroczeniem przez autorkę granic tabu. Drudzy nie zostawiali na niej suchej nitki, obsypując deszczem krytyki! Autorkę klasyfikowali jako grafomankę i totalne beztalencie, dziwiąc się, jak taka zupełnie przeciętna powieść mogła znaleźć się na liście bestsellerów?! Czyżby przepisem na sukces był wszechobecny seks, erotyka i kontrowersja?! Ale czy naprawdę to wystarczy, żeby zdobyć taką popularność i zarobić miliony?!

Jak jest naprawdę? Tego własnie nie wiem. Nie mam własnego zdania, gdyż do tej pory wzbraniałam się przed zapoznaniem z tą trylogią, jak tylko mogłam! Zwykle tak bywa... im więcej szumu i kontrowersji wokół książki, tym mniejsza ochotę mam na jej przeczytanie! I sama nie wiem skąd u mnie ta przypadłość? Być może z przekory, lub chęci chodzenia własnymi ścieżkami, zamiast ślepo podążać za tłumem... W każdym razie teraz - kiedy szał minął - skłaniam się ku tej trylogii coraz bliżej.

W blogosferze, na stronach recenzenckich najczęściej spotykałam się z negatywną oceną tej trylogii. Recenzenci niemal jednym chórem, jednogłośnie dawali jej najniższe noty! I bez powodzenia doszukiwali się w tej pozycji magii i tego czegoś, co mogłoby porwać i zainteresować czytelnika... Na autorce nie zostawiali suchej nitki. Szczerze mówiąc byłam zaskoczona, że wszyscy są tak jednogłośni! I skoro nikt nie znalazł w tej historii zalet, to byłam przekonana, że nie warto zawracać sobie głowy Greyem i nie warto tracić czasu... I tak uważałam dopóki nie zorientowałam się, że całe moje otoczenie oszalało na jej punkcie!!! Jak to możliwe skoro to podobno taki gniot?!

Moje koleżanki i znajome zapytane o tę książkę, wykazywały niezrozumiałe dla mnie, zaskakujące reakcje! Euforię i Zachwyt! Jedna była zachwycona! Druga gorąco mi polecała i sama każdą wolną chwilę spędzała z Greyem! Nawet znajoma, która przez całe swoje życie przeczytała zaledwie "Janko muzykanta", nagle zaczęła spędzać wieczory z nosem w książce! :) Kolega, chodzący ostatnio z tajemniczym uśmiechem, zdradził mi, że nie poznaje ostatnio swojej żony! - Demon seksu w nią wstąpił! :) Od kiedy jakiegoś tam Greya czyta! :) Niesamowite!!! Dwa różne światy! Czy aby zdziałać takie cuda, naprawdę wystarczy przeciętna historia, w której jest tylko seks?!

Ja czuje się zaintrygowana i zastanawiam się - co naprawdę kryje się w tej trylogii, że wzbudziła tyle emocji i tyle kontrowersji?! Skąd tyle zachwytu wokół niej?! Skąd tyle niechęci i negatywnych opinii? I cóż, podejrzewam, że niebawem Grey pokaże mi te swoje 50 twarzy... :) Przekonam się na własnej skórze, co w sobie kryje :) a przynajmniej spróbuję :) a wtedy będę mogła zdecydować i określić, w którym obozie osiądę :) - miłośniczek Greya, czy jego przeciwniczek :)

Podejrzewam, że większość Was ma tę trylogię już za sobą... 
Więc jak wrażenia?! Co o niej myślicie? W którym "Greyowym" obozie jesteście? :) 
Czytaliście z wypiekami na policzkach, czy raczej z cynicznym uśmieszkiem na ustach? :)

niedziela, 20 października 2013

"SMERFY" - recenzja filmu...


"Hej dzieci jeśli chcecie, zobaczyć Smerfów las, 
przed ekran dziś zapraszam Was... " :)





Tak... na pewno znamy je wszyscy :) Sympatyczne niebieskie stworki, mieszkające w zaczarowanym lesie. 98 smerfów, jedna Smerfetka i Papa Smerf... mieszkają w grzybkach w uroczej wiosce, której nieustannie szuka zły czarnoksiężnik Gargamel wspierany przez swojego kociego przyjaciela, Klakiera. Te małe niebieskie ludziki są nam zapewne bardzo bliskie i towarzyszyły nam od najmłodszych lat. Ja znam je bardzo dobrze! Teraz poznają je moje dzieci...

Kiedy dowiedziałam się, że Smerfy pojawią się na wielkim ekranie, na początku miałam nieco mieszane uczucia. Bałam się, że twórcy, współczesną wersją komputerową zepsują moje wspomnienia z dzieciństwa. Kiedy byłam mała uwielbiałam tę bajkę! Miałam dziesiątki odcinków nagranych na kasetach VHS i oglądałam je całymi dniami :) Siedziałam w ciepłym fotelu i śledziłam przygody ulubieńców! Nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia... jak się kiedyś okazało - nawet nocnik :P (Bo któż to pomyślał odrywać się od telewizora w kulminacyjnym momencie?! :P ) Teraz po tylu latach nie potrafiłam sobie wyobrazić nowoczesnej wersji moich ulubionych krasnali w długometrażowej produkcji kinowej! I przez dłuższy czas odkładałam obejrzenie tego filmu, na potem... w końcu ciekawość zwyciężyła. I jak wrażenia? Te smerfy pokochałam równie bardzo jak te, z przed 25 lat! :)

Na pewno wiecie, że powstały już dwie pełnometrażowe części przygód naszych niebieskich przyjaciół. Premiera drugiej części miała miejsce jeszcze w tym roku. Obie już za mną...
W pierwszej części smerfy przygotowują się do święta błękitnego księżyca. Tej magicznej nocy między wioską smerfów, a realnym światem otwiera się magiczne przejście. Podczas wzniosłych obchodów, następują małe komplikacje i kilka smerfów, wraz z Gargamelem i jego kocurem, przenoszą się do współczesnego Nowego Jorku! Jak się odnajdą w naszym wielkim świecie? Czy uda im się odnaleźć magiczny portal, który pozwoli im wrócić do smefowego lasu? Oczywiście nie zapominajmy, że Gargamel depcze im po pietach... gdyż złym czarnoksiężnikiem zawładnęła żądza władzy! Ale by stać się potężnym czarodziejem potrzebuje esencji ze smerfów! i zrobi wszystko co w jego nieudolności, by osiągnąć cel! :)

Aby nie zepsuć nikomu przyjemności oglądania i nie zdradzić za dużo wydarzeń, ominę nieco przybliżenie fabuły drugiej części... Powiem tylko, że twórcy przypomną nam skąd się wzięła Smerfetka :) No kto pamięta? Pewnie niewielu z Was w ogóle wie, że Smerfetka została stworzona przez Gargamela? Tak, tak... miała mu pomóc w odnalezieniu wioski smerfów! Jednak Papa Smerf w porę zwęszył podstęp i dzięki swoim magicznym zdolnościom zmienił Smerfetkę i przygarnął pod swoje ramiona :) 

Co tu dużo mówić? Obydwa filmy oglądało mi się bardzo przyjemnie. I choć mam już 28 lat z zainteresowaniem i zapałem śledziłam nowe przygody moich ulubieńców z dzieciństwa... w niczym nie ustępowałam moim dziewczynkom :) Jest to dobre kino familijne, które bawi, wzruszy i wszystkim da mnóstwo zabawy i uśmiechu! Ja uśmiałam się niemal do łez! :) W filmach znajdziemy również mądre przesłanie i kilka morałów, które na pewno zostaną w głowach dzieciaczków na dłużej. Poza tym i dorośli wyniosą coś dla siebie :) Mnie te filmy ujęły humorem i śmiesznymi dialogami, których znajdziemy tam pod dostatkiem! Warto zaznaczyć, że Gargamelowi swojego głosu użyczył sam Jerzy Stuhr, co zapowiada naprawdę dobrą zabawę :) No sami powiedzcie czy ktoś z Was wie co to może być "gwiazdogap" lub "smerfossak"? :D

Ciamajda: Z całego smerfa przepraszam, że...
Patrick Winslow: Przestańcie na wszystko mówić „smerf”, do jasnej! Co to w ogóle znaczy, „smerf”?! Smerfowany w smerfa smerf!
Smerfy (oburzone): ooooo! 
Śmiałek: Nie pozwolę się tak wyrażać przy kobietach!

***

Smerf: A jak Ci się udało tak szybko znaleźć te informację?
Patrick: No wiecie włączam "gugla", wpisuje i jest!
Smerfy: Uuuuuu... Guglaaaaaa!


Podsumowując uważam, że "Smerfy" to idealny familijny film, który umili chłodne i deszczowe jesienne popołudnia. Dla dzieciaków będzie to prawdziwy hit, a i dorośli na pewno chętnie cofną się do lat swojego dzieciństwa, dadzą się porwać zabawie i przez chwilę zapomną o problemach dorosłego życia! Ja zdecydowanie polecam! :) Warto oddać się chwili zapomnienia i jeszcze raz poczuć beztroskie dzieciństwo, które na pewno przypomną nam te sympatyczne niebieskie ludziki :) W moim domu smerfy zagościły na dobre!



niedziela, 13 października 2013

"ATLAS CHMUR" - skąd ten szał?! :)

"Atlas chmur"... czy jest ktoś, kto nie słyszał jeszcze tego tytułu? Nie wydaje mi się. Było ostatnio bardzo głośno o tej historii. To dzieło zbierało ostatnio tysiące pochwał, słyszałam wiele pochlebnych opinii, zarówno o filmie braci Wachowskich, jak i książce autorstwa Davida Mitchella. Zastanawiałam się po ciuchu - skąd ten szał? Skąd tyle szumu wokół tej pozycji? To musi być prawdziwe arcydzieło...! Aż wstyd, że jeszcze tego nie znam!

Książka gości w mojej domowej biblioteczce, wersja filmowa również czekała na swoja kolej. Postanowiłam nie czekać już dłużej i zapoznać się z tym dziełem. Lista książek w kolejce do przeczytania jest dość długa, więc postanowiłam zacząć od filmu... A zachęcała do tego dodatkowo cała plejada gwiazd w obsadzie - Tom Hanks, Halle Berry, Susan Sarandon, Jim Sturgess, Ben Whishaw, Jim Broadbent, Hugh Grant... a każde z nich odgrywające w tym filmie po kilka ról! To dopiero coś!

Zasiadłam do seansu podekscytowana! Pełna nadziei, że oto przede mną ponad dwie godziny niezwykłej przygody! Przecież taki tłum ludzi nie może się mylić! Myślałam, że skoro zewsząd słychać wyrazy zachwytu, to musi być coś ekstra! Wielkie WOW! Wielkie BUM! a jak się okazało... otóż niekoniecznie...

Jak przybliżyć Wam fabułę? Szczerze mówiąc nie bardzo wiem. Gdyż film wydawał mi się tak pokręcony, że chyba nie potrafię sensownie opisać fabuły! Więc pozwólcie, że się wspomogę - "Pasażer statku, z utęsknieniem wyglądający końca podróży przez Pacyfik w 1850 roku; wydziedziczony kompozytor, usiłujący oszustwem zarobić na chleb w Belgii lat międzywojennych; dziennikarka-idealistka w Kalifornii rządzonej przez gubernatora Reagana; wydawca książek, uciekający przed gangsterami, którym jest winien pieniądze; genetycznie modyfikowana usługująca z restauracji, w oczekiwaniu na wykonanie wyroku śmierci; i Zachariasz, chłopak z wysp Pacyfiku, który przygląda się, jak dogasa światło nauki i cywilizacji " (z opisu wydawcy) - oto sześć wątków, które śledzimy na przemian.

Oglądałam film bardzo uważnie, a mimo to całe dwie godziny upłynęły mi bez większych emocji. Czekałam
cierpliwie i wierzyłam, że finał mnie zachwyci. Niestety nic takiego się nie stało! Zamiast zachwytu poczułam raczej rozczarowanie i niedowierzanie - "o rany... o co tu chodziło? i o co tyle szumu?! " Podobno wszystkie wątki, wszystkie te historie łączą się ze sobą w finale, dając jedną całość, dzięki czemu zrozumiemy jak wielkie znaczenie na przyszłość świata, mają nasze teraźniejsze decyzje i zachowania... Niestety, choć bardzo chciałam, nie potrafię dostrzec większego związku, ani tym samym docenić tego arcydzieła! Próbowałam wspomóc się czyjąś opinią, ale osoba towarzysząca mi podczas oglądania tego filmu, również ma podobny problem :) Po skończonym seansie siedzieliśmy chwilę w milczeniu, po czym odważyłam się zadać jedno pytanie - "czy możesz mi powiedzieć o co chodzi w tym filmie?"... "Nie mogę. Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że ty mi powiesz" - usłyszałam w odpowiedzi :)

Niestety film absolutnie do mnie nie trafił, był dla mnie zbyt zakręcony i niezrozumiały. Nie znaczy to jednak, że zniechęciło mnie to do książki... wręcz przeciwnie! Jak już wspomniałam, książka od jakiegoś czasu gości na mojej półce. Jednak długa lista pozycji do przeczytania nie pozawalała mi na razie po nią sięgnąć. Teraz po obejrzeniu tego filmu, nabrałam natomiast ogromnych chęci, aby zapoznać się z książką i na pewno zrobię to już niebawem! Jak najszybciej! Chcę sprawdzić, jak obok filmu ma się jego papierowy pierwowzór? Czy po prostu cała ta historia do mnie nie przemawia, czy to jedynie film nie trafił w mój gust?

Jestem ciekawa Waszego zdania. 
Kto zna tę historię? Kto czytał? Kto oglądał? I najważniejsze - jak wasze wrażenia? 


czwartek, 10 października 2013

"ODŁAMEK" - Sebastian Fitzek

Gatunek: THRILLER PSYCHOLOGICZNY
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 368
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: G+J
Tłumaczenie: Barbara Tarnas

OPIS WYDAWCY
Marc Lucas doświadcza strasznego cierpienia: w wypadku samochodowym, który sam spowodował, ginie jego żona, a wraz z nią nienarodzone dziecko. Odłamek, który przy zderzeniu wwiercił mu się w tył głowy, sprawia nieustający ból – ale znacznie bardziej bolesna jest rana na duszy.
Pewnego dnia Marc odkrywa w gazecie anons. Prywatna klinika psychiatryczna poszukuje do udziału w nowatorskim eksperymencie osób, które przeżyły straszliwą traumę. Budzi się w nim nadzieja, że uda się mu uwolnić od dręczącego wspomnienia.
Kiedy po pierwszych testach w klinice wraca do domu, zaczyna się prawdziwy horror. Klucz nie pasuje do mieszkania, przy dzwonku istnieje obce nazwisko. Otwierają się drzwi i Marc staje twarzą w twarz ze zjawą.

MOJA OPINIA
O tym, że zakochałam się w książkach tego autora nie muszę chyba mówić... Mam teraz istny "Fitzkowy" szał! Ledwo co skończyłam jedną jego powieść, a już przeczytałam kolejną, natomiast dwie następne już leżą na półeczce i czekają :) I wiecie co? Już nie mogę się ich doczekać! Sebastian Fitzek znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubieńców. A "Odłamek" tylko mnie upewnił, że ten pan zasługuje na to miano!

Marc Lukas spowodował wypadek samochodowy, w którym zginęła jego żona Sandra i nienarodzone jeszcze dziecko. On natomiast nie poniósł żadnych większych obrażeń... jedyną pamiątką po tragicznym wydarzeniu jest odłamek szyby tkwiący w jego karku. Odłamek, który sprawia ból, jednak nie tak wielki jak ból psychiczny, który odczuwa po stracie żony i dziecka.
Pewnego dnia Marc znajduje w gazecie ogłoszenie prywatnej kliniki, która poszukuje ochotników do eksperymentu, dotyczącego wymazywania z pamięci traumatycznych wspomnień. Zgłasza się, jednak już po pierwszych testach rezygnuje z wzięcia w nim udziału. Kiedy wraca do domu, zaczyna dziać się coś dziwnego... klucz nie pasuje do mieszkania, obok dzwonka widnieje tabliczka z obcym nazwiskiem, a drzwi otwiera jego zmarła żona, która traktuje go jak obcego człowieka...

"O rany! o co tu chodzi?! :) ale schiza!" - to myśli, które towarzyszyły mi podczas czytania tej książki! Dosłownie! Czegoś tak pokręconego już dawno nie wiedziałam, ani nie czytałam! Ale to, że historia jest pokręcona to absolutnie nie jest wadą. Wręcz przeciwnie! Wciąga już od pierwszych stron i kiedy już się zacznie, ciężko jest odłożyć książkę na półkę. Ja ją pochłonęłam w dwa wieczory. I co najważniejsze pan Fitzek znów mnie nie zawiódł!
O tym, że autor ma niezwykle lekkie, przyjemne pióro i posługuje się prostym językiem, mówiłam już przy okazji poprzednich recenzji jego książek. I tym razem nic się nie zmieniło. Poza tym pan Fitzek nie rozprasza nas długimi opisami i zbędnymi wątkami. Wszystko w jego historii jest na swoim miejscu. Dokładnie dopracowane i przemyślane, a bohaterowie szczegółowo wykreowani. A fabuła? Fabuła powala! I o tym za chwilę....

Jak już wspomniałam, dawno nie widziałam tak zakręconej historii jak ta, z którą mamy tu do czynienia. Jednak słowo "zakręcona" wcale nie znaczy niezrozumiała, przesadzona. Wręcz przeciwnie! Wszystko jest na swoim miejscu, wszystkiego dowiadujemy się po kolei, a na końcu wszystko staje się jasne i zrozumiałe! A to dla mnie najważniejsze, gdyż strasznie nie lubię otwartych zakończeń. Tym razem nie udało mi się przewidzieć ruchów autora. Nie udało mi się znaleźć racjonalnego rozwiązania tej zagadki przed sceną finałową... i szczerze mówiąc uważam, że samodzielne rozwiązanie tej zagadki i odgadnięcie rozwoju wydarzeń jest po prostu niemożliwe! A jeśli jest ktoś, kto w przypadku tej powieści, sam rozwiązał tę intrygę, to chylę czoła! :)

Pan Fitzek bawi się z nami w kotka i myszkę. Naprowadza nas na jakiś trop i kiedy w naszej głowie pojawiają się pomysły i ułożymy sobie jakiś plan wydarzeń... nagle TRACH! Wszystko legnie w gruzach... cały nasz pomysł, cały nasz misterny plan! I przyznam, że tym razem dałam się wodzić za nos, dałam się sprowadzić na błędny trop, wysilałam wyobraźnię, włączałam logiczne myślenie, zmusiłam szare komórki do wytężonej pracy, a i tak wszystko na nic! Bo to, czego dowiedziałam się w scenie finałowej, przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Sama chyba nigdy nie wpadłabym na prawidłowe rozwiązanie tej intrygi! Więc moi drodzy, wielki ukłon w stronę autora!

Ta historia to prawdziwie smakowity kąsek dla każdego miłośnika thrillerów psychologicznych. Wartka akcja, zawiła intryga i element zaskoczenia - to wszystko znajdziemy w tej pozycji! Ja po przeczytaniu ostatniej strony i odłożeniu książki, długo jeszcze nie mogłam wrócić do realnego świata! Wciąż siedziałam w świecie głównego bohatera, główkowałam i jeszcze raz układałam sobie te wydarzenia krok po kroku w jedną całość... od początku do końca. I gwarantuję, że Wy zrobicie to samo! :) Bardziej zachęcać chyba nie muszę. Jest to rewelacyjna historia, którą każdy wielbiciel gatunku przeczytać powinien! Bez wątpienia. Ja szczerze polecam. Jestem zachwycona i z wielką przyjemnością sięgnę po kolejną książkę z dorobku tego pisarza! A o tym już niebawem... :)

CYTATY
"To z czego człowiek czerpie najwięcej siły, jest jednocześnie jego najbardziej wrażliwym, słabym punktem - jego rodzina. Nie bez powodu stało się to wypróbowaną metodą działania mafii. Nie zabija się samego wroga, lecz wszystkich tych, którzy coś znaczą dla zdrajcy: jego rodziców, przyjaciół i oczywiście dzieci. Przede wszystkim dzieci, które są piętą achillesową człowieka."

"Prawdziwa depresja była jak gąbka, którą nosi się pod piersią i która nasiąka czarnymi jak sadza myślami i robi się coraz cięższa, aż człowiekowi zaczyna doskwierać jej ciężar. Najpierw przy oddychaniu i przełykaniu, później paraliżuje każdy ruch, aż niejednemu uniemożliwia nawet ściągnięcie kołdry z głowy."


"Po czasie łatwo jest wskazać, gdzie się popełniło błąd. Ale dopóki człowiek nie znajdzie się w oku cyklonu, dopóki nie znajdzie się na granicy spirali obłędu, dopóty nieuchronnie nie zostanie przez nią wessany. Dopóki człowiek nie zgłębi kulis własnego życia, brak mu orientacji i podejmuje jedna po drugiej błędne decyzje."


"Czuję się jak człowiek, który połknął magnes, ale ten magnes nie przyciąga metalu, lecz obłęd. I bardzo się boję, że jego działanie z sekundy na sekundę jest coraz silniejsze.."


"Wielu ludzi popełnia błąd, chcąc wszystko powtórzyć. Nie zadowalają się wspomnieniem, chcą jeszcze raz przeżyć najpiękniejsze chwile swojego życia. Stale i wciąż. Dlatego kolejny raz lecą do miejsca, gdzie spędzili urlop i gdzie im się tak podobało, kilka razy z rzędu oglądają ten sam film i chodzą do łóżka ze swoimi byłymi, chociaż są szczęśliwi w nowych związkach. Tylko po to, żeby stwierdzić, że z reguły nigdy nie jest tak dobrze jak za pierwszym razem. Ponieważ uczucia szczęścia nie da się dowolnie reprodukować. Nie można wywołać go za naciśnięciem guzika. Ale paradoksalnie nie dotyczy to bólu, cierpienia i katuszy..."


"Umysł ludzki jest w stanie wyprzeć niezbite prawdy, z którymi każdy człowiek musi się kiedyś zmierzyć: starość, chorobę, upadek, własną śmierć. Każdego z nas wszystko to czeka, a mimo to wydaje się nierealne. Ktoś inny tasuje karty, którymi gramy, i choć często z tego powodu rozpaczamy, to ostatecznie jesteśmy wdzięczni łasce systemu. Bo czyż szlibyśmy dalej drogą życia, gdybyśmy mogli wejrzeć w przyszłość?"


"Czasem tragedia ma niewiarygodną siłę, która spaja ze sobą kochających się ludzi."

sobota, 5 października 2013

"Wielka księga komunikacji z duchami" - Raymond Buckland

Rok wydania: 2012
Format: 160 x 230 mm 
Ilość stron: 392
Oprawa: miękka 
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
Dostępność: Talizman.pl

OPIS WYDAWCY
Czy czujesz obecność kogoś gdy przebywasz w pustym pokoju? Czasami budzą Cię nocne skrzypienia podłogi brzmiące, jakby ktoś właśnie chodził po Twoim mieszkaniu? A może zdarza Ci się dostrzec kątem oka widmową postać? Tego typu doświadczenia to nie urojenia. Duchy naprawdę są pośród nas. Dzięki tej książce możesz rozwinąć w sobie naturalny talent mediumiczny i nawiązać z nimi kontakt.

Jest ona przeznaczona zarówno dla tych, którzy chcą samodzielnie kontaktować się ze światem umarłych, jak i dla osób pragnących zaspokoić swoją ciekawość odnośnie tego, co się dzieje po Drugiej Stronie. Doświadczanie transu, jasnowidzenia, psychometrii, typologii czy lewitacji może stać się Twoją codziennością. Dowiesz się również, jak przeprowadzać rozmowy przy pomocy tablicy ouija, korzystać z pisma automatycznego, duchowej fotografii, uzdrawiania duchowego i na odległość, channelingu oraz Kół Rozwoju. Znajdujesz w niej szereg wskazówek przydatnych do odróżnienia kompetentnego medium od naciągacza.

Usłysz głos z zaświatów!

MOJA OPINIA
Duchy... Kto z nas będąc dzieckiem, nie lubił opowieści z dreszczykiem? Opowieści o duchach i innych zjawach? Ja ich pamiętam całe mnóstwo! I co z tego, że później baliśmy się spać sami w ciemnych pokojach? Co z tego, że śniły nam się koszmary? Opowiastki o duchach lubił chyba każdy! Ja byłam ich prawdziwą miłośniczką... i z wielką przyjemnością raczyłam nimi moją przyjaciółkę, która później spała u siostry koło łóżka... ;)

Teraz kiedy nie jesteśmy już dziećmi, opowiadania o duchach nabrały nowego znaczenia. Wzbudzają w nas inne emocje, przemyślenia, może nawet refleksje? I nie raz pojawia się pytanie - czy ja w ogóle wierzę w duchy? Zadałam to pytanie ostatnio przyjacielowi... czy wierzy? "Wierzę w Boga i Szatana, niebo i piekło, więc wierzę też, że człowiek posiada duszę. Chociaż nigdy się z duchem nie spotkałem..." - odpowiedział. Trudno się z nim nie zgodzić. Jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi, duchy są nieodłącznym elementem naszej wiary. I pewnie każdy z nas choć raz pomyślał o tym, jak dobrze było by móc choć jeszcze jeden raz, skontaktować się z bliską osobą, która odeszła już z naszego świata.

W internecie z łatwością można znaleźć ogłoszenia medium. Osób, które mają specjalny dar, łatwego kontaktowania się z duchami. Każdy z nas mógłby bez problemu skorzystać z ich usług. Dostępne są też w sprzedaży tabliczki "QUIJA"... które pomagają w kontaktach z zaświatami. I jest też "Wielka księga komunikacji z duchami", dzięki której, rozwiniesz w samym sobie talent mediumiczny i nauczysz się bezpiecznie kontaktować z duchami.

Ja sięgnęłam po tę książkę, nie po to, aby nawiązać kontakt z umarłymi, ale raczej z ciekawości. Od zawsze słuchając opowieści ludzi, oglądając zdjęcia, na których pojawiają się dziwne cienie i zjawy, zastanawiałam się - czy duchy naprawdę istnieją?! Czy historie o nawiedzonych domach mogą być prawdziwe? Czy to jedynie ludzka wyobraźnia? Po przeczytaniu tej książki jestem przekonana, że duchy istnieją i są sposoby na to, aby się z nimi kontaktować! Jednak aby nawiązać kontakt, trzeba wiedzieć jak to zrobić, żeby było skutecznie, ale przede wszystkim bezpiecznie.

Mogę śmiało powiedzieć, że "Wielka księga komunikacji z duchami" to prawdziwe kompendium wiedzy i pozycja obowiązkowa, dla każdego fascynata zjawisk nadprzyrodzonych, oraz osób, które chcą rozwinąć w sobie zdolności paranormalne. Krok po kroku wyjaśnione są tu zagadnienia związane z duchami. Przedstawione są tu różne sposoby nawiązania kontaktu, takie jak np. pismo automatyczne czy jasnowidzenie. Poznamy też sylwetki najsłynniejszych ludzi obdarzonych zdolnościami paranormalnymi. Oraz cała masa rad, wskazówek i ćwiczeń dla osób, które chcą rozwinąć w sobie owe zdolności! A cała książka podzielona jest na siedemnaście lekcji, rozdziałów, przygotowujących krok po kroku, do stania się dobrym "przewodnikiem" oraz nawiązania kontaktu z drugą stroną. Dodatkowo znajdziemy tu całą masę pytań sprawdzających naszą wiedzę w danym temacie! A wszystko to, zawarte w jednej książce, która przyciąga nie tylko zawartością, ale również estetyczną i klimatyczną szatą graficzną! Wiem, że zawsze to robię, ale za to należycie! - chwalę estetykę i wygląd pozycji wydawanych przez to wydawnictwo, gdyż ich książki zawsze są podane w sposób wyjątkowy! Cieszą nie tylko duszę, ale również oko! Dla mnie, prawdziwej miłośniczki piękna i estetyki, to niezmiernie ważne!

Podsumowując, uważam tę książkę za bardzo ciekawą i intrygującą, Zdecydowanie jest ona lekturą obowiązkową dla każdego fascynata zjawisk nadprzyrodzonych, wiedzy tajemnej i magii. Nawet jeśli nie zamierzacie w przyszłości kontaktować się z zaświatami, zmarłymi przodkami i bliskimi, którzy już odeszli z tego świata, to znajdziecie tu wiele przydatnych informacji i ciekawostek.

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Studio Astropsychologii
Serdecznie dziękuję!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...