*zdjęcie zaczerpnięte z internetu* |
Gatunek: Dramat, fantasy
Reżyseria: Darren Aronofsky
Scenariusz: Darren Aronofsky, Ari Handel
Produkcja: USA
Premiera: 28.03.2014 (Polska)
OBSADA:
Noe - Russell Crowe
Naameh - Jennifer Connelly
Tubal-Kain - Ray Winstone
Matuzalem - Anthony Hopkins
Ila - Emma Watson
Cham - Logan Lerman
Sem - Douglas Booth
Historię arki Noego zapewne wszyscy znają. Noe dobry, prawy człowiek, dziesiąty potomek w linii od Adama z rodu Seta. Ostatni bogobojny, żyjący według bożych zasad. Jako jedyny spośród zepsutej ludzkości zamieszkującej ówczesną ziemię, dostaje wieści od samego Boga, że niebawem nadejdzie wielki potop, który zniszczy dotychczasowe życie na ziemi. Jego zadaniem, jednocześnie szansą na przetrwanie, jest wybudować arkę i ocalić po jednym osobniku obu płci każdego gatunku zwierząt zamieszkujących ziemię, oraz swoją rodzinę - żonę, trzech synów, oraz ich żony. Ich zadaniem będzie na nowo zaludnić, odbudować świat. Noe jako wierny sługa wypełnia wolę bożą. I tak oto... nadal tu jesteśmy :)
Tak to pokrótce wyglądało. Co było powodem decyzji Boga również wiemy z Biblii. Syn Adama i Ewy, Kain zabija swego brata Abla... następnie osadza się w nowym miejscu, płodzi synów, buduje miasto, a ludzie je zamieszkujący, tak jak człowiek od którego się zrodzili, mijają się z prawem bożym. Grzeszą. Zabijają. Kradną. I niestety zaludniają niemal cały świat. Grzech się rozprzestrzenia. Ponadto aniołowie zstępują na ziemię, współżyją z ziemskimi niewiastami i rodzą się z tych poczynań olbrzymy, zniekształcone mutanty... Na ziemi dzieje się źle! Bardzo źle. Trzeba coś z tym zrobić! Bóg decyduje się zniszczyć ten świat i za pomocą Noego stworzyć go na nowo...
Tak tę historię mogę tu przytoczyć, tyle mogę powiedzieć, by nie było za dużo i nie zepsuć nikomu przyjemności oglądania. Tyle właśnie dowiemy się z Biblii. Jednak powiem, że mnie sama ta wiedza od dawna nie wystarczała. Długo i bardzo intensywnie zastanawiałam się skąd takie okrutne postanowienie Boga?! Zniszczyć doszczętnie cały świat i wszystko co na nim żyje? I choć nie mogę zrozumieć jego poczynań i decyzji, aby za grzechy ukarać calutki świat, łącznie z niewinnymi dziećmi, wszelkimi zwierzętami... to jednak zdaję sobie sprawę, że wcale nie muszę tego rozumieć. Skoro Bóg tak postąpił na pewno miał wobec tego swoje powody... Wydaje mi się to zbyt okrutne, jednak jeśli świat wyglądał tak, jak przedstawili to twórcy tego filmu, to zaczynam przynajmniej akceptować historię naszego świata i człowieczeństwa...
Twórcy filmu zrobili moim zdaniem kawał dobrej roboty! I choć widziałam już kilka negatywnych opinii, to jednak ja ustawiam się po stronie jego zwolenników. Być może dlatego, że nie jestem profesjonalnym krytykiem filmowym. Nie potrafię profesjonalnie ocenić reżyserii, pracy dźwiękowców ani producentów... ale patrzę jedynie oczami widza, oceniam subiektywnie, w grę wchodzą moje emocje, mój gust filmowy czy sympatia do poszczególnych aktorów... Do mnie jednak przemawia obraz, który stworzył pan Aronowsky.
Podobno film powstał na podstawie komiksów. Być może. Ja jednak nie miałam z tą formą przekazu zbyt wiele wspólnego, więc i komiks o Noe umknął mojej uwadze. Nie będę więc bazować na historii w nim przedstawionej. Dla mnie Noe i jego arka pochodzi z Biblii i przy tym pozostanę. Dokładnym odzwierciedleniem historii biblijnej ten film nie jest. Twórcy dodali trochę od siebie. Troszkę dodali, trochę zmienili... na szczęście sens pozostał ten sam. Wyobraźni jednak nikomu odmówić nie można. Poznajemy w filmie imię żony Noe - Naameh, choć w Biblii jej imię nie jest wymienione. W budowaniu arki pomagają bohaterowi, wcześniej wspomnieni, aniołowie. Jednak w żaden sposób aniołów oni już nie przypominają. Zeszli niegdyś na ziemię i mieszali się do ludzkich spraw... za karę Bóg oblepił ich ziemskim piachem, kamieniami, błotem... Uwięził ich w takiej postaci, bez prawa powrotu w niebiosa. Aniołowie wyglądający jak ogromne, zmutowane kamienne istoty? Bardzo oryginalne, ale muszę przyznać, że na wielkim ekranie istoty te robiły wrażenie.
Scena potopu, ten punkt filmu pokazałabym nieco inaczej, bardziej ujmująco. Według mnie w tym momencie za mało było grozy. Skoro już Bóg zdecydował zniszczyć świat... chciałabym to zobaczyć! Jak krok po korku, fala po fali woda zalewa doliny, pola, pokrywa najwyższe góry. Tego właśnie mi zabrakło. Pokazałabym to inaczej, bardziej szczegółowo. Tak aby bardziej trafiło to do widza! Tymczasem większość tej sceny widzimy już z wnętrza arki... Trochę szkoda, ponieważ w tej scenie widziałam wielki potencjał i niestety twórcy go nie wykorzystali czym jednocześnie delikatnie mnie zawiedli.
Zdecydowanie wielkim plusem tego filmu jest obsada aktorska. W rolach głównych zobaczyć możemy wielkie gwiazdy współczesnego kina. Fenomenalny Russell Crowe jako Noe poradził sobie doskonale. A zadanie nie było łatwe, gdyż tytułowy bohater, choć jest postacią pozytywną, wzbudzać miał sprzeczne uczucia i emocje! Od sympatii i wdzięczności, aż po oburzenie, złość i żal. Udało mu się to świetnie. Jennifer Connelly jako żona bohatera była ucieleśnieniem dobroci i ciepła. Dodatkowo w niewielkiej, lecz ważnej roli podziwiać możemy legendarnego, wybitnego Anthony'ego Hopkinsa. A młodziutka Emma Watson mogła w końcu pokazać, że świetnie sobie radzi w postaci innej, niż urocza, mała wiedźma Hermiona z serii o Harrym Potterze. I tu pani Watson podobała mi się ogromnie! Śledziliśmy jak dojrzewała na ekranie... Teraz w niczym już nie przypomina tej małej dziewczynki! Stała się świadomą, piękną i zdolną kobietą. Wróżę jej naprawdę wielką karierę aktorską.
Ogólnie film bardzo mi się podobał i jestem pewna, że widziałam go pierwszy lecz nie ostatni raz. Choć mam kilka zastrzeżeń i momentami czułam się zawiedziona niewykorzystanym potencjałem, to jednak dreszcz grozy przebiegł mi po plecach, następnie wzruszyłam się i nie ukrywam, że niejedna łza zakręciła mi się w oku... Tyle emocji podczas jednego seansu? Gdyby to był zły film nie zrobiłby takiego wrażenia. Co prawda twórców troszkę poniosło, rozbudowali postać i historię biblijnego Noego do granic rozsądku i dobrego smaku, lecz na szczęście nie pogubili się i zachowali sens całości. Film robi wrażenie. Pokazana w nim wszechobecna śmierć, zło, gniew, żądza władzy, bezduszność... ten świat zasłużył na zagładę... Ale wiecie co jest najbardziej przerażające? Że nasz współczesny świat bezsprzecznie znów podąża w tym kierunku...
*zdjęcie zaczerpnięte z internetu* |
Tak tę historię mogę tu przytoczyć, tyle mogę powiedzieć, by nie było za dużo i nie zepsuć nikomu przyjemności oglądania. Tyle właśnie dowiemy się z Biblii. Jednak powiem, że mnie sama ta wiedza od dawna nie wystarczała. Długo i bardzo intensywnie zastanawiałam się skąd takie okrutne postanowienie Boga?! Zniszczyć doszczętnie cały świat i wszystko co na nim żyje? I choć nie mogę zrozumieć jego poczynań i decyzji, aby za grzechy ukarać calutki świat, łącznie z niewinnymi dziećmi, wszelkimi zwierzętami... to jednak zdaję sobie sprawę, że wcale nie muszę tego rozumieć. Skoro Bóg tak postąpił na pewno miał wobec tego swoje powody... Wydaje mi się to zbyt okrutne, jednak jeśli świat wyglądał tak, jak przedstawili to twórcy tego filmu, to zaczynam przynajmniej akceptować historię naszego świata i człowieczeństwa...
*zdjęcie zaczerpnięte z internetu* |
Podobno film powstał na podstawie komiksów. Być może. Ja jednak nie miałam z tą formą przekazu zbyt wiele wspólnego, więc i komiks o Noe umknął mojej uwadze. Nie będę więc bazować na historii w nim przedstawionej. Dla mnie Noe i jego arka pochodzi z Biblii i przy tym pozostanę. Dokładnym odzwierciedleniem historii biblijnej ten film nie jest. Twórcy dodali trochę od siebie. Troszkę dodali, trochę zmienili... na szczęście sens pozostał ten sam. Wyobraźni jednak nikomu odmówić nie można. Poznajemy w filmie imię żony Noe - Naameh, choć w Biblii jej imię nie jest wymienione. W budowaniu arki pomagają bohaterowi, wcześniej wspomnieni, aniołowie. Jednak w żaden sposób aniołów oni już nie przypominają. Zeszli niegdyś na ziemię i mieszali się do ludzkich spraw... za karę Bóg oblepił ich ziemskim piachem, kamieniami, błotem... Uwięził ich w takiej postaci, bez prawa powrotu w niebiosa. Aniołowie wyglądający jak ogromne, zmutowane kamienne istoty? Bardzo oryginalne, ale muszę przyznać, że na wielkim ekranie istoty te robiły wrażenie.
*zdjęcie zaczerpnięte z internetu* |
Zdecydowanie wielkim plusem tego filmu jest obsada aktorska. W rolach głównych zobaczyć możemy wielkie gwiazdy współczesnego kina. Fenomenalny Russell Crowe jako Noe poradził sobie doskonale. A zadanie nie było łatwe, gdyż tytułowy bohater, choć jest postacią pozytywną, wzbudzać miał sprzeczne uczucia i emocje! Od sympatii i wdzięczności, aż po oburzenie, złość i żal. Udało mu się to świetnie. Jennifer Connelly jako żona bohatera była ucieleśnieniem dobroci i ciepła. Dodatkowo w niewielkiej, lecz ważnej roli podziwiać możemy legendarnego, wybitnego Anthony'ego Hopkinsa. A młodziutka Emma Watson mogła w końcu pokazać, że świetnie sobie radzi w postaci innej, niż urocza, mała wiedźma Hermiona z serii o Harrym Potterze. I tu pani Watson podobała mi się ogromnie! Śledziliśmy jak dojrzewała na ekranie... Teraz w niczym już nie przypomina tej małej dziewczynki! Stała się świadomą, piękną i zdolną kobietą. Wróżę jej naprawdę wielką karierę aktorską.
Ogólnie film bardzo mi się podobał i jestem pewna, że widziałam go pierwszy lecz nie ostatni raz. Choć mam kilka zastrzeżeń i momentami czułam się zawiedziona niewykorzystanym potencjałem, to jednak dreszcz grozy przebiegł mi po plecach, następnie wzruszyłam się i nie ukrywam, że niejedna łza zakręciła mi się w oku... Tyle emocji podczas jednego seansu? Gdyby to był zły film nie zrobiłby takiego wrażenia. Co prawda twórców troszkę poniosło, rozbudowali postać i historię biblijnego Noego do granic rozsądku i dobrego smaku, lecz na szczęście nie pogubili się i zachowali sens całości. Film robi wrażenie. Pokazana w nim wszechobecna śmierć, zło, gniew, żądza władzy, bezduszność... ten świat zasłużył na zagładę... Ale wiecie co jest najbardziej przerażające? Że nasz współczesny świat bezsprzecznie znów podąża w tym kierunku...