środa, 25 kwietnia 2012

"TRZEPOT SKRZYDEŁ" - Katarzyna Grochola

"Pamiętasz?
Jakie to piękne słowo, pod warunkiem, że ma się je do kogo powiedzieć..."


OPIS WYDAWCY
Trzepot skrzydeł to opowieść o młodej kobiecie, która ma męża, pracę, własny dom. Z pozoru wszystko wygląda kolorowo, naszej bohaterce niczego nie brakuje, a jednak Hanka nie promienieje szczęściem. Za zamkniętymi drzwiami, gdy nikt nie widzi, jej życie zamienia się w koszmar, z którego nie potrafi się wyrwać. Dla ułożonego, dobrze zarabiającego męża jest najważniejsza na świecie. Niestety, oblicze tej miłości jest tragiczne. Gdy Hanka traci przez niego coś, na czym jej najbardziej w życiu zależało, postanawia uwolnić się z matni swoich słabości, strachu i niemocy. Przy okazji w dość zaskakujący sposób na nowo nawiązuje więź z - być może - najbliższą jej osobą… (170 stron)

MOJA OPINIA

Jak trafiłam na tę książkę? Sama przyszła do mojego domu... :) Mam to szczęście, że opiekunka moich dzieci, dzieli ze mną pasję i z takim samym zapałem jak ja, pochłania książki. Często wymieniamy się lekturami, pożyczamy je sobie i w taki też sposób trafiła do mnie powieść pani Grocholi. "Zostawiłam Pani książkę. Warta uwagi!" - usłyszałam pewnego dnia po powrocie do domu. Więc nie sposób było ją ominąć...

"Trzepot skrzydeł" to powieść o Hance. Młodej kobiecie, która ma wszystko czego potrzeba do szczęścia... Dom, dobrą pracę, oddaną przyjaciółkę, przystojnego męża... Kocha i jest kochana. Jednak nie jest szczęśliwa. Za zamkniętymi drzwiami mieszkania, Hanka przeżywa prawdziwy koszmar. Z biegiem czasu jej idealny z pozoru mąż, zmiania się w tyrana i potwora... Jest zaborczy i zazdrosny. Odcina ją od wszystkich znajomych i sprawia, że w jej świecie jest miejsce tylko dla niego. A do tego nie stroni od rękoczynów...

Choć wstyd się przyznać, powiem, że była to dopiero druga książka autorstwa pani Grocholi, jaką miałam przyjemność przeczytać. Miałam już styczność z jedną pozycją, ale były to opowiadania i nawet nie jestem pewna tytułu, ale prawdopodonie "Podanie o miłość". Oczywiście, znałam jej dzieła. Słyszałam o pani Katarzynie nie raz, choćby za sprawą tak znanej historii jak "Nigdy w życiu", która doczekała się ekranizacji. Jednak "Trzepot skrzydeł" to pierwsza pozycja, jaką przeczytałam od początku do końca. I mogę tylko żałować, że tak późno sięgnęłam po książki tej autorki... Czytało mi się ją tak dobrze, że 170 stron pochłonęłam jednego dnia! Napisana niezwykle lekko, w pierwszoosobowej narracji, mamy wrażenie, że główna bohaterka właśnie nam opowiadała o swoich przeżyciach. Do tego ten prosty styl, w jakim piszę pani Grochola... Czyta się naprawdę łatwo i w miarę przyjemnie, jeśli takiego - nieco wątpliwego w tym przypadku - słowa możemy użyć, patrząc na zawartą w niej historię. Ja mogę śmiało powiedzieć, że nie było to moje ostatnie spotkanie z piórem tej pani! To dopiero początek...

Historia jaką przedstawia nam książka bardzo porusza, daje do myślenia i sprawia, że zaczynamy się rozglądać czy gdzieś w naszym otoczeniu, nie chowa się taka mała Hania...

„Właściwie, to dobre słowo. Taka przykrywka do wszystkiego, czego nie chcemy powiedzieć. , to znaczy, nie, nie dobrze, prawie źle, ale po co ci o tym mówić. (...)Właściwie - znaczy prawie kłamstwo. Właściwie nic mi nie jest. To znaczy jest mi wszystko.” 


W tej książce poruszony jest niezwykle ważny i jednocześnie delikatny problem. Dlatego też książka wywarła na mnie wielkie wrażenie, bo historia w niej zawarta była dla mnie niemal osobista... I czytając nie mogłam oprzeć się myśli, że za mało mówi się o przedstawionym w niej problemie! Prawie go nie znamy, wręcz nie rozumiemy i zwykle kiedy już coś takiego ujrzy światło dzienne, podnoszą się głosy -"Pewnie sobie na to zasłużyła!". A to nie tak...
Teraz przy spotkaniu z tą powieścią, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę, każda z nas, mogłaby być "Hanką"... Być może nawet znamy jakąś "Hankę", choć o tym nie wiemy, lub wolimy nie wiedzieć! Być może któraś z naszych koleżanek czy znajomych, tak jak ona, przeżywa koszmar, o którym nie chce lub nie może mówić! Rozejrzymy się wokół. Nigdy nie wiemy, jaką tajemnicę mogą skrywać ludzie za zamkniętymi drzwiami swojego mieszkania. Nigdy nie wiemy, czy idealny, sympatyczny, wykształcony, mądry i uroczy mąż koleżanki, nie ma tej drugiej twarzy, której nie pokazuje nikomu, prócz swojej ukochanej "Hani"...


CYTATY
„Nie czujemy się kochani, dopóki choć jedna osoba na ziemi nie pozna nas dogłębnie. Takimi, jakimi jesteśmy naprawdę a nie takimi jakimi chcielibyśmy być.”

"Właściwie, to dobre słowo. Taka przykrywka do wszystkiego, czego nie chcemy powiedzieć. , to znaczy, nie, nie dobrze, ale prawie źle, ale po co ci o tym mówić. (...)Właściwie - znaczy prawie kłamstwo. Właściwie nic mi nie jest. To znaczy jest mi wszystko.”

„Ktoś kiedyś mi powiedział, że jeśli pytasz, czy wyjść za mąż, to nie wychodź, bo to znaczy, że człowiek jeszcze nie dojrzał do samodzielnej decyzji, to nie dojrzał tym bardziej do wspólnego życia, do wzięcia odpowiedzialności również za drugiego człowieka.”

„Mój rok bez Ciebie. Twój rok bez mamy. Wasz rok bez siebie. I Twój rok beze mnie. Ile to lat razem?”

„Właściwie nic mi nie jest. To znaczy jest mi wszystko.”

„Widzę niebo i słońce widzę. Wspólne dla mnie, która jestem i dla ciebie, którego nie ma.”

„Nie każdemu jest dana taka szansa, żeby choc przez moment pobyć sobą, porzucić to, do czego się przyzwyczailiśmy, każda zmiana budzi niechęć i strach, a sytuacje graniczne, kiedy chcemy być prawdziwi, szybko mijają(...)”

"Chcę Ci jeszcze napisać, że człowiek jest stworzony po to, żeby kochać.
Jeżeli nasłuchujemy, to ze wszystkich stron słyszymy odpowiedź. Nasłuchuję.
Czasami słyszę trzepot skrzydeł. Już się nie boję."

''(...) Czuję jeszcze czasami trzepotanie, ale to nie strach, to może skrzydła, jeszcze zwinięte we mnie, jeszcze nierozprostowane, a może to skrzydła Opiekunów, juz nie boję się tego trzepotu, tylko wsłuchuję się, żeby rozpoznać, gdzie mnie prowadzi''

"Wszystko miało zacząć się jutro. Od jutra świat miał być dobry. Jutro miałam postanowić, zmienić, zobaczyć. Jutro miał być lepszy dzień. Nigdy dzisiaj."

"Więc ona na początku nie wróżyła nam przyszłości, ale przyznała, że się myliła.
Myliła się, mówiąc, że się myliła. Przyszłość ma każdy, dopóki żyje. Ja byłam bez przyszłości..."

"Jestem na wyspie, na której wszyscy kłamią. Jeśli na niej jestem, to znaczy, że kłamię, mówiąc, że kłamią, czyli że mówią prawdę, ale jeśli prawdą jest to, że wszyscy kłamią, to ja też kłamię, kłamiąc, że wszyscy kłamią, czyli mówię prawdę."

"Wierz mi, to jest najlepszy sposób, żeby ukryć strach. Być taką, hej, do przodu. Żeby nikt się nie domyślił."

"Człowiek nie jest doskonały, popełnia błędy, te błędy go nie dyskwalifikują, przecież człowiek może się pomylić."

"Potem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myślami."

"WYSPA TAJEMNIC" - Dennis Lehane

Rok wydania: 2010
Ilość stron: 288
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Sławomir Studniarz


OPIS WYDAWCY
Akcja książki rozgrywa się w 1954 roku na pięknej wyspie Zatoki Bostońskiej. W tak bajecznym miejscu znajduje się... szpital dla obłąkanych przestępców. Po tajemniczym zniknięciu jednej z pacjentek dwóch szeryfów federalnych rozpoczyna śledztwo. Kobieta zniknęła z
zamkniętego pokoju o zakratowanych oknach. Pozostała po niej tylko zaszyfrowana wiadomość. Tymczasem nad wyspę nadciąga huragan i łączność z resztą świata zostaje zerwana...


MOJA OPINIA 
Kiedy obejrzałam film, który został nakręcony na podstawie tej powieści, długo nie mogłam wyjść z podziwu. Poruszający film, zgłębiający najciemniejsze zaułki ludzkiej psychiki. Trochę ciężki w odbiorze, co z resztą jest dość często spotykane w typowych obrazach psychologicznych. Zmusza do myślenia :) To nie byl film z serii "obejrzyj-zapomnij"... Zmusza do refleksji. Zmusza do zagłębienia się w swoją własną "wyspę tajemnic"... Nic więc dziwnego, że szybko postanowiłam poszukać papierowego pierwowzoru tej ekranizacji.

Fabuła bardzo intrygująca, choć zaczyna się jak przeciętna historia kryminalna z amerykańskiego kina. Na wyspie Zatoki Bostońskiej znajduje się szpital dla obłakanych przestępców. Z jednej z cel znika w niewyjaśnionych okolicznościach, jedna z pacjentek. Co najdziwniejsze drzwi były zamknięte na klucz, w oknach wstawione były kraty... Pacjentka rozpłynęła się w powietrzu! Została po niej tylko kartka z zaszyfrowaną wiadomością... Władze szpitala ściągaja na wyspę dwóch szeryfów federalnych w celu wyjaśnienia zagadki, którzy zaraz po przybyciu zostają"uwięzieni" na wyspie z powodu nadciągającego huraganu... 


Po książce spodziewałam się wszystkiego co najlepsze, zasiadłam do niej z wielkim zapałem i stało się dokładnie to czego się spodziewałam... Pochłonęła mnie bez reszty! Kartki bardzo szybko przesypywały się na lewą stronę. Wielkim plusem jest prosty język w jakim została napisana. Bez przynudzających opisów, bez zbędnych wątków... Książka bardzo dobrze i przystępnie napisana, wprowadzajaca czytelnika krok po kroku, na wyspę tajemnic... jeszcze głębiej niż ekranizacja! reszty zdradzić nie mogę, lecz powiem, że książka porusza i zaskakuje! :)

CYTATY

„Czas - to nic innego jak ciąg zakładek, za pomocą których przemieszczamy się tam i z powrotem po księdze życia, powracając raz po raz do pewnych wydarzeń.”


„Przebudzenie to przecież niemal jak narodziny. Człowiek wynurza się pozbawiony historii, potem, przecierając oczy i ziewając, usiłuje na nowo sklecić swoją przeszłość, układa rozsypane okruchy życia w chronologicznym porządku, a na koniec zbiera siły, żeby stawić czoło teraźniejszości.”


„Wyprawiała się w przeszłość, żeby ogrzać się w cieple wspomnień.”




sobota, 21 kwietnia 2012

TITANIC... Spełniając marzenia sprzed lat...


Dziś zamiast recenzji kolejnej, przeczytanej przeze mnie książki, chciałam przedstawić Wam "Titanica". Choć za pewne wszyscy go znają! Zarówno całą katastrofę, która wydarzyła się w 1912 roku, jak i film reżyserii Jamesa Camerona, który zdobył aż 11 oskarowych statuetek!


14 kwietnia tego roku minęła 100 rocznica katastrofy, która wstrząsnęła całym swiatem.  By uczcić pamięć setek ofiar tragedii, trafiła do kin odnowiona cyfrowo wersja  filmu, w którym główne role zagrali Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Mamy okazję znów obejrzeć obraz na dużym ekranie, tym razem w wersji 3D. Ja nie mogłam przegapić tej okazji! I zabierając pod pachę męża i przyjaciółki, zarezerwowałam bilety do kina! Pochowałam dzięki temu "potwory z dzieciństwa"... W filmie zakochałam się 15 lat temu, podczas jego premiery. Bardzo chciałam iść do kina i byłabym w stanie zrobić wiele, by znaleźć się w kinowej sali. Jednak nie mogłam i mogło to pozostać tylko w sferze moich marzeń... aż do teraz! Jak wiadomo, przez twórców, film został dozwolony od lat 15-nastu. A że nie mam już tych 12-nastu lat, jak podczas premiery, mogłam spełnić swoje małe marzenie z tamtych lat... :) O efektach specjalnych nie będę pisać. Chciałabym raczej sięgnąć głębiej i poruszyć dwie najważniejsze istoty fabuły - tragedię i miłość...

FAKTY... TRAGEDIA...
10 kwietnia 1912 roku Titanic wypłynął w swój dziewiczy rejs przez Atlantyk. Wyruszył z Wielkiej Brytanii, a jego celem był Nowy Jork. Jednak do celu nigdy nie dopłynął... Kapitanem był Edward John Smith  i miał być to jego ostatni rejs przed odejściem na emeryturę. Titanic miał 268,99m długości. Był to statek o wysokim standardzie, bardzo luksusowy i miał być w równym stopniu bezpieczny. Nazywano go "niezatapialnym", mówiono, że nawet sam Bóg nie dałby mu rady... a jadnak... wystarczyła góra lodowa, która spowodowała jedynie serię pęknięć i niewielkich dziurek, których łączny prześwit wynosił około jednego metra! A w nocy 14/15 kwietnia, 2godziny i 20 minut po zderzeniu, spoczął on na dnie oceanu, stając się mogiłą 1504 dusz... Półtora tysiąca osób zginęło przez ludzką głupotę, chciwość chwały i brak wyobraźni! Tej niedzieli o 13:45 statek SS America przesłał Titanicowi depeszę, z której wynikało, że największy parowiec świata mknie prosto ku polu lodowemu. Z nieznanych przyczyn ta wiadomość nigdy nie trafiła na mostek kapitański. Statek nadal, mimo ostrzeżeniu o polu lodowym, złym warunkom pogodowym, słabej widoczności, płynął z największą prędkością, aby dopłynąć do celu przed czasem, zyskać uznanie i pławić się w świetle chwały. Ta chciwość doprowadziła do ich zguby...

Na największym statku świata było za mało szalup ratunkowych. O połowę...! Rozmyślano nad umieszczeniem jeszcze jednego rzędu łodzi, jednak stwierdzono, że przesłonią one widoki i zagracą pokład! Na temat szalup ratunkowych rozmawiano 15 minut, natomiast o wyborze dywanów dla pokładu pierwszej klasy dyskutowano ponad dwie godziny! Muszę przyznać, że ja jestem tym wszystkim bardzo poruszona i wzburzona! Wynikiem tej lekkomyślności i zuchwałości była katastrofa, w której śmierć poniosło ponad półtora tysiąca osób! I za pewne byłoby więcej, gdyby część pasażerów, mająca wykupiony rejs do Nowego Jorku, z niewiadomych przyczyn, nie wysiadła w ostatnim porcie przed wypłynięciem na szeroki ocean. Oglądając drugą połowę filmu, kiedy przedstawiona zostaje katastrofa, oraz dramatyczna walka o przetrwanie, zawsze myślę o tych ludziach... 1504 ludzkich istnień! Zakończyło się w tak tragiczny sposób. Każdy miał rodzinę, plany na przyszłość, każdy miał swoje życie, swoje problemy, smutki i radości. Każdy kochał i był kochany... Każdy chciał żyć! A twórcy Titanica zlekceważyli to, nie zapewniając podstawowych wymogów bezpieczeństwa!

Uratowano niewiele ponad 700 osób... stanowiące niecałe 32% ogółu pasażerów. Łodzie ratunkowe, prócz tego, że było ich o połowę za mało, z powodu złego przeszkolenia załogi, co do ich ładowności, wypływały tylko w połowie zapełnione! Prócz tego studiując statystyki, okazuje się, że szanse na przeżycie zależały od statusu społecznego, majętności i narodowości. W pierwszej kolejności ratowano pasażerów klasy I... reszta zdana była na siebie! A ich szanse na przeżycie malały z minuty na minutę. Statkiem, który odpowiedział na wzywanie pomocy, przez Titanica, była Carpathia. Płynęła na ratunek, jednak była zbyt daleko by dotrzeć na czas. Na miejsce dopłyneła dopiero okolo 4 nad ranem, półtorej godziny po zatonięciu Titanica. Zabrała na pokład wszystkich rozbitków z szalup ratunkowych. Istnieją również informacje, że w chwili katastrofy, widoczny był na horyzoncie inny statek osobowy, który nie reagował na sygnały świetlne nadawane przez tonącego Titanica. Być może dlatego, że rakiety były białe, natomiast wzywajace pomocy mają kolor czerwony. Prawdopodobnie pomyślano, że jest to jedna z atrakcji pasażerów liniowca.
W tym roku minęła 100 rocznica katastrofy... Obchodzono ją podniośle, ja jednak mam nadzieję, że nie zależy to od okrągłej rocznicy i co roku z należytą godnością, będziemy czcić pamięć 1504 ofiar Titanica...


WĄTEK MIŁOSNY...
Przybliżyłam nieco dramatyczne fakty tonącego statku. Jednak mówiąc o filmie nie sposób pominąć wątku miłosnego. Losy miłości Rose i Jacka opłakiwało tysiące, jak nie miliony, widzów. I choć jest to historia fikcyjna, poruszyła wiele serc, wycisnęła wiele łez. Również moich. Dwoje młodych ludzi poznaje się podczas rejsu, zakochują się w sobie i chcą być razem mimo stojących na ich drodze przeszkód... Uczucie, które ich połączyło, oraz charakterytych dwojga zapeniają, że pokonaliby wszelkie przeszkody, które chcą ich rozdzielić. Jednak jedna jest nie do przeskoczenia... Katastrofa, która niesie ze sobą śmierć jednego z kochanków... Jest to chyba jedyna z historii miłosnych, od której mnie nie mdli. :) Ponieważ tkwi w nich to, co mnie przekonuje i może znaleźć odzwierciedlenie w realnym świecie, w którym żyjemy.
Pochodzą z róznych światów... Ona z dobrego domu, dobrze wychowana młoda dama, słuchająca muzyki klasycznej, elegancka, z nienaganymi manierami, zaręczona z wysoko usytuowanym kawalerem... Zamknięta w złotej klatce, samotna w tłumie ludzi, mająca ochotę zrzucić suknię balową i ucieć jak najdalej od tego luksusowego więzienia! On młody, wolny artysta, szukający sensu istnienia, żyjący chwilą, chodzący w trampkach, w przetartych spodniach, jedzący rękami, pijący tanie wino... szukający swojego miejsca na ziemi. Poznają się, zakochują. On uwalnia ją z jej złotej klatki i pokazuje co to prawdziwe życie, swoboda, luz, zabawa, mający jej do zaoferowania dokładnie to, czego ona potrzebuje i za czym tęskni... Mogący zapewnić jej ciekawe szalone życie, dokładnie takie jakie ona chciałaby mieć. I kiedy już znikną resztki rozsądku, zwycięża serce... ucieka z nim, opuszcza swoją bajkę i zaczyna nowe życie. Pełne prawdziwego, szczerego uśmiechu... Tak, to do mnie przemawia, bo wiem, że przeciwieństwa sie przyciągają! Uzupełniają się, uczą wzajemnie nowych rzeczy, nowego życia... Czy mają szansę zostać razem na zawsze, stworzyć szczęśliwy związek, założyć rodzinę i żyć w zgodzie, nawet w świetle trudności dnia codziennego?! Nie wiem, ale mam nadzieję... Tym bardziej, że ona naprawdę nie chciała żyć w swoim więzieniu, czego dowodzi fakt, że po katastrofie zaczęła nowe życie... Była dojrzała, wiedziała czego chce i to był ich klucz do sukcesu! To był cement do ich miłości...

Rozpisałam sie troche o "Titanicu", ale nie mogłam go pominąć. Uważam, że warto przypominać o nim ludziom, aby pamiętali o tych wydarzeniach i rozumieli jego ogrom i tragedię. Pochłonął on półtora tysiąca ofiar z powodu ludzkiej bezmyślności! Pamiętajcie, że "Titanic" to nie tylko ta piękna, lecz fikcyjna historia miłosna Jacka i Rose! Titanic to również oparta na faktach katastrofa i prawdziwy wrak spoczywający na dnie Atlantyku, który stał się mogiłą setek ludzkich istnień...

piątek, 20 kwietnia 2012

ZABAWA MOLI KSIĄŻKOWYCH... :)


Śmigając ostatnio po ulubionych blogach książkowych molów, natknęłam się na zabawę :) i stwierdziłam, że sama bardzo chętnie się w nią pobawię i odpowiem na kilka pytań :) 


- O jakiej porze dnia czytasz najchętniej? 
Najchętniej czytam wieczorem przed snem :) ale każda pora jest dobra na książkę :)

- Gdzie czytasz?
Na łóżku :) siedząc lub leżąc pod kocykiem lub kołderką, mając w zasięgu ręki ciepłą kawę lub herbatę...

- W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Leżąc lub siedząc na łóżku :) przykryta kocykiem...

- Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej? 
Zdecydowanie najbardziej lubię powieści grozy, kryminały, thrillery...

- Jaką książkę ostatnio kupiłeś/aś albo dostaleś/aś?
Ostatnio kupiłam "Zieloną milę" S. Kinga :) polecam!

- Co czytałeś/aś ostatnio? 
"Chemia śmierci" Simon Backett, "W sidłach anoreksji" Heidi Hassenmuller.

- Co czytasz obecnie?
W tej chwili czytam "Pamiętnik" Sparksa :) Raczej nie mój gatunek, ale gorąco polecała koleżanka i wiele innych osób... Strasznie romantyczna historia :) taka słodka, że doprowadziłaby do wymiotów całe przedszkole... :) ale dzielnie czytam! Jeszcze nie skończyłam, więc powstrzymam się z opinią :) może na koniec się w niej szaleńczo zakocham? kto wie? :)

- Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi? Jeśli używasz zakładek, to jakie one są? 
Używam zakładek :) tekturowych, reklamujęcych wydawnictwo :) były dołączone do kupionej kiedyś przeze mnie sagi  "Zmierzch". Rogów nie zaginam, ponieważ burzy to moje poczucie estetyki :)

- Ebook czy audiobook? 
Ani to, ani to. Nigdy nie sluchałam audiobooka, ani nie czytałam ebooka :) Muszę trzymać książkę w ręce i słyszeć szelest stron, czuć zapach papieru i widzieć przesypujące się na lewą stronę kartki :)

- Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
"Dzieci z Bullerbyn" czytałam tę książkę w dzieciństwie chyba z 5 razy :)

- Którą z postaci literackich cenisz najbardziej?
Nie potrafię chyba odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie... Ale jeśli już miałabym wybrać byliby to bohaterowie "Zielonej mili" S. Kinga!
Strażnik Paul Edgecombe - był po prostu dobrym człowiekiem i cenię go za sposób w jaki traktował skazańców - choć byli zbrodniarzami, mordercami, traktował ich z szacunkiem, który należy się KAŻDEMU człowiekowi!
Więzień John Coffey - był dobrym człowiekiem niesłusznie uznanym za winnego popełnienia morderstwa. Pomagał ludziom z dobrego serca. Nie oczekując niczego w zamian. Nie próbował się bronić, nie próbował udowodnić swojej niewinności, chciał umrzeć, gdyż nie mógł się odnaleźć na tym podłym świecie...

Zapraszam wszystkich do zabawy :) 

czwartek, 19 kwietnia 2012

"ZIMNY STRACH" - Karin Slaughter

OPIS WYDAWCY

Sara Linton, pełniąca obowiązki koronera w miasteczku Heartsdale w stanie Georgia, zostaje wezwana do campusu miejscowego college'u, gdzie znaleziono zwłoki studenta. Chłopak przypuszczalnie popełnił samobójstwo, teorię tę popierają władze uczelni, pragnące uniknąć skandalu, lecz ani Sara, ani szef miejscowej policji Jeffrey Tolliver nie kryją wątpliwości.
Wkrótce dochodzi do dwóch kolejnych "samobójstw" oraz do brutalnego ataku na młodą kobietę. Jeffrey rozpoczyna zataczające coraz szersze kręgi śledztwo. Sara odkrywa, że była policjantka Lena Adams, zatrudniona jako strażniczka w campusie, może posiadać informacje, które pomogą ująć sadystycznego mordercę. Sęk w tym, że Lena po tragicznych przejściach nie jest w stanie pomóc sama sobie, a cóż dopiero innym. Atmosfera strachu staje się wręcz namacalna...
(450 stron)

MOJA OPINIA 
Policja, FBI, zwłoki i zagadka... Oto przepis na dobry kryminał i dokładnie z tego składa się powieść "Zimny strach"! Już sam opis wydawcy bardzo mnie zachęcił do lektury. Oczekiwałam czegoś ociekającego krwią, trzymającego w napięciu do ostatniej strony i nie zawiodłam się. O tej książce mogę śmiało napisać, że jest to, dokładnie to co lubię najbardziej.

Główną bohaterką powieści jest Sara Linton. Pani koroner w niewielkim miasteczku w stanie Georgia. Pewnego dnia zostaje wezwana do oględzin zwłok młodego samobójcy - absolwenta miejskiego College'u, syna wykładowcy oraz pani psycholog. W tym samym czasie niedaleko miejsca samobójstwa, zostaje zaatakowana przez nieznanego sprawcę jej ciężarna siostra Tessa. Niedługo po tych nieszczęśliwych wypadkach, na terenie kampusu, zostają znalezione ciała kolejnych "samobójców"... W rozwikłaniu zagadki tajemniczych śmierci pomaga Sarze Jeffrey, miejscowwy policjant jej były mąż...

Streściłam powieść bardzo ogólnie. Przedstawiłam jedynie zarys fabuły, nie wspominając o wielu innych bohaterach pojawiających się na stronach przedstawionej książki. Dość rozbudowany wątek poświęcony był też Lenie Adams, byłej policjantce, która miała problemy ze sobą, po tragicznych przeżyciach jakie ją niegdyś spotkały. Tak... powieść ma dość sporo wątków, które weług mnie miały wnieść do powieści przede wszystkim jedno - dodatkową ilość stron :) Są fragmenty, które nie wnoszą nic znaczącego do fabuły i równie dobrze mogłoby ich tam po prostu nie być, a powieść nic by na tym nie ucierpiała. To takie jedno zastrzeżenie, które mam do tej ksiązki. Poza tym bardzo mi się podobała i niezwykle mnie wciągnęła. Zdecydowanie jest to coś dla miłośników kryminału. Mnie jako miłośniczkę powieści grozy bardzo przypadły do gustu fragmenty opisu odnajdowanych zwłok... Co mnie bardzo zadowoliło - nie były powierzchowne, ale szczegółowe :)

Zdecydowanie polecam tę powieść! Dobry kryminał z ciekawą fabułą, przystępnie napisany, wciągający i trzymający w napięciu do samego końca! O tym kto był sprawcą tych rzekomych "samobójstw" dowiadujemy się dopiero na kilku ostatnich stronach powieści :) a do tego towarzyszy nam ten wyczekiwany w tego typu książkach element zaskoczenia... Według mnie wart polecenia szczególnie miłośnikom gatunku.


CYTATY

„Śmierć sama w sobie bywa wystarczającym złem, ale samobójstwo zawsze jest szczególnie dotkliwe dla tych, którzy zostają. Żywi albo oskarżają się, że nie zauważyli żadnych sygnałów,albo czują się zdradzeni przez kochaną osobę, w tak samolubny sposób zdecydowała, że zostawia ich, by sami posprzątali bałagan...”


Baza recenzji Syndykatu ZwB
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...