poniedziałek, 1 września 2014

Witaj szkoło! :) - Chyba się zestarzałam... ?! Tylko kiedy!?

Pamiętam jakby to było wczoraj... 13 sierpnia 2008. Chłodny, ale słoneczny poranek i ja, ledwo żywa, na oddziale położniczym z moją maleńką Oleńką. Prawdziwy maluszek, zaledwie 2700g i 50cm....

Kiedy?! Ja się pytam kiedy minęły te wszystkie lata!? Jak to się stało, że mój maluszek właśnie skończył 6 lat i poszedł do szkoły?! ...DO SZKOŁY! Kiedy tak stałam na szkolnym boisku, i słuchałam przemowy powitalnej, przypominało mi się moje dzieciństwo. Plecak, klasówki, oceny i ten hałas na korytarzu podczas przerw... ale, zaraz, zaraz... spojrzałam na tą dumną, uśmiechniętą dziewczynkę i oprzytomniałam - "Halo koleżanko! Jesteś rodzicem! RODZICEM!" i nagle poczułam się taka ... stara! :P

Apel na boisku. Wiatr wieje niemiłosiernie. 6-letnie maluszki trzymają się za ręce i ściskają w grupie, żeby wichura przypadkiem któregoś nie porwała... a Pani dyrektor przemawia! Wichura rozwiewa jej fryzurę, nad którą zapewne od samego rana pracował sztab fryzjerek. Kartki uciekają, lecą w siną dal, a poddane pani dyrektor latają po całym boisku i łapią, zbierają... To nic, przemówienie musi być! Nikt tego nie słucha! Dzieciaczki już zdrowaśki odmawiają, żeby Bóg się zlitował i nie porwał w przestworza cherlawego ciałka! A Pani dyrektor przemawia... Czyta list powitalny od prezydenta miasta, który miał się pojawić, lecz niestety coś mu wypadło. Czyta list gratulacyjny od ministra edukacji, pani z pobliskiego warzywniaka i pewnie samego ojca Rydzyka... Niech dzieci marzną! Przemowa musi być!

Kiedy już dzieciakom, rodzicom i nauczycielom, każdy włos sterczy w inną stronę i zarząd szkoły nie widzi dalszego sensu w przetrzymywaniu nas na tym wietrze, przeszliśmy do spotkań klasowych. Wychowawczyni podyktowała kompletną wyprawkę pierwszaka, a każdy z rodziców zwinął tę kilometrową listę zakupów, nadszedł ciąg dalszy formalności... Obiadki? Świetlica? Jasne! Można zapisać. Zaginaj rodzicu na drugie piętro do sekretariatu po kwestionariusz... Stamtąd pójdź  na parter złóż go w świetlicy. Potem wróć na pierwsze piętro, wykup obiadki i przemaszeruj się wzdłuż i wszerz poszukując sali nr 111883! A że jest podstawówka, gimnazjum i liceum w jednym - budyneczek niemały...! Nogi mi niemal odpadły, a fleki w szpilkach nadają się już tylko do wymiany! :D

Godzina w szkole wyczerpała mnie doszczętnie i w zupełności wystarczyła, abym znów miała jej dość! ale czy wiecie jakie to uczucie być rodzicem? Stać na boisku w eleganckiej sukience, szpilkach i myśleć sobie: "Moje dziecko idzie do szkoły!"...

Pamiętam, kiedy to ja, po raz pierwszy wyciągałam mamę na rozpoczęcie roku szkolnego o 5 rano, bo już nie mogłam się doczekać. Pamiętam moje pierwsze koślawe literki w zeszycie i wielką radość kiedy udało mi się złożyć je w wyraz! :) Pamiętam jak Mateuszek powiedział, że nie będzie stał ze mną w parze, bo jestem ruda, a rodzice zabronili mu bawić się z rudymi!

Pamiętam też moją mamę, która miała wtedy 29 lat i wydawało mi się, że jest przecież taka stara, bo 29 lat uważałam już za zaawansowany wiek starczy!:) Patrzyłam na nią i nie mogłam się doczekać, kiedy i ja będę mogła malować paznokcie, robić makijaż, czesać się godzinę przed wyjściem z domu i nosić buty na wysokim obcasie! Chciałam być taka jak ona, a teraz moja Ola, chce być taka jak ja! Wiele razy słyszałam już słowa "Mamusiu, a jak będę już taka stara jak Ty, to..." lub "Mamusiu, a jak byłaś młoda, to..." - uch... przyznaję - do tego ciężko przywyknąć!

Moje dziecko poszło do szkoły. Już za parę chwil nauczy się czytać, pisać, liczyć... Zacznie odkrywać świat i zadawać coraz mądrzejsze pytania. Zacznie dojrzewać ... a ja? No właśnie, dziś zdałam sobie sprawę z tego, że nie tylko moje dziecko rośnie, ale ja się starzeję! Czy to już czas, żebym usiadła w bujanym fotelu, chwyciła druty i zaczęła dziergać skarpety?! Czy to już czas włożyć na nos okulary i zacząć szydełkować? A może najwyższa pora zaczynać zdanie od "Kiedy ja byłam w twoim wieku...." :D

czwartek, 28 sierpnia 2014

Czas na zmiany... zmiany na lepsze? :)

*zdjęcie zaczerpnięte z internetu*
Moi Drodzy...
Zmieniamy się... Dorastamy. Uczymy się całe życie. I czasem nadchodzi czas, kiedy trzeba coś zmienić... U mnie właśnie taki czas nadszedł :) 

Nie, wcale nie żegnam się z blogosferą! Wręcz przeciwnie. W mojej głowie pojawiła się pewna myśl... Nie samymi książkami człowiek żyje... :) Właśnie, ja też nie. W moim życiu prócz książek jest miejsce na całą masę innych rzeczy! Mam męża, dzieci, przyjaciół i 8 godzin dziennie spędzam w pracy, gdzie grzebię w częściach samochodowych... Dzieje się bardzo dużo! Mam swoje opinie i poglądy na różne tematy, nie raz jakiś problem spędza mi sen z powiek... czemu by nie zacząć o tym pisać?! :) Czemu by nie wykorzystać tego mojego małego kącika w sieci, by wyrazić siebie nie tylko poprzez recenzje książek...? :)

Tak... za małą sugestią moich przyjaciółek, zamierzam nieco przekształcić mojego bloga... W tej chwili nie wiem, czy jest to dobry pomysł, ale chcę spróbować i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną :) Będzie okazja poznać mnie bliżej, poznać moje otoczenie, moje poglądy... :) Będę pisać o różnych rzeczach - na dzień dzisiejszy mam mnóstwo pomysłów i będę starała się kolejno je realizować :) Już ostatnio pojawił się mały przedsmak czegoś nowego... o kobiecej przyjaźni, który znajdziecie TUTAJ. Wiele razy spotkałam się z opinią, że lubicie kiedy autor bloga pozwala poznać się bliżej, pisze coś o sobie, a nie jedynie podręcznikową recenzję książki... :) Ja teraz chciałabym pokazać Wam się z nieco innej strony... :) Książki i recenzje oczywiście też pozostaną! Bez obaw! To jest moja największa pasja! Od tego zaczynałam i na pewno z tego nie zrezygnuję :) Jednak w życiu dzieje się różnie. Czasem na czytanie książek zostaje mniej czasu, A wtedy blog jednotematyczny świeci pustkami i w miesiącu pojawia się niewiele nowych wpisów. Chciałabym to nieco zmienić :)

Jeśli chodzi o kwestie porządkowe i administracyjne... Blog może zostać nieco odmieniony. Może nowy nagłówek? Nowy tytuł? Może coś jeszcze? Czas pokaże... Adres bloga z kilku względów pozostanie ten sam. Z książkami w roli głównej... A czy posty "poza książkowe" będą oznaczone dodatkowym opisem jeszcze nie wiem... Przede mną jeszcze sporo porządków  i decyzji... :) Jedno co się na pewno nie zmieni - ja nadal będę ta sama :) i to nadal ta sama ja będę tu do Was przemawiać :)

Mam jedynie nadzieję, że mój nowy pomysł przyjmiecie z entuzjazmem, zechcecie mnie poznać bliżej i pozostaniecie ze mną :) Chętnie poznam też Wasze opinie na temat tej zmiany :) W końcu nie samymi książkami człowiek żyje... :) 

pozdrawiam
Renata Zub

wtorek, 26 sierpnia 2014

Przyjaźń to jedna dusza w ... czterech ciałach? :)

Każdy z nas ma przyjaciół... a przynajmniej każdy mieć powinien. Według mnie jest to niezbędny element, aby człowiek mógł się rozwijać i prawidłowo funkcjonować. Szczególnie ważne jest to w przypadku kobiet! Jedna przyjaciółka to absolutne minimum!!! Inaczej, bądźmy szczerzy, kobieta zeświruje! :) Trzeba mieć z kim pójść na zakupy po kolejną kieckę, trzeba mieć się komu wyżalić na szefa, który nie docenia, trzeba mieć się komu wypłakać w ramię, kiedy kolejny "królewicz" złamie nam serce i trzeba mieć z kim świętować sukcesy! Dla kobiety jest to absolutna podstawa! Musi być obok co najmniej jedna kobieta, która przytuli kiedy trzeba, pocieszy i po raz setny otrze łzy, wypije butelkę wina (albo 2, ewentualnie 7 :P ) i wysłucha tych samych żali... A najlepiej jeśli będą takie przyjaciółki trzy! :)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"Numery. Czas uciekać" - Rachel Ward

Gatunek: THRILLER MŁODZIEŻOWY
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 320
Oprawa: miękka 

Tłumaczenie: Anna Dorota Kamińska
Wydawnictwo: WILGA



Mimo mojego "starczego" już wieku :) zdarza mi się, raz na jakiś czas, sięgnąć po literaturę młodzieżową. Robię sobie chwilę przerwy od kryminałów, thrillerów i wszelkich powieści z psychologicznym zalążkiem i sięgam po coś lekkiego i przyjemnego z nadzieją, że spełnią one moje oczekiwania. Tym razem przyciągnęła mnie tajemnicza fabuła książki pani Rachel Ward. Tajemnicze numery, tajemnicza nastolatka i w tle atak terrorystyczny na Londyn. Zapowiada się ciekawie, prawda?

Piętnastoletnia Jem nie ma wielu znajomych, nie chodzi na imprezy, nie jest przez rówieśników lubiana i trzyma się raczej na uboczu. Jem nie jest zwyczajną nastolatką, dostała pewien dar... Widzi w oczach ludzi numery. Są to daty ich śmierci. Widziała datę śmierci własnej matki, widzi datę nauczycieli, kolegów z klasy i każdego przechodnia na ulicy. Wiedziała też kiedy w ataku terrorystycznym zginą ludzie i że jej jedynemu przyjacielowi Pająkowi, zostało zaledwie kilka tygodni życia... Czy dziewczynie uda się uratować życie przyjaciela?

Przyznaję szczerze, że zamierzony cel został osiągnięty. Przeczytałam coś miłego, lekkiego i przyjemnego. Nie wymagało to ode mnie większego zaangażowania, skupienia i myślenia. Nie musiałam śledzić seryjnego mordercy, nie musiałam rozwiązywać żadnej zagadki, nie było żadnej intrygi... Wystarczyło tylko czytać. Więc czytałam, bez większych uczuć i emocji. Było szybko, łatwo i przyjemnie. Pani Ward napisała całkiem dobrą książkę, jednak nie ukrywam, że raczej dla mniej wymagających nastolatek. 

Akcja rozwinęła się bardzo szybko i sprawnie, fabuła  była dobrze przemyślana, a bohaterowie świetnie wykreowani i dopracowani w najmniejszych szczegółach. Autorka oszczędza nam zbędnych, męczących opisów i rozpraszających wątków. Od początku jest tu jeden sens i wyraźnie nakreślony bieg wydarzeń. Narracja pierwszoosobowa pozwala nam śledzić historię z punktu widzenia głównej bohaterki i spojrzeć na wydarzenia jej oczami. Do tego prosty język i łatwy styl jakim posługuje się autorka, daje nam przyjemną w odbiorze całość. 

Dla mnie niestety było to już za mało. Wydaje mi się, że po przeczytaniu takiej ilości kryminałów, thrillerów i horrorów, nie jestem już w stanie zadowolić się lekką powieścią młodzieżową. Moja głowa domaga się zagadki, morderstwa, zwłok i rozlewu krwi. Po tylu latach czytania Kinga, Ketchuma i Edwarda Lee, mam już bardzo wysoko postawioną poprzeczkę i daleko przesuniętą granicę wrażliwości. "Numery" wciągnęły mnie na początku, nieco wynudziły w połowie i dały się przewidzieć na końcu. Jednak mimo wszystko doczytałam do samego końca, momentami czułam się zaintrygowana i miło spędziłam czas! Nie mogę więc jednoznacznie stwierdzić, jaką ocenę przyznaję tej książce. Jednak cała historia była dla mnie zbyt jałowa, naciągana, a główna bohaterka naiwna i dziecinna... 

Ja po kolejne dwie części tej serii raczej nie sięgnę i będę rozglądać się za czymś z dorobku Cooka, Kinga i Fitzka. Przeczytałam, odpoczęłam i wracam do mojego świata. Świata pełnego grozy, krwi i thrillerów psychologicznych. Powieści, w których każda kolejna strona jest wielką niewiadomą, a nieprzewidywalne zakończenie strąca mi kapcie z nóg :) "Numery" były natomiast miłą odskocznią i jak większość książek, zmusiły mnie do małych refleksji... Czy gdybym miała możliwość poznać datę swojej śmierci... Chciałbym ją znać? Ja zdecydowanie nie! Jeśli Ty uważasz, że wykorzystałbyś wtedy resztę swoich dni najlepiej jak potrafisz, to zaskoczę Cię, ale możesz zacząć spełniać marzenia już dziś! Bo choć nie podam Ci konkretnej daty, to jestem pewna, że i Ty pewnego dnia umrzesz... :) Nie trać czasu! 


niedziela, 24 sierpnia 2014

"Pasierbice" - Hilary Norman

Gatunek: THRILLER
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 535
Oprawa: miękka 

Tłumaczenie: Anna Bańkowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka


"Pasierbice"... jakże bliski mi tytuł! Sama pasierbicą byłam. Więc sam tytuł bardzo mnie zaintrygował, do tego interesujący opis, oraz wiele pozytywnych opinii i recenzji utwierdziło mnie jedynie w przekonaniu, że warto po tę pozycję sięgnąć. Z własnego doświadczenia wiem, że ojczym i jedna pasierbica to już może być mieszanka wybuchowa... a co dopiero 3 pasierbice?! 

Matthew Gardner i Karolina Walters poznali się, pokochali i dość szybko zdecydowali na ślub. Rozumieli się doskonale, lubili spędzać razem czas, kochali się i czuli się razem szczęśliwi. Był tylko jeden problem, trzy nastoletnie córki Karoliny postanowiły pozbyć się ojczyma. 16-letnia Flic, 14-letnia Imo i 12-letnia Chloe postanowiły zmienić życie Matthew w piekło... Na początku były to małe, nieszkodliwe złośliwości. Z czasem jednak przybrały one na sile i doprowadziły do tragedii..

O relacjach pasierbica - ojczym mogłabym powiedzieć dużo. Sama takie relacje przez długi czas utrzymywałam. W sumie nadal utrzymuję, chociaż już nieco inaczej, ponieważ założyłam własną rodzinę i własny dom. Tu żadne pokrewieństwo i geny nie mają znaczenia. Liczą się ludzie. Znam rodziny, w  których pasierbica utrzymywała lepsze i bliższe kontakty z ojczymem, niż wiele innych córek z rodzonym ojcem. Dlatego też uważam, że nie możemy każdej takiej rodziny wsadzić do jednej szuflady, gdyż wszystko zależy od ludzi, ich podejścia, ich charakterów. Jednak historia opisana przez autorkę bez wątpienia mogłaby wydarzyć się w rzeczywistym życiu. Ponieważ pojawienie się nowego mężczyzny w domu i życiu dziecka to wielkie wydarzenie i wiążą się z nim ogromne emocje, nie zawsze pozytywne... 

"Podobno nawet ludzie bez skazy, 
oskarżani dostatecznie często o różne grzechy, 
zaczynają wątpić w swą niewinność."

Od samego początku podchodziłam do tej książki z wielkim zapałem i wielką nadzieją. Nadzieją na intrygującą historię i akcję. Jednak z każdą stroną mój zapał malał, a nadzieja znikała. Na początku było nieco nudno. Przez pierwsze 100 stron trzeba było po prostu przebrnąć. Działo się niewiele. Akcja rozwijała się bardzo powoli. Ale starałam się jak mogłam i cierpliwie czekałam na dalszy rozwój wypadków. Moja cierpliwość została nagrodzona, gdyż później akcja nieco się rozkręciła, zaczęło się dziać coraz więcej, dreszcze coraz częściej zaczęły pojawiać się na moim ciele... Nigdy bym nie pomyślała, do czego mogą być zdolne młode dziewczęta i do czego mogą się posunąć, byleby tylko osiągnąć swój cel... Autorka wykazała się wielką pomysłowością. Tego z pewnością nie można jej odmówić, podobnie jak zdolności pisarskich. Wielkim plusem powieści jest lekki, przyjemny styl, oraz prosty język jakim posługuje się autorka. 

Czas poświęcony tej powieści, nie był czasem straconym, choć nie mogę też powiedzieć, żebym była wyjątkowo zachwycona. Czegoś mi brakowało. Moją ocenę na pewno obniża powolny rozwój akcji i wydarzeń. Lubię kiedy książka porywa mnie od pierwszych stron i nie pozwala odłożyć się na regał. Tu mi tego brakowało. Kilka razy przyłapałam się na tym, że wracam do niej z obowiązku, a nie z ciekawości. Gdyby na początku zabrakło mi wytrwałości i wiary w zdolności autorki, książka mogła wylądować na stosie "niedoczytane, wrócę (lub nie) innym razem" :) Na szczęście tak się nie stało...

Relacje między ojczymem, a pasierbami bywają naprawdę różne. Ile ludzi, tyle przypadków. Ja ze swoim miałam częste konflikty i brak porozumienia. Moja znajoma za swoim skoczyłaby w ogień, tak samo jak on za nią. Jedyne co ma tu znaczenie to charaktery i chęci obu stron. Zdecydowanie każda relacja wymaga wiele pracy, poznania się i dobrych chęci. U mnie w domu czegoś zabrakło, jednak mimo to byliśmy w stanie przeżyć ze sobą 14 lat pod jednym dachem. Teraz już mam własny dom, rodzinę i swoje życie, wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam. Relacja z ojczymem znacznie się poprawiła... I choć ten człowiek nie jest moim biologicznym ojcem, to jednak on zna moje najdziwniejsze nawyki, moje wady i zalety. On zadał sobie trud wychowania mnie od najmłodszych lat! I to również dzięki niemu jestem dziś tym, kim jestem... i jestem mu za to naprawdę wdzięczna!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...