Rok wydania: 2009
Ilość stron: 189
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Amber
Tłumaczenie: Maria i Cezary Frąc
OPIS WYDAWCY
W wigilię Bożego Narodzenia Charles zabiera swoją czteroletnią córeczkę po zakupy. W zatłoczonym sklepie z zabawkami Naomi znika w tłumie. Następnego dnia policja znajduje okrutnie zmasakrowane ciało dziewczynki. Naomi odeszła... Czyj więc szept słyszy Charles każdej nocy? Jak to możliwe, że widzi córkę na dziwnych starych fotografiach?
MOJA OPINIA
Siedzę i siedzę, myślę i myślę... jak tu zacząć tę recenzję? Jak ładnie ująć w słowa, jak tę książkę znalazłam, kto mi ją polecił... aż w końcu uzmysłowiłam sobie - "o rany! dawaj prosto z mostu! Przecież tu sami swoi! :)"... No właśnie! U swoich tę książkę znalazłam! Na blogach u Pauliny, Melona i Piotrka. Wszyscy troje przyłożyli się po troszku, abym wysiliła się i udała na poszukiwania "Pokoju Naomi"...
Tym razem postanowiłam sięgnąć po historię, profesora akademickiego Charlesa, który wraz z żoną i 4 letnią córką Naomi, wiedzie szczęśliwe, ustabilizowane życie. Mają piękny duży dom, oraz plany na przyszłość, które przekreśla jedno świąteczne popołudnie. W Boże Narodzenie Charles zabiera Naomi do centrum handlowego. I zdarza się tragedia... wystarczyła chwila nieuwagi i Naomi znika w tłumie...
To było coś fajnego! Czegoś takiego od dawna szukałam i chciałam przeczytać. Lubię historyjki o nawiedzonych domach, duchach ukazujących się na zdjęciach i różnych mrocznych zagadkach do rozwiązania, więc wiedziałam, że będzie to coś dla mnie. I jak się czytało? Świetnie! Dawno nie miałam w rękach książki o takiej tematyce, więc szło mi wyjątkowo szybko i płynnie. Poza tym autor posługuje się prostym językiem, szczędzi nam zbędnych wątków i co najważniejsze akcja rozpoczyna się już od pierwszych stron! Historia wciąga i intryguje, a że zajmuje zaledwie 189 stron, śmiało można uznać, iż jest to lektura na jedno popołudnie.
Muszę przyznać, że historia nieco tknęła moje serducho i początek wywołał we mnie masę emocji. Jestem już mamą... Mam dwie córeczki... więc czytanie o zaginięciu małej dziewczynki bardzo mnie poruszyło. Mogłam na przedstawione wydarzenia spojrzeć w nieco inny sposób. Potrafiłam zrozumieć bardziej ból jaki odczuwali bohaterowie. Pod tym względem autor umieścił w fabule ogromny ładunek emocjonalny.
Później już było lżej... duchy, dziwne odgłosy dobiegające ze strychu... Pomysł dość popularny i często wykorzystywany w wielu filmach i książkach. Mało oryginalny, mocno przewidywalny lecz mimo to, czytało się przyjemnie, historia rozkręcała się z każdą kolejną stroną coraz bardziej i trzymała w napięciu. Końcówka choć zaskakująca, nieco mnie rozczarowała... Dlaczego? Mój odwieczny problem - nie wszytko było jasne! A tego przecież nie lubię...
Mimo iż byłam delikatnie rozczarowana zakończeniem i fabuła była oklepana i przewidywalna, polecam tę książkę! Nie mogę zaprzeczyć, że czytało się miło. Poza tym 180 stron? Niewiele czasu i niewiele wysiłku wymaga zapoznanie się z ta historią. Miłośnicy i koneserzy horroru mogą czuć niedosyt, lecz mało wymagający, lub po prostu stęsknieni za tego typu fabułą, poczują dreszczyk grozy na plecach... i być może nabiorą ochoty na więcej! Tak jak ja... :)
CYTATY
"Kochankowie rzadko bywają dyskretni, niemal jakby rozmyślnie prowokowali odkrycie"
"Nie mogłem być odwrócony plecami dłużej niż pół minuty. Z tego, co wiem, to mogło być kwestią kilku sekund. Staliśmy przy wielkim stole, patrząc na pociągi okrążające gipsowe wzgórza i doliny. Gdybym odwrócił się dwie, trzy sekundy wcześniej, mógłbym zobaczyć, jak znika. Ale kiedy to zrobiłem, już jej nie było. Wciąż pamiętam ten przypływ paniki, na razie nieznaczny, ale wyraźny, przemieszany ze strachem. Spojrzałem w prawo i w lewo, lecz nigdzie nie dostrzegłem żółtego płaszczyka. Wykrzyknąłem jej imię, ale mój głos utonął w gwarze tysiąca innych głosów. Przekonany, że jest gdzieś niedaleko, nie mogąc dotrzeć do mnie przez las otaczających ją dorosłych, przedzierałem się przez napierający na mnie tłum. Okrążyłem wielki stół z maleńkimi warczącymi pociągami i wróciłem do miejsca, z którego wyruszyłem. Ale niezależnie od tego, gdzie patrzyłem i dokąd szedłem, nigdzie nie widziałem Naomi."
"Jeśli Naomi naprawdę nie żyła, albo będąc aniołkiem w ramionach Jezusa, albo kośćmi na przykościelnym cmentarzu, pogodzenie się z tym faktem było trudne, ale możliwe. Ale odkrycie, że w pewnym sensie wciąż może być żywa, świadoma i bliska, a jednak w innym wymiarze, było dla Laury potężnym ciosem."
Tym razem postanowiłam sięgnąć po historię, profesora akademickiego Charlesa, który wraz z żoną i 4 letnią córką Naomi, wiedzie szczęśliwe, ustabilizowane życie. Mają piękny duży dom, oraz plany na przyszłość, które przekreśla jedno świąteczne popołudnie. W Boże Narodzenie Charles zabiera Naomi do centrum handlowego. I zdarza się tragedia... wystarczyła chwila nieuwagi i Naomi znika w tłumie...
"Nie mogłem być odwrócony plecami dłużej niż pół minuty. Z tego, co wiem, to mogło być kwestią kilku sekund. (...) Gdybym odwrócił się dwie, trzy sekundy wcześniej, mógłbym zobaczyć, jak znika. Ale kiedy to zrobiłem, już jej nie było.(...) niezależnie od tego, gdzie patrzyłem i dokąd szedłem, nigdzie nie widziałem Naomi."
Następnego dnia policja znajduje zmasakrowane zwłoki dziewczynki. Charles nie mogąc pogodzić się ze śmiercią córki, chyba zaczyna popadać w paranoję... Słyszy w domu szepty dziecka, wyczuwa jej obecność, widzi ją na zdjęciach... starych i tych robionych już po jej śmierci. Charles wraz z zaprzyjaźnionym fotografem próbuje rozwikłać zagadkę jej śmierci i znaleźć zabójcę.
To było coś fajnego! Czegoś takiego od dawna szukałam i chciałam przeczytać. Lubię historyjki o nawiedzonych domach, duchach ukazujących się na zdjęciach i różnych mrocznych zagadkach do rozwiązania, więc wiedziałam, że będzie to coś dla mnie. I jak się czytało? Świetnie! Dawno nie miałam w rękach książki o takiej tematyce, więc szło mi wyjątkowo szybko i płynnie. Poza tym autor posługuje się prostym językiem, szczędzi nam zbędnych wątków i co najważniejsze akcja rozpoczyna się już od pierwszych stron! Historia wciąga i intryguje, a że zajmuje zaledwie 189 stron, śmiało można uznać, iż jest to lektura na jedno popołudnie.
Muszę przyznać, że historia nieco tknęła moje serducho i początek wywołał we mnie masę emocji. Jestem już mamą... Mam dwie córeczki... więc czytanie o zaginięciu małej dziewczynki bardzo mnie poruszyło. Mogłam na przedstawione wydarzenia spojrzeć w nieco inny sposób. Potrafiłam zrozumieć bardziej ból jaki odczuwali bohaterowie. Pod tym względem autor umieścił w fabule ogromny ładunek emocjonalny.
Później już było lżej... duchy, dziwne odgłosy dobiegające ze strychu... Pomysł dość popularny i często wykorzystywany w wielu filmach i książkach. Mało oryginalny, mocno przewidywalny lecz mimo to, czytało się przyjemnie, historia rozkręcała się z każdą kolejną stroną coraz bardziej i trzymała w napięciu. Końcówka choć zaskakująca, nieco mnie rozczarowała... Dlaczego? Mój odwieczny problem - nie wszytko było jasne! A tego przecież nie lubię...
Mimo iż byłam delikatnie rozczarowana zakończeniem i fabuła była oklepana i przewidywalna, polecam tę książkę! Nie mogę zaprzeczyć, że czytało się miło. Poza tym 180 stron? Niewiele czasu i niewiele wysiłku wymaga zapoznanie się z ta historią. Miłośnicy i koneserzy horroru mogą czuć niedosyt, lecz mało wymagający, lub po prostu stęsknieni za tego typu fabułą, poczują dreszczyk grozy na plecach... i być może nabiorą ochoty na więcej! Tak jak ja... :)
CYTATY
"Kochankowie rzadko bywają dyskretni, niemal jakby rozmyślnie prowokowali odkrycie"
"Nie mogłem być odwrócony plecami dłużej niż pół minuty. Z tego, co wiem, to mogło być kwestią kilku sekund. Staliśmy przy wielkim stole, patrząc na pociągi okrążające gipsowe wzgórza i doliny. Gdybym odwrócił się dwie, trzy sekundy wcześniej, mógłbym zobaczyć, jak znika. Ale kiedy to zrobiłem, już jej nie było. Wciąż pamiętam ten przypływ paniki, na razie nieznaczny, ale wyraźny, przemieszany ze strachem. Spojrzałem w prawo i w lewo, lecz nigdzie nie dostrzegłem żółtego płaszczyka. Wykrzyknąłem jej imię, ale mój głos utonął w gwarze tysiąca innych głosów. Przekonany, że jest gdzieś niedaleko, nie mogąc dotrzeć do mnie przez las otaczających ją dorosłych, przedzierałem się przez napierający na mnie tłum. Okrążyłem wielki stół z maleńkimi warczącymi pociągami i wróciłem do miejsca, z którego wyruszyłem. Ale niezależnie od tego, gdzie patrzyłem i dokąd szedłem, nigdzie nie widziałem Naomi."
"Jeśli Naomi naprawdę nie żyła, albo będąc aniołkiem w ramionach Jezusa, albo kośćmi na przykościelnym cmentarzu, pogodzenie się z tym faktem było trudne, ale możliwe. Ale odkrycie, że w pewnym sensie wciąż może być żywa, świadoma i bliska, a jednak w innym wymiarze, było dla Laury potężnym ciosem."