Pewnego dnia znajomy miał na mieście kilka spraw do załatwienia - urząd, poczta, zakupy, parę gwałtów, rabunek, napad na bank... a że moje plany na ten dzień ograniczały się do wylegiwania się na kanapie i przeglądania map, w poszukiwaniu miejsc gdzie mogłabym ukryć kolejne ciała moich ofiar, zgodnie z maksymą "nie spać! zwiedzać!", pojechałam z nim.
URZĄD
Pojechaliśmy najpierw do jakiegoś urzędu, a tam jak to niemal wszędzie w Ameryce przy wejściu kontrola jak na lotnisku. Zdejmuję kurtkę, zdejmuję buty, torebkę daję do prześwietlenia i w trakcie zastanawiam się czy majtki zaraz też będą kazali mi zdjąć?! Do przemacania więc stoję w kolejce, a jej początku ochroniarz pilnuje co bym przypadkiem nie wepchnęła się do robienia tego striptizu. Stoimy więc z kolegą w kolejce. Jedno za drugim, jak za mięsem w komunie. W ciszy, w skupieniu, zastanawiając się, czy aby na pewno nie mamy nic do przemycenia? Żadnych granatów? Trotylu? Spluwy w gaciach? Wąglika?! świńskiej grypy? albo chociaż śrubokrętu i kombinerek w staniku, jak to kiedyś z przyjaciółką na Juwenaliach Olsztyńskich? Eeee nudy... Zastanawiam się więc czy uda mi się przemycić przez bramki chociaż mój wybuchowy charakter?! W nim ostatnia nadzieja na niezły ubaw. W zamyśleniu zdejmuję już kurtkę i nagle z zadumy wyrywa mnie głos ochroniarza stojącego metr przede mną. Coś mówi, uśmiecha się a ja stoję oszołomiona! Nic nie rozumiem! Co on w ogóle do mnie rozmawia?! Nagle zniknął cały mój angielski! A nawet jego szczątki. Nie potrafię nawet wydusić by powtórzył. Dżizes! Myśli też prześwietlają?!?! Aresztować mnie chce?! Oczyma wyobraźni już widzę siebie na więziennej pryczy... Skutą kajdankami i odzianą w kaftan z przydługimi rękawkami... Odwracam się więc do stojącego za mną kolegi i pytam:
- Co? Co ten koleś do mnie powiedział?
- że podoba mu się twój... sweter.
Kiedy mój wzrok ponownie spoczął na ciemnoskórym, jak mój znajomy, lowelasie w ochroniarskim uniformie, ten już stał nieco zdezorientowany, zaskoczony, zmieszany i zawstydzony. Gdyby nie kolor jego skóry, który neutralizuje i maskuje wszelkie oznaki zawstydzenia, policzki kolegi ochroniarza byłyby koloru naszego polskiego dorodnego buraka. Cóż, myślał, że jestem sama, a ten pan za mną stoi tam zupełnie przypadkiem... tymczasem pomyślał, że popełnił ogromną gafę i jedynie dzięki wielkiemu szczęściu nie dostał w czajnik. Spuścił więc tylko oczy zawstydzony i z fascynacją zaczął oglądać swoje trzewiki. Nie wiem jakie układy mój mąż nawiązał z moimi tutejszymi znajomymi, ale ma wtyki, gdyż w ten właśnie sposób znajomy, samą swoją obecnością, niechcący spłoszył mi egzotycznego wielbiciela..
POCZTA
Ale, ale... nie pozostałam mu dłużna. Następnym przystankiem była poczta. Poczta, która w USA służy nie tylko do wysłania listów i paczek. Tutejsze poczty mają wiele szerszy zakres obowiązków, niż nasze. Wpadłbyś na to, że chcąc wyrobić sobie paszport, musisz udać się ... na pocztę? Ja nigdy! Jednak cokolwiek mój towarzysz chciał załatwić, czy to wysłać zwykły list, wyrobić trzy fałszywe paszporty, wyprać brudne pieniądze, kupić zwykły znaczek czy też zamówić prenumeratę "Playboya", stanęliśmy w kolejce. Kiedy nadeszła nasza kolej, podeszliśmy do okienka i zobaczyłam wredną, skrzywioną twarz ciemnoskórej kobiety i od razu wiedziałam, że coś tu jest nie tak... Tylko co?! Tego nie byłam w stanie powiedzieć. Stanęłam sobie subtelnie obok znajomego i rozglądałam się na boki. Kiedy to on rozprawiał o czymś, płynnym zaawansowanym amerykańskim, przy którym już po pierwszej oklepanej grzeczności "hał ar ju, ajm gud, senkju wery macz", która jest tu zupełnie automatyczna, wyłączyłam się całkowicie... ale cóż to? Kolega mój zawsze taki miły, kulturalny, i uśmiechnięty do każdego, a pani z okienka jedynie niemiło mu odburkuje coś pod nosem i co raz to spogląda na mnie spod byka. Młoda dość, całkiem ładna kobieta, więc czemu taka naburmuszona tam siedzi? Myślę sobie "ty wredna ropucho!" i odwzajemniam wredne spojrzenie, którym również jestem przez naturę obdarzona. Nie odzywam się, bo co ja tam wiem o Playboyach i praniu brudnej kasy w pocztowym okienku?! ale zerkam sobie na panią ropuchę tak jak ona na mnie.
W końcu kolega oddalił się od okienka z dość zniesmaczoną miną i już widzę, że nie załatwił tego po co przyszedł. Cały nakład "Playboya" wyczerpany, pralka nieczynna, znaczków nie ma, a i papier w drukarce paszportów też się skończył! Ale ten przed nami jeszcze wyprał co chciał! No co za pech! Patrzę lekko zdezorientowana i pytam, jak to możliwe?! Przecież ropucha w okienku ciemnoskóra, znajomy też... z tej samej gliny ulepieni, mogłoby się wydawać, a tu zero solidarności, pomocy i zrozumienia! Otóż pomoc by była. I uśmiech by był. I prenumerata "Playboya" również by była... i to Ba! Z paroma rozkładówkami w gratisie... Gdybym ja tam nie była :D Bulwers mi się włączył i pytam, ale jak to?! że co? że to niby moja wina?! Przecież nawet się nie odezwałam! Ani słowem! Ale to nic, bo ciemnoskóre panie są bardzo zazdrosne o panów w tym samym kolorze skóry i nienawidzą kobiet, które zabierają ich mężczyzn! Nienawidzą też swoich mężczyzn, którzy wybierają te mniej opalone panie! - "Przylazłeś z białą babą, więc nie licz na moją pomoc ty zdradziecki samcu! Niebieskich oczu ci się zachciało? To zerknij w nie ostatni raz, bo zaraz jej je wydrapię!". Tak to właśnie działa. Nie ważne, że to tylko znajomy, liczy się fakt, że widziano was razem. Zbrodnia!
Kolega więc zapowiada, że jutro tu przyjedzie... sam. albo ze mną, ale ja zostaje w samochodzie. No dzięki! faktycznie, weź się pokaż ze mną publicznie, a ci wiochy narobię i będziesz człowieku spalony! Nawet w takim 8 milionowym mieście, potem już tylko kanałami, bocznymi uliczkami i w okularach przeciwsłonecznych będziesz chodził. Przez chwilę jeszcze lekko ubolewam, że moja blada twarz, pokrzyżowała koledze plany na wieczór, sam na sam z rozkładówką "Playboya", czy wyjazd w Zjednoczone Emiraty Arabskie, czy tam inne nabzdyczone kwadraty ciapate, na paszporcie dyplomaty, albo i trzech. No szkoda trochę, taki miły chłopak. Ale mój żal nie trwa długo. A co Ty sobie myślisz?! Masz za swoje! Oko za oko, ząb za ząb! Murzynka za murzyna!
SKLEP
Kiedy już narobiliśmy sobie wzajemnych brudów w urzędzie i na poczcie, pojechaliśmy na zakupy, do supermarketu. Bo zawsze to można namieszać sobie w życiu jeszcze bardziej! Jak szaleć, to szaleć! Weszliśmy do sklepu, wrzucamy najpotrzebniejsze, niezbędne produkty do koszyka. Czipsy, ciastki, cukierki, ciastki, czekoladki, ciastki... bo wszystko nam się w domu pokończyło. Samo oczywiście. Albo wiewiórki wyniosły.. Tego akurat nie jesteśmy pewni, choć jednego na pewno - wszelkie słodycze znikają za sprawą jego kobiety. co do tego jesteśmy zgodni. sorry! :) a bo to raz słyszałam "bez ciastków mi nie wracać!!!" ? Spaceruję sobie w najlepsze między regałami w tę i nazad. Podśpiewuję sobie bez większej uwagi piosenki, które słyszę w sklepowych głośnikach i nagle odkrywam, że zgubiłam towarzysza. A ten to jak wpadnie w szał zakupów, to człowieku nie utrzymasz, nie dogonisz i nie upilnujesz! Mogiła i debet na jego koncie! I jeszcze chłop pamięć ma taką, że przedstawiam się codziennie rano, mijając go w drodze do łazienki, uprzedzając jego pytanie “Cześć, kim jesteś?”. Zapomni o mnie I zostawi mnie tu w cholerę! Kolegi więc nie ma, ale nie przejmuję się tym zbytnio.. znajdę go. myślę sobie, wyjdę na środek, rozejrzę się i w oczy mi się rzuci. czarny w końcu jest :)
Wychodzę więc na środek, patrzę i... rozglądam się w przód, w tył i na boki ...oba na raz i co widzę?! Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę! Czarność w sumie. Jeden Piętaszek, drugi, dziesiąty... Wszyscy tak samo opaleni jak i mój znajomy! Wszyscy wyglądają tak samo i wszyscy patrzą na mnie! Jedna para oczu zerka z naprzeciwka, druga z boku, trzecia gdzieś między regałami, czwarta między konserwami, kolejna wychyla się zza rogu, a jeszcze inna znad stoiska z owocami. I wszyscy bez wątpienia wpatrują się we mnie. Panowie zerkają z zainteresowaniem, panie ostrzą na mnie noże, dzidy i paznokcie. Przez chwilę rozglądam się jeszcze niepewnie, badam teren. Gdzie ja jestem? Co tu się dzieje? W Afrykę mnie wywiózł skubaniec i sam się ulotnił!?
I nagle olśnienie! W głośnikach wybrzmiewa jamajska muzyka, dokładnie taka jak w samochodzie mojego towarzysza. I już wiem gdzie jestem. Nie na Jamajce, niestety, ale w jamajskim supermarkecie w samym centrum czarnej dzielnicy. Jestem białą plamą na czarnym tle, bądź też Czarną owcą w tym stadzie, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi :D Moja skóra koloru śnieżnobiałej ściany niemiłosiernie razi w oczy tubylców. Moje niebieskie oczy świecą jak u Bazyliszka. Ha! No w końcu! -myślę sobie- w końcu wszyscy patrzą na mnie! Przechadzam się więc w tę i we w tę, jak po czerwonym dywanie, lub co najmniej po wybiegu. Błyszczę jak wampirzy Edward Cullen w promieniach słońca, ale lepsza jestem! Bo mnie tam tylko sklepowe jarzeniówki wystarczą! Wykorzystując chwilę sławy, już tańczyć z gwiazdami zamierzam, ale Gwiazdorzenie przerywa mi znajomy. o! znalazł się! zwolnił tempo, pewnie dlatego, że nie ma już siły pchać wózka naładowanego po brzegi. Ba! żeby tylko... wysypuje się :D Niedługo potem znów się zgubił, ale to nic. Nie przejmuję się tym zbytnio.. znajdzie mnie. myślę sobie, wyjdę na środek i w oczy się rzucę. biała w końcu jestem :)
Z SERII "NYC W PIGULCE" POLECAM:
Z SERII "NYC W PIGULCE" POLECAM:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest na wagę złota... :) Dziękuję!