Rok wydania: 2007
Ilość stron: 328
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Wydawnictwo: Amber
Już od dłuższego czasu zapisywałam tytuły książek pana MacBride, na listę lektur do przeczytania, jednak dopiero niedawno udało mi się sięgnąć po pierwszą z nich. Całkiem spontanicznie. Już wychodziłam z biblioteki, kiedy na regale promującym thrillery, ujrzałam przyciągającą wzrok okładkę. Bez zastanowienia wzięłam. Morderstwa są? Krew się leje? Ok, biorę! To będzie coś dla mnie! :)
Dochodzi do prawdziwej tragedii. W pożarze ginie 6 osób. Spłonęli żywcem, w starym domu. Odcięto im wszelkie drogi ucieczki. Drzwi i okna zaryglowano i zabito deskami. Wszystko wskazuje, że była to pułapka, umyślnie zastawiona przez podpalacza... W tym samym czasie zostają też znalezione zwłoki brutalnie pobitej i zamordowanej prostytutki. Obie te sprawy próbuje rozwiązać Logan McRae. Jest to dla niego szansa na odzyskanie dobrej reputacji, która niestety została ostatnio nadszarpnięta przez nieudolnie poprowadzoną akcję, w której postrzelono jednego z policjantów. Stawka jest wysoka i sierżant McRae zrobi wszystko, żeby rozwiązać te sprawy, odzyskać dobre imię i opuścić szeregi policyjnych nieudaczników...
Zapowiadało się ciekawie, a jak było? Szczerze mówiąc, średnio. Mam nieco mieszane uczucia w stosunku do tej książki. Fabuła zapowiadała się bardzo interesująco, jednak ostatecznie nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak się spodziewałam. Styl autora choć prosty i dość płynny, na początku nieco mnie męczył. Akcja rozkręcała się powoli, czego wynikiem było moje umiarkowane zainteresowanie. Na początku ruszyło z kopyta! Mamy podpalenie i 6 ofiar. Zaraz potem zwłoki prostytutki, a potem długo, długo nic... Nudziłam się, czytałam bez zapału, sięgałam po książkę tylko dlatego, że nie lubię zostawiać niedokończonych historii i miałam nadzieję, że akcja się należycie rozkręci. Później rzeczywiście nieco się ruszyła, ale nieznacznie. Ostatecznie scena finałowa była dość dynamiczna, jednak nie na tyle, by z wrażenia wbić mnie w fotel i strącić kapcie z nóg... :)
Tym, co najbardziej przeszkadzało mi w tej historii, była mnogość bohaterów. Bardzo tego nie lubię i bardzo przeszkadza mi się to skupić. Kilkanaście nazwisk do zapamiętania, kilkanaście charakterów, ról i osobowości... Zapamiętując to wszystko, nie mam już sił i chęci, by analizować i skupić się na fabule. W tej książce przytłoczył mnie nadmiar postaci - sierżant Logan, jego dziewczyna, była narzeczona i szefowa. Koleżanka, kilku kolegów, szef. Martwa prostytutka, jej kochanek, jego siostra, "towarzyskie" koleżanki i "opiekunowie". A ponadto trzech narkotykowych zbójów i gdzieś w tle podpalacz... Ostatecznie zanim odkopałam w mej pamięci, kto do kogo co powiedział, kto u kogo był, gdzie pojechał i z kim rozmawiał... Budziła się we mnie irytacja i łaknący zaspokojenia instynkt mordercy! :)
Sam finał historii również mnie zawiódł. Uważam, że trudziłam się zapamiętując tuzin nazwisk i analizując dokładnie fabułę, na marne. Nie mogę powiedzieć dlaczego, by nie zdradzić Wam zbyt wiele i być może nie zepsuć niektórym przyjemności czytania... Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że niepotrzebnie się wysilałam, gdyż cała zabawa skończyła się rozczarowaniem! Nie Panie MacBride! Tak bawić się nie będziemy! Jednak nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że książka była zła i niewarta niczyjej uwagi. Niektórym spodoba się różnorodność, której tu nie brakuje - prostytutki, piroman- zboczeniec, narkotyki... Różnorodność i bogata, rozwidlona fabuła to zdecydowanie mocne strony autora. Dla mnie jednak było tego za dużo.
Było to moje pierwsze spotkanie z tym autorem i nie wiem czy nie ostatnie. Do zbyt udanych ono nie należy. Nudziłam się trochę, niepotrzebnie wysilałam, zawiodłam i rozczarowałam. "Zamierające światło" nie trafiło w mój gust, dla mnie był tu przesyt postaci, wątków... Wątki te w pewnym momencie co prawda łączą się ze sobą, lecz nietrudno wcześniej się w tym wszystkim pogubić. Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś dam autorowi drugą szansę. Być może zarys kolejnej fabuły tak bardzo mnie zaintryguje, że sięgnę po jego książkę ponownie. Po cichu bardzo liczę na to, że po prostu za pierwszym razem źle trafiłam i po ponownym spotkaniu poczuję magię i docenię talent autora :)
Dochodzi do prawdziwej tragedii. W pożarze ginie 6 osób. Spłonęli żywcem, w starym domu. Odcięto im wszelkie drogi ucieczki. Drzwi i okna zaryglowano i zabito deskami. Wszystko wskazuje, że była to pułapka, umyślnie zastawiona przez podpalacza... W tym samym czasie zostają też znalezione zwłoki brutalnie pobitej i zamordowanej prostytutki. Obie te sprawy próbuje rozwiązać Logan McRae. Jest to dla niego szansa na odzyskanie dobrej reputacji, która niestety została ostatnio nadszarpnięta przez nieudolnie poprowadzoną akcję, w której postrzelono jednego z policjantów. Stawka jest wysoka i sierżant McRae zrobi wszystko, żeby rozwiązać te sprawy, odzyskać dobre imię i opuścić szeregi policyjnych nieudaczników...
Zapowiadało się ciekawie, a jak było? Szczerze mówiąc, średnio. Mam nieco mieszane uczucia w stosunku do tej książki. Fabuła zapowiadała się bardzo interesująco, jednak ostatecznie nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak się spodziewałam. Styl autora choć prosty i dość płynny, na początku nieco mnie męczył. Akcja rozkręcała się powoli, czego wynikiem było moje umiarkowane zainteresowanie. Na początku ruszyło z kopyta! Mamy podpalenie i 6 ofiar. Zaraz potem zwłoki prostytutki, a potem długo, długo nic... Nudziłam się, czytałam bez zapału, sięgałam po książkę tylko dlatego, że nie lubię zostawiać niedokończonych historii i miałam nadzieję, że akcja się należycie rozkręci. Później rzeczywiście nieco się ruszyła, ale nieznacznie. Ostatecznie scena finałowa była dość dynamiczna, jednak nie na tyle, by z wrażenia wbić mnie w fotel i strącić kapcie z nóg... :)
Tym, co najbardziej przeszkadzało mi w tej historii, była mnogość bohaterów. Bardzo tego nie lubię i bardzo przeszkadza mi się to skupić. Kilkanaście nazwisk do zapamiętania, kilkanaście charakterów, ról i osobowości... Zapamiętując to wszystko, nie mam już sił i chęci, by analizować i skupić się na fabule. W tej książce przytłoczył mnie nadmiar postaci - sierżant Logan, jego dziewczyna, była narzeczona i szefowa. Koleżanka, kilku kolegów, szef. Martwa prostytutka, jej kochanek, jego siostra, "towarzyskie" koleżanki i "opiekunowie". A ponadto trzech narkotykowych zbójów i gdzieś w tle podpalacz... Ostatecznie zanim odkopałam w mej pamięci, kto do kogo co powiedział, kto u kogo był, gdzie pojechał i z kim rozmawiał... Budziła się we mnie irytacja i łaknący zaspokojenia instynkt mordercy! :)
Sam finał historii również mnie zawiódł. Uważam, że trudziłam się zapamiętując tuzin nazwisk i analizując dokładnie fabułę, na marne. Nie mogę powiedzieć dlaczego, by nie zdradzić Wam zbyt wiele i być może nie zepsuć niektórym przyjemności czytania... Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że niepotrzebnie się wysilałam, gdyż cała zabawa skończyła się rozczarowaniem! Nie Panie MacBride! Tak bawić się nie będziemy! Jednak nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że książka była zła i niewarta niczyjej uwagi. Niektórym spodoba się różnorodność, której tu nie brakuje - prostytutki, piroman- zboczeniec, narkotyki... Różnorodność i bogata, rozwidlona fabuła to zdecydowanie mocne strony autora. Dla mnie jednak było tego za dużo.
Było to moje pierwsze spotkanie z tym autorem i nie wiem czy nie ostatnie. Do zbyt udanych ono nie należy. Nudziłam się trochę, niepotrzebnie wysilałam, zawiodłam i rozczarowałam. "Zamierające światło" nie trafiło w mój gust, dla mnie był tu przesyt postaci, wątków... Wątki te w pewnym momencie co prawda łączą się ze sobą, lecz nietrudno wcześniej się w tym wszystkim pogubić. Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś dam autorowi drugą szansę. Być może zarys kolejnej fabuły tak bardzo mnie zaintryguje, że sięgnę po jego książkę ponownie. Po cichu bardzo liczę na to, że po prostu za pierwszym razem źle trafiłam i po ponownym spotkaniu poczuję magię i docenię talent autora :)