Byc w NY i nie przezyc chwil grozy, to jak pojechac do Paryza i nie zobaczyc Wiezy Eiffla... Nie godzi sie! :P Wiec nie zdziwilo mnie zbytnio jak, pewnego beztroskiego dnia, otoczylo mnie z kazdej strony tysiac radiowozow policyjnych, rozswietlajac wieczorne niebo (i zarazem pol Nowego Jorku :P ) niebiesko-czerwonymi mrygajacymi barwami i zagluszajac zgielk miasta, wyciem syren... :) wiem, widzicie juz oczyma wyobrazni jak klada mnie na ziemi, zawijaja w kaftan bezpieczenstwa, (dla pewnosci jeszcze zakuwaja nogi w kajdany :P ) po czym pakuja mnie w kilku basiorow w kominiarkach do radiowozu i recytuja magiczna formulke, ze mam prawo zachowac milczenie... a ja ze swoja rozdarta, wredna geba ani mysle z tego prawa korzystac :P ale zaskocze Was! i zdejme ten usmiech nadziei, ktory rozblysl na Waszych twarzach :P - FBI do tej pory nie puscilo za mna listu gonczego :P nie zlapano mnie na dilerce. paserce, handlu organami, ani na praniu brudnych pieniedzy :P nie napadlam tez nikogo, nie pobilam, ani nie zgwalcilam...! :D (a to ci dopiero niespodzianka, co? :P ) Zastanawiacie sie wiec jak to sie stalo, ze jestem taka grzeczna a zostalam otoczona przez wszystkie jednostki policji w NY... ?