Kiedy w 2015 roku zrobiłam niespodziankę znajomym i wzięłam dupę w troki, a następnie wsadziłam ją w samolot i ni stąd ni zowąd, wylądowałam w Nowym Jorku, najczęściej zadawanym pytaniem, zaraz po:
- Załatwisz mi wizę/ wycieczkę/ pracę/ obywatelstwo/ Jennifer Aniston?
było:
- Kobieto! po co Ty tam poleciałaś, aż do Ameryki?!
- Załatwisz mi wizę/ wycieczkę/ pracę/ obywatelstwo/ Jennifer Aniston?
było:
- Kobieto! po co Ty tam poleciałaś, aż do Ameryki?!
No jak to po co?! Przecież nie od dziś wiadomo, że do Ameryki leci się po to, by spełniać swój „American dream”. Spełniać marzenia o sławie, popularności, grubych milionach na koncie, świętym spokoju i popijaniu drinków z palemką. Wiecie - fejm, lajki, ścianki, flesze, billboardy, paparazzi... ;) Bez znaczenia, czy masz w planach zostać modelką, aktorką, piosenkarką, kelnerką, nianią, pokojówką na Manhattanie, członkinią brooklynskiego gangu, czy wyjść za milionera i zostać po prostu „Żoną Hollywood”. Po co poleciałam aż do Ameryki!?
No jak to po co?!
No jak to po co?!
Zostać nową dziewczyną Bonda! Ofkors... ;)
I doprawdy, sama nie wiem jak to się stało, ale zostałam...